Reklama
Gdy zaczyna się rozmowę, obojętnie w jakim gronie, o komunistach, ubekach, w ogóle zbrodniach na narodzie polskim, wszyscy uciekają od tematu, rzekomo już dobrze znanego. Chociaż tak naprawdę wiedza w tych kwestiach jest bardzo ogólna, powierzchowna i nieprawdziwa. Często nawet historycy hołdują tezie, że opór powojenny był bezsensowny (tak samo jak Powstanie Warszawskie), z góry skazany na klęskę, podejmowany przez ludzi nieświadomych sytuacji w Polsce i na świecie. Podczas gdy prawda jest inna walczyli i ginęli bohaterowie, czyli Polacy, którzy nie nawykli do zdrady Ojczyzny, wielcy patrioci. Ich całe życie jest spójne, bo od pokoleń wychowani byli zgodnie z hasłem niesionym na sztandarach: Bóg Honor Ojczyzna. Dlatego gdy nastały „rządy zbirów spod znaku Kremla”, dla nich była tylko jedna droga walka! „Będziemy trwać na stanowiskach tak długo, aż nad Polską rozgorzeje słońce prawdziwej wolności!” pisał kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc”, twórca i dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego największej organizacji wojskowej, walczącej ze zniewoleniem sowieckim. Takim zawołaniom byli wierni wszyscy Żołnierze Wyklęci: „Zapora”, „Ogień”, „Żelazny”, „Łupaszka”, „Młot”, „Krysia”, „Kotwicz” i inni. Czy wiemy, jakie nazwiska kryją się pod tymi pseudonimami, jakie są życiorysy tych ludzi, kim oni byli, w jakich rodzinach wyrośli? Ta wiedza pozwoliłaby nam zrozumieć, dlaczego obcy był im wszelki kompromis, układanie się z rządzącymi Polską, a de facto zdrajcami Ojczyzny, którzy, podobnie jak dzisiaj, posługiwali się hasłami niepodległościowymi, dobra narodu, „ludu pracującego”.
Gdy poznamy biografie tamtych ludzi, gdy będziemy wiedzieć, kogo straciliśmy, łatwiej będzie nam dzisiaj zrozumieć obecną sytuację i umiejętnie podejmować decyzje, szczególnie gdy wybieramy naszych przedstawicieli władzy, zarówno lokalnej, jak i ogólnokrajowej. W Polsce nie było lustracji, w zasadzie nie znamy prawdy o ludziach, którzy ubiegają się o najwyższe stanowiska w państwie. Nie wiemy, kto donosił, niszczył życie całych rodzin prawych ludzi, wszystko się splątało i stało nieważne, a przecież ci różnego rodzaju tajni współpracownicy, agenci, donosiciele, kapusie wychowali kolejne pokolenia ludzi cynicznych, pewnych swoich racji, mających oparcie w zabezpieczeniu finansowym, często wielkich fortunach niewiadomego pochodzenia. Ci, których dzisiaj nazywamy Żołnierzami Wyklętymi, nie dawali się zwieść pustym słowom padającym z mównic i trybun rządowych. Walczyli i ginęli, należeli do mniejszości, bo, niestety, polskie społeczeństwo w swojej większości poddało się sowietyzacji, a pisarze i ludzie kultury, nauki spolegliwie szli na współpracę z bezpieką, byle tylko dostać ochłap w postaci lepszej posady, lepszego mieszkania w przedwojennej cudzej kamienicy, awansu, wyjazdu zagranicznego... Ktoś dzisiaj powie: Skąd my to znamy? Historia kołem się toczy? A może tamta walka nigdy się nie zakończyła, tylko po prostu ma swój dalszy ciąg?
Piszę o tym wszystkim, bo zawsze 28 sierpnia pamiętam i wracam myślami do bardzo mi bliskiej, młodziutkiej, niespełna 18-letniej dziewczyny Danusi Siedzikówny, zamordowanej tego dnia 1946 r. w więzieniu ubeckim w Gdańsku, przy ul. Kurkowej. Padła komenda: „Po wrogach ludu pal!”. Sanitariuszka „Inka” i „Zagończyk” Feliks Selmanowicz, żołnierz mjr. Szendzielorza „Łupaszki”, poranieni osunęli się na więzienną posadzkę, ale nadal żyli. Wówczas dowódca plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszek Sawicki podszedł i z odległości pół metra strzelił w głowy dziewczyny i żołnierza dobił bohaterów. Zdążyli jeszcze zawołać: „Niech żyje Polska!”, „Niech żyje major Łupaszka!”. „Inka” była sanitariuszką w V Wileńskiej Brygadzie AK, na czele której stał mjr Zygmunt Szendzielorz „Łupaszka”, wspaniały dowódca i żołnierz wielu zwycięskich bitew. Po wojnie aresztowany, torturowany i zamordowany, ze swoim Krzyżem Virtuti Militari, przez wrogów narodu polskiego. Dzisiaj musimy odkrywać prawdę o tamtych niezłomnych ludziach, znać ich życiorysy, aby nie ulegać opiniom ferowanym przez różne media. Ich bohaterskie śmierci nie mogą iść na marne. Rodzice Danusi Siedzikówny zginęli z rąk dwóch oprawców, którzy nie po raz pierwszy i nie ostatni podali sobie ręce w pakcie Ribbentrop-Mołotow. Danusia i jej dwie młodsze siostry zostały pod opieką babci, dlatego w grypsie z więzienia aresztowana „Inka” napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Bita, upokarzana, skazana na śmierć, nikogo nie wydała, nie prosiła Bieruta o łaskę, nie poszła na współpracę oddała swoje młode życie za Polskę. Pozostała wierna przysiędze złożonej w wieku 15 lat, gdy wstępowała do Armii Krajowej. Musimy o tamtych młodych Polakach mówić i pisać prawdę, bez niedomówień i dywagacji nad sensem ich walki, z pochyloną głową i dziękczynieniem za nieugiętość i odwagę, za życia oddane nam, przyszłym pokoleniom. Musimy również znać i wymieniać nazwiska ich oprawców. Śledztwo Danusi Siedzikówny „Inki” prowadził szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku Jan Wołkow i kierownik Józef Bik, który potem wielokrotnie zmieniał nazwisko, a w 1968 r. wyjechał do Izraela i poprosił o zaświadczenie, że pracował w UB, aby tam dostać wyższą emeryturę! Ktoś powie: To niepojęte, niesamowite! Dlatego trzeba mieć wiedzę, by nie popełniać błędów, a swoimi nierozumnymi opiniami, poglądami, wyborami nie szkodzić Polsce, bo jak widać to wszystko żyje, ma swoje konsekwencje, nie zostało oddzielone grubą kreską, jak niektórzy by chcieli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu