Najchętniej nie zaczynałbym od tego, od czego zwykle zaczynają kaznodzieje, i nie mówiłbym o tym, że żyjemy w pędzie, w zabieganiu, że choć latamy w kosmos, to jesteśmy coraz bardziej pogubieni…
Najchętniej pominąłbym te dość oklepane wstępy o lotach kosmicznych i przeszedł od razu do rzeczy. A jednak… My faktycznie żyjemy dziś w pędzie i faktycznie jesteśmy zabiegani, a to nasze zabieganie sprawia, że zapominamy, po co w ogóle biegniemy. Słyszałem kiedyś dowcip o facecie, który tak dużo biegał z taczką, że nie miał czasu jej ładować, w związku z czym biegał z pustą… Możemy się z tego śmiać, ale jak się dobrze przyjrzeć, to może się okazać, że sami robimy coś podobnego – uprawiamy dyscyplinę, którą można by nazwać biegiem pozorowanym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Spójrzmy na nasze rodziny… Rodzice wiecznie zapracowani, wracają późno z roboty, bo ciągną nieraz po dwa etaty. Ale czy robią to, co trzeba? Pytam młodego chłopaka, studenta: „Słuchaj, Marek, ten twój tata, ja wiem, że on ma dużo obowiązków. Ale czy on kiedyś z tobą pogadał? Czy powiedział, siadaj, Marek, stary trochę zna się na życiu, to ci opowie o kobietach, o małżeństwie…? Albo czy zaproponował ci kiedyś, chodź, młody, skoczymy na piwo, to sobie pogadamy jak facet z facetem?”. Wiesz, co słyszę od chłopaków, kiedy ich o to pytam? Ogromna większość odpowiada: „Mój stary nigdy tak ze mną nie gadał. Nigdy w życiu”.
Zaraz! O co tu chodzi? Jak to jest, że rodzice się troszczą, jeżdżą tu i tam, załatwiają codziennie tysiące spraw, a ta jedna fundamentalna sprawa pozostaje zaniedbana?
Reklama
Mamy na głowach setki ważnych tematów, wydaje nam się, że wszystko ogarniamy, a równocześnie statystyki podają, że w Polsce kilka milionów ludzi powinno wybrać się do psychologa… Ile znamy normalnych rodzin? Nie rodzin lukrowanych, z kolorowych gazet, ale takich, o których faktycznie moglibyśmy powiedzieć – bo przekonujemy się o tym na własne oczy – że się kochają, że potrafią żyć razem w zgodzie pod jednym dachem, że się szanują, że lubią spędzać ze sobą czas, np. w czasie rodzinnych zjazdów… Ile jest takich rodzin, w których miłość rozciąga się przez pokolenia – od dziadków po wnuki? Niestety, czasem w naszym otoczeniu nie bardzo możemy wskazać takie rodziny. Ci się rozwiedli, tamci żyją jak pies z kotem, kuzyn przestał chodzić do kościoła, syn sąsiada mieszka z dziewczyną bez ślubu, ten z naprzeciwka wyjechał do Anglii, nie wiadomo w ogóle, co się z nim dzieje. A najlepsze jest to, że, jak podają statystyki, na pytanie: „Co jest dla ciebie najważniejsze” przeważająca większość Polaków odpowiada: „Najważniejsza jest rodzina”. Dlaczego więc, choć rodzina w deklaracjach Polaków widnieje na pierwszym miejscu, tak trudno jest znaleźć jedną szczęśliwą wielopokoleniową rodzinę, w której nie byłoby rozwodu, alkoholizmu, rozdźwięków, awantur…? Takie rodziny z pewnością są, ale musimy przyznać, że pomału stają się gatunkiem ginącym…
RTCK
KUP KSIĄŻKĘ - ŻYWE SERCE - KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ
Dlaczego tak jest? Czy to Pan Bóg robi coś nie tak? Dlaczego, choć jesteśmy krajem katolickim, wielu z nas praktykuje, regularnie chodzi do kościoła, angażuje się w różne ruchy, grupy religijne, tak wiele rzeczy się u nas sypie, tak często czujemy się samotni, wciąż nie możemy się dogadać z bliskimi, grzech nas niszczy…?
Głosiłem kiedyś rekolekcje w pewnym polskim ośrodku akademickim. Kościół wypełniony po brzegi, perfekcyjnie przygotowany śpiew, cudowna atmosfera. Powiedziałem do mikrofonu: „Gdyby ktoś chciał się wyspowiadać, to jutro od piętnastej będę w konfesjonale”. Siedziałem w tym konfesjonale długie godziny… i nie spotkałem ani jednego człowieka, który nie byłby mocno uwikłany w jakiś grzech. A to byli ci najlepsi z najlepszych! Ci z duszpasterstwa akademickiego! Co jest grane?
Gdy będziesz na kolejnej niedzielnej mszy, przyjrzyj się kobietom siedzącym w ławkach – jakie one są zmęczone! Popatrz na mężczyzn – jacy oni są smutni! Ten wszechobecny smutek to jest dziś powszechny problem! Oczywiście mnie nie chodzi o to, byśmy od dzisiaj nagle wszyscy zaczęli chichotać czy żartować sobie ze wszystkiego. Mnie chodzi o inną radość – o radość, która wypływa z samego serca, a której tak wielu z nas najwyraźniej brakuje.
Reklama
Dlaczego nie potrafimy się cieszyć życiem? Dlaczego tak mało jest w nas entuzjazmu? Dlaczego na przykład nie potrafimy być radośni w czasie modlitwy? Czasem myślę sobie, że na mszach trwa jakiś konkurs na najsmutniejszą minę roku: biodro wysunięte, sylwetka zgarbiona, głowa opuszczona…
A jak lubimy sobie ponarzekać, powzdychać, jak ciężko nam się żyje! Te nasze powitania… Poniedziałek rano:
– Cześć…
– Cześć, co słychać? Jak leci?
– Ano, badziewie raczej generalnie…
Kiedyś pewna lektorka języka włoskiego zapytała mnie, dlaczego my, Polacy, ciągle na wszystko narzekamy. Wystarczy stanąć przez chwilę na przystanku autobusowym albo w poczekalni w przychodni rejonowej, a już się człowiek nasłucha: ta władza zła, tamta jeszcze gorsza, a młodzież to już po prostu szkoda gadać.
Mało powiedzieć, że narzekamy! My się dosłownie lubujemy w narzekaniu! Niemal licytujemy się, kto ma gorzej! Spotyka się dwóch znajomych:
– Wiesz, wczoraj mnie okradli.
– A co ci ukradli?
– Komórkę.
– Ha, stary! Mnie w zeszłym miesiącu ukradli komórkę i dokumenty!
Albo żali się sąsiadka sąsiadce:
– Wie pani, ja to mam tragedię w małżeństwie. Mój mąż pije…
– Mój to dopiero pije, proszę pani!!
Dostaje się ktoś na wymarzone studia, jest dopiero dwa tygodnie na uczelni:
– Chłopaki – mówi z entuzjazmem do swoich starszych kolegów – ale fajnie jest na tej uczelni! Zajęcia są takie ciekawe! A wczoraj byłem w dziekanacie i wyobraźcie sobie, że dziekan mnie zaczepił, przywitał się… Ten nasz dziekan jest super!
Reklama
– Nie ciesz się tak… Jeszcze zobaczysz, jaki on jest „super”. Naiwny jesteś, że tak ci się wszystko podoba. To tylko tak na początku…
Nasza skłonność do narzekania jest nieprawdopodobna!
------
RTCK
KUP KSIĄŻKĘ - ŻYWE SERCE - KS. PIOTR PAWLUKIEWICZ
Kiedyś w jednej z książek znalazłem słowa św. Ireneusza, które mnie bardzo zaskoczyły. Święty Ireneusz powiedział mianowicie: „Chwałą Boga jest człowiek żyjący”. Chwałą Boga jest człowiek żyjący! To znaczy, że człowiek żyjący jest dumą Boga, Jego celem, tym, co On postrzega w kategoriach swojego osobistego sukcesu.
Tylko cóż to znaczy „człowiek żyjący”? Pozornie to zdanie św. Ireneusza wydaje się pozbawione sensu, a jednak ja uważam, że każdy z nas powinien sobie takie właśnie, z pozoru absurdalne, pytanie postawić: „Czy ja jestem człowiekiem żyjącym?”. Albo jeszcze precyzyjniej: „Czy ja jestem człowiekiem żyjącym w pełni?”, „Czy ja żyję, czy tylko wegetuję?”.
Podejrzewam, że wielu z nas nigdy sobie takiego pytania nie postawiło. Z rozpędu zakładamy, że żyjemy. Ale czy żyjemy w pełni? A może należałoby wykrzyknąć z błaganiem: „Panie, ukaż mi ścieżkę życia, bo ta ścieżka, którą idę, jest ścieżką jedynie wegetacji – nie życia”?!
Reklama
Samochód może jechać na trzy sposoby. Albo coś go ciągnie (koń albo traktor), albo coś go pcha (właściciel z żoną na przykład), albo jedzie „o własnych siłach”, tzn. napędzany przez swój własny silnik. Każdy przyzna, że pierwszy i drugi wariant w przypadku samochodu jest dość smutną perspektywą i że najlepiej by było, gdyby samochód miał sprawny silnik i mógł mknąć autostradą. Po co o tym mówię? Bo czasem pytam napotkanego człowieka, którym jest samochodem…
Którym samochodem jesteś?
Czy nie należysz przypadkiem do grona ludzi, którzy zwykli się budzić ze słowami, jakimi powitał dzień bohater Dnia świra , i godzinami leżą w łóżku, zastanawiając się, co ich ściągnie z wyra…?
