Wybory wyborami, zmiana zmianą, ale duża część rozpasanego obozu rządzącego zdaje się w ogóle tego nie dostrzegać. Właśnie w tych dniach dzielą stanowiska w dwóch ważnych instytucjach publicznych: Telewizji Polskiej oraz Państwowym Instytucie Sztuki Filmowej. Pierwsza organizacja dysponuje rocznym budżetem w wysokości ok. 1,5 miliarda złotych. Druga – ok. 150 milionów złotych.
Gigantyczne pieniądze, na dodatek zasadniczo przeznaczone na dziedziny, w których szczególnie trudno o fundusze: działalność kulturalną, w tym informacje, dokument, film, teatr. Kto się do nich dobiera? Najogólniej biorąc, środowiska skrajnie lewicowe, ludzie kojarzeni z radykalnie marksistowską „Krytyką Polityczną”, swoją drogą też hojnie przez władze finansowaną. Możemy sobie tylko wyobrazić, ile kolejnych wulgarnych teatralnych spektakli zorganizują, ile „Pokłosi” nakręcą za nasze, podatników, pieniądze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
A przecież to tylko jeden z obszarów, które zawłaszczają. Na uniwersytetach finansowanych z naszych podatków ludzie o poglądach konserwatywnych coraz częściej są zwyczajnie dyskryminowani, a cenzorzy myśli coraz śmielej sięgają także do szkół i podstawówek. Wszędzie tam wchodzą jak do siebie, próbują sprawiać wrażenie, że są nieuniknioną zmianą społeczną, rewolucją oczywistą i niepodlegającą dyskusji, że stawianie im oporu to jak walka z tajfunem. W tym sensie całkowicie przypominają swoich dziadów i pradziadów, tych z Komunistycznej Partii Polski i tych z PZPR. Związane z nimi media i koterie nawet nie próbują udawać, że obsada kluczowych w kulturze i edukacji stanowisk to ich wyłączne prawo i ich wewnętrzna sprawa.
Trudno o większą bezczelność. Za nami wybory prezydenckie. Z racji ordynacji wyborczej i możliwości wystawienia kandydata przez każde w miarę silne środowisko można uznać je za rodzaj bezpośredniego sondażu, za sprawdzian tego, jakie poparcie mają poszczególne poglądy. Wynik jest jednoznaczny. Kandydaci deklarujący się jako jednoznacznie lewicowi, przyznający się do wspomnianej skrajnej lewicy spod znaku „Krytyki Politycznej”, otrzymali w I turze wyborów (wtedy wynik jest naturalny) zaledwie 1,42 procent głosów! Tyle dostał Janusz Palikot. Reszta kandydatów, w tym także Magdalena Ogórek, stanęła mniej lub bardziej, ale jednak po stronie konserwatywnej. Ale nawet jeśli uznamy, że Bronisław Komorowski de facto reprezentował wrażliwość lewicową, to i tak po stronie wartości konserwatywnych mamy 75 procent głosów! Oto prawdziwa skala poparcia dla normalności w Polsce, oto prawdziwe zaplecze dewiacji.
Polacy zagłosowali przeciw temu środowisku. Skrajna lewica, marząca o roli inżynierów naszych dusz, nadal dzieli się łupami w instytucjach publicznych. Zmiana tego stanu rzeczy – oto prawdziwy cel ZMIANY.