Okazało się, że mieli rację ci, którzy spodziewali się wszystkiego najgorszego. 3-odcinkowy film „Nasze matki, nasi ojcowie”, wyprodukowany przez ZDF, niemiecką telewizję państwową, przedstawia tezy skandalicznie, arogancko wręcz, kłamliwe i zniesławiające Polaków jako antysemitów, a wybielające Niemców i ich obecnych sojuszników, Rosjan. Tak się jakoś samo złożyło, że Niemcy w tym filmie są wrażliwi, myślący i niechętni nazistom. Wprawdzie film nie zaprzecza, że naziści to też Niemcy, ale przecież nie tacy normalni, przeciętni, nie jest to, jak to niegdyś określiła znana filozof Hannah Arendt, banalność zła, tylko są to egzemplarze patologiczne, wyjątkowe. Podobnie pozytywnie przedstawieni są Rosjanie. Nawet, jeśli jakiś pijany żołnierz sowiecki dobiera się do niemieckiej sanitariuszki, to zaraz jest powstrzymany przez szlachetną towarzyszkę oficer armii czerwonej (a może NKWD?), która przewidująco stwierdza, że z kimś trzeba przecież będzie po wojnie Niemcy odbudować, więc „mamy się zachowywać jak wyzwoliciele”. Wyzwoliciele od czego? Od nazizmu, oczywiście. Bo Niemcy, jak wiadomo, zostali podbici przez nazistów z Marsa.
Reklama
Czyżby twórcy filmu zapomnieli, kto najechał Polskę? Że byli to Niemcy i Rosjanie? Kto dokonywał zbrodni ludobójstwa na Polakach, w tym na polskich Żydach? Kto wywołał II wojnę światową? Kto zbudował najstraszniejsze w historii ludzkości systemy totalitarne - komunizm i faszyzm?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Określenie „twórcy zapomnieli” nie jest właściwe. W filmie widać świadomy zamysł, zgodny z interesem politycznym Berlina: przeniesienia odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy na nazistów, Polaków i innych wschodnich antysemitów, wyłączając z tego Rosjan, rzecz jasna. Bo już wtedy - można by powiedzieć złośliwie, ale w oparciu o film nie bezzasadnie - wyłaniał się sojusz niemiecko-rosyjski, w miejsce niepotrzebnej wojny między nazizmem i komunizmem. Bardzo wymowne, że film zaczyna się w czerwcu 1941 r. w atmosferze pełnego zadowolenia bohaterów. Polska nie istnieje, jest podzielona między Niemcy i Rosję, Polacy są mordowani - i tak jest dobrze, tak powinno być. Prawdę mówiąc, nikt nie zawraca sobie tym głowy.
Dziś też często Berlin woli dogadywać się bezpośrednio z Moskwą kosztem Polski, czego gazociąg bałtycki jest bardzo wymownym przykładem. Symptomatyczne, że Amerykanie też są źli, tacy cyniczni, bo współpracują po wygranej wojnie z gestapowcami. Ten wątek dobrze pokazuje wyrachowanie polityczne twórców filmu, bo przecież delikatny antyamerykanizm jest stałą cechą myśli politycznej Berlina. W tym filmie nie ma przypadków.
Reklama
Oczywiście, z punktu widzenia niemieckiego, film „Nasze matki, nasi ojcowie” jest świetną robotą propagandową. Trafia do milionów umysłów, a każda scena jest warta tysięcy książek i artykułów. Nic dziwnego, że państwowa telewizja wydała na ten film 15 mln euro. Został on sprzedany do wielu krajów na świecie, więc może się ten wydatek władzy w Berlinie nawet zwróci. A zyski propagandowe są dla Niemców nie do przecenienia.
Dlaczego w tym zakłamywaniu dziejów wzięła udział polska telewizja publiczna? Nie sposób pojąć! Owszem, w studiu TVP po emisji filmu wypowiedziano wiele opinii bardzo krytycznych, ale przecież także pozytywnych. Według schematu, że „prawda leży pośrodku”. Jednak zbrodnie ludobójstwa w czasie II wojny światowej zostały popełnione przez Niemców i Rosjan, a nie przez Polaków. Tu nie ma miejsca na „cieniowanie opinii”. Zresztą, i w innych sprawach prawda zwykle nie leży pośrodku, tylko tam, gdzie leży.
Moim zdaniem, każdy, kto przekonywał, że TVP powinna ten film wyświetlić, spełnił rolę nazwaną kiedyś przez bolszewików rolą „pożytecznego idioty”. W tym przypadku, na rzecz Berlina, oczywiście.
* * *
Krzysztof Czabański
Publicysta, przewodniczący Kongresu Mediów Niezależnych, autor kilku książek; był prezesem PAP (za rządu Jana Olszewskiego), przewodniczącym Komisji Likwidacyjnej RSW (za rządu Jerzego Buzka) i prezesem Polskiego Radia SA (za rządu Jarosława Kaczyńskiego).
www.krzysztofczabanski.pl