Wielu z nas w jakiejś pierwotnej nostalgii za powrotem do stanu płodowego ma tendencję do następujących zachowań: kolana pod brodę, skulić się, kołdrą się nakryć, żeby było cieplutko, i niech wszyscy się ode mnie odczepią. Wielu z nas musi dopiero szukać powodu, żeby wstać: Aha, dziś jest dobry film w telewizji, aha, jest impreza, no… z dziewczyną się umówiłem… Dobra, to wstanę. Znalazłem coś, co mnie ściągnie z wyra. Albo zepchnie. Bo przecież jeśli się spóźnię na lektorat z niemieckiego, i to trzeci raz z rzędu, to prowadzący trzeci raz mi nie podpisze indeksu. Muszę wstać…
A co, jeśli nie byłoby w telewizji fajnego filmu? Albo jeśli dziewczyna akurat nie będzie miała czasu? Są ludzie, którzy w takiej sytuacji – nie znajdując powodu, by wstać – cały dzień przeleżeliby w łóżku. Ba, znam takich, którzy potrafią calutką niedzielę spędzić w pidżamie: komputer, toaleta, kuchnia – istny trójkąt bermudzki! To już nie jest prawdziwe życie. To jest wegetacja.
Reklama
Spotkałem kiedyś siostrę zakonną, która zajmowała się układaniem przepięknych ikeban z kwiatów. Mówię jej: „Siostro, śliczne są te siostry kompozycje. Aż żal, że za tydzień wszystkie te kwiaty trafią do kosza”. A ona mi na to: „Nie wszystkie”. Rozsunęła kwiaty, a wtedy zobaczyłem, że w samym środku kompozycji, wśród ciętych kwiatów, jest jeden egzotyczny kwiat w doniczce. „Wszystkie cięte kwiaty faktycznie trzeba będzie za tydzień wyrzucić – dodała jeszcze siostra – jednak ten jeden kwiat utrzyma się przez długi czas. On kwitnie wyjątkowo rzadko, ale gdy już wypuści pąk kwiatowy, pozostaje niezmiennie piękny przez wiele tygodni”. Od tamtej rozmowy, patrząc na ludzi w McDonaldzie, na krakowskim rynku albo w pociągu, zastanawiam się, którzy są kwiatami ciętymi, a którzy doniczkowymi. I jeśli miałbym przedstawić najkrótszą definicję chrześcijanina, powiedziałbym, że chrześcijanin to kwiat doniczkowy zasadzony przez Pana Jezusa. Ot, i cała tajemnica…
Jeśli masz poczucie, że męczysz się ze swoim chrześcijaństwem, a równocześnie twoja koleżanka ateistka, która żyje z chłopakiem bez ślubu, już dawno ogarnęła sobie antykoncepcję i w ogóle w nosie ma Kościół, jest wyluzowana, uśmiechnięta, zadowolona (a ty, katolik, ciągle chodzisz zdenerwowany, ciągle jakieś wyrzuty sumienia), to popatrz na nią jak na ciętą różę. Róża nie traci świeżości od razu po ścięciu, a jednak jej los jest przesądzony i po kilku dniach ona po prostu zwiędnie. Tak samo jest z człowiekiem. Ktoś, kto odcina się od Chrystusa, nie od razu staje się zły, pryszczaty i dokuczliwy. On często dalej jest uśmiechnięty i radosny! Skutki odcięcia od korzenia widać dopiero po jakimś czasie.
Podobnie to działa w drugą stronę. Czasem cenna roślina może z zewnątrz wyglądać jak suchy badyl, a jednak żyje.
Nieraz gdy chodzę po kolędzie, lubię pogawędzić sobie z emerytkami. Zwykle rozmawiamy o kwiatach, bo to bezpieczny temat, no i nie ma bodaj na świecie emerytki, która by nie hodowała kwiatów w domu. No więc zagajam:
– A co to za patyczaka pani hoduje?
– Proszę księdza, to jest kwiat, a nie żaden patyczak – mówi ze świętym oburzeniem. – Ja wiem, że on teraz wygląda jak badyl, ale zobaczy ksiądz, że on zakwitnie! On tylko tak na zimę zrzuca liście.
Reklama
Niejeden chrześcijanin przypomina suchy patyk. Jeśli tak właśnie się czujesz teraz, jeśli masz poczucie, że w twoim duchowym życiu zapanowały ciemności, jeśli męczy cię ciągła walka z grzechami, to wiedz, że to tylko przejściowe, że to jest tylko zima. Przyjdzie czas, że kryzys minie, a ty zakwitniesz. Bo jesteś żywy.
Dla ciętej róży nie ma już ratunku. Już nikt jej z powrotem nie przyklei do łodyżki, od której została od- cięta. Pamiętaj o tym. Jeśli odetniesz się od Chrystusa, możesz być dalej uśmiechnięty. Możesz być śliczną dziewczyną, dobrym studentem, cenionym pracownikiem, fajnym rodzicem, możesz być duszą towarzystwa. Ba, możesz działać w jakiejś wspólnocie albo nawet być księdzem! A równocześnie możesz być ciętą różą. Może nie być w tobie życia. Możesz wegetować.
Zadaj sobie zatem pytanie, czy jesteś człowiekiem żyjącym. Żyjesz czy wegetujesz? Ile jest w tobie życia?
RTCK