Przestało być ważne to, w co wątpiłem;
Stało się ważne to, co zobaczyłem.
O Medjugorie dowiedziałem się błyskawicznie. Był wtedy u nas okres komuny, ja stawiałem pierwsze kroki na drodze kapłańskiej, ale takie wiadomości rozchodziły się bardzo szybko. Na początku niedowierzanie. Stąd pytania: Co chce nam powiedzieć? Jak to? Matka Boża w dzisiejszych czasach? Rozumiem – Lourdes, La Salette – ale Jugosławia? Dlaczego w państwie reżimu komunistycznego?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Początki mojej wiary na temat objawień w Medjugorie były żywe, szczere i prawdziwe, ale z czasem… No właśnie… z czasem! Kiedy upływały lata, coraz więcej zwątpienia, coraz więcej niedowierzania w prawdziwość objawień. Czasy komuny się skończyły, ale wybuchła, niestety, wojna na Bałkanach, a pośród tych historycznych zawirowań stała Ona – Królowa Pokoju. Słyszałem o tym, że ziemia objawień nie została naruszona przez wojnę, że mimo bombardowań pielgrzymi nadal jeździli w to miejsce i nikomu z nich nic się nie stało, że Matka Boża nadal wzywa do miłości Jej Syna – miłości, która przynosi pokój serca.
Ale potem spowszedniało, z czasem poszło w zapomnienie… No cóż, tyle lat! Zaczęły narastać coraz większe wątpliwości, a z nimi coraz więcej pytań, które oddalały… oddalały…
Reklama
Pamiętam, że kiedy 5 lat temu ks. Tomasz wrócił z Medjugorie, zasypałem go różnymi pytaniami: Co sądzi o tym? Jaka jest jego opinia? Co tam widział? Czego doświadczył?
- Pojedziesz, to sam zobaczysz – odpowiadał.
Na pół roku przed swoim wyjazdem otrzymałem Koronkę Pokoju. Nawet nie wiedziałem, jak to odmawiać. Wówczas jednak padły znamienne słowa: Kogo Matka Boża zaprosi, ten musi tam pojechać. I zaczęło się! Myśl o wyjeździe nie odstępowała mnie. Kiedy więc padła propozycja, przyjąłem ją natychmiast z otwartym sercem. Wyjazd miał nastąpić w lipcu 2015 r.
I zaczęło się… Pierwsze, co nas – przybyszy – przywitało na miejscu, to upał z temperaturą ponad 40 stopni w cieniu. Ponieważ w powietrzu jest tam mniej wilgoci, znosić go można nieco łatwiej. Ja – jak adwokat diabła z filmu „Ziemia Maryi” – w strugach słońca i potu zacząłem obserwować. Obejście miejsc znanych z różnorakich filmów i zdjęć nie wniosło w moje serce niczego nowego. Stwierdziłem tylko, że jest tu ładnie. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że nie po to zaprosiła mnie Maryja. Nie wrażenie estetyczne, ale poruszenie serca powinno być moim udziałem. I wreszcie stało się… Drugiego dnia mojego tam pobytu.
Pierwsze poruszenie serca
Reklama
Tego dnia przed południem mieliśmy wejść na Górę Objawień. Nie jest ona może zbyt wysoka, nawet dla mnie, ale wejście na nią jest niewygodne, kamieniste. Wymaga na pewno sporo wysiłku i uwagi. Kiedy dotarliśmy na górę – po odmówieniu cząstki Różańca w drodze – pilotka grupy oznajmiła, że będziemy losować teraz orędzia Matki Bożej, abyśmy w ten sposób mogli odczytać, co Maryja chce powiedzieć każdemu z nas. Mając już w ręku kartkę z tekstem, odszedłem nieco, przycupnąłem na kamieniu i zacząłem czytać. Serce podeszło do gardła, a łzy same wylewały się z moich oczu. To nie był przypadek (dla mnie przypadki to są szczególne działania Pana Boga), że wylosowałem właśnie to, a nie inne orędzie. Najważniejsze dla mnie były zdania: „Dlatego, drogie dzieci, módlcie się, aby z waszych serc wytrysnęło źródło miłości dla każdego człowieka i dla tego, który was nienawidzi i pogardza wami. Miłością Jezusa łatwo możecie zwyciężyć całą nędzę tego żałosnego świata, który jest bez nadziei dla tych, którzy nie znają Jezusa…”.
Nie uwierzycie, że tym przesłaniem zamknęło się moje życie kapłańskie w jakimś przeogromnym kręgu. Wspomniałem początek kapłaństwa i napis na prymicyjnym obrazku: „Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości” (Kol. 3,14). Teraz, po 35 latach, z ogromną wiarą powtarzam słowa: „Miłością Jezusa łatwo możecie zwyciężyć całą nędzę tego żałosnego świata”. Sensu kapłańskiemu życiu nadaje tylko miłość. Chcesz być dobrym kapłanem – kochaj! Nawet tego, który was nienawidzi i pogardza wami.
Drugie poruszenie serca
Spotkanie z Nancy z Kanady. Nawrócona, zakochana w Medjugorie, dająca o sobie i rodzinie przepiękne świadectwo wiary. Lecz nie o tym chcę tu napisać. Podczas spotkania podeszła do mnie kobieta, wcześniej przyglądając mi się nieco, i powiedziała, że chciałaby się u mnie wyspowiadać.
- Dlaczego u mnie? – zapytałem.
- Bo wzbudził ksiądz we mnie zaufanie – odpowiedziała.
- Dobrze, w takim razie umówmy się jutro po Mszy św. – zaproponowałem.
Propozycja została przyjęta. Kiedy zatem wyszedłem z zakrystii po wieczornej Mszy św., od razu zauważyłem ową panią. Była zresztą nie sama, ale z koleżanką.
- Czy wyspowiada ksiądz również koleżankę? – zapytała.
- Oczywiście – odpowiedziałem i zacząłem spowiadać.
Reklama
Po spowiedzi koleżanka doszła do zainteresowanej i zaczęły ze sobą dość długo rozmawiać. Być może dzieliła się spostrzeżeniami po spowiedzi. Chwila ta jednak trwała na tyle długo, że w pewnym momencie poczułem delikatne stukanie w ramię. Za mną stała inna kobieta.
- Czy ksiądz spowiada?
- Tak.
- A czy mogę też skorzystać ze spowiedzi?
Spojrzałem na dwie rozmawiające ze sobą panie i gestem rąk i mimiką twarzy zapytałem, czy jeszcze będą rozmawiały, czy mogę w międzyczasie wyspowiadać kolejną osobę. Zainteresowana pani odkiwnęła, że jeszcze poczeka. W tym właśnie momencie niebo schodzi na ziemię. Rzecz jasna, związany tajemnicą spowiedzi nie mogę na jej temat nic powiedzieć, oprócz tego, że była ona bardzo głęboka, z pełnym otwarciem duszy i serca, problemowa, ze łzami w oczach i to z obu stron, wprost konieczna tu i teraz. To była ta chwila, ten moment i chyba ten spowiednik. Zrozumiałem, że to właśnie dla tej osoby Bóg posłużył się tamtą panią, żebym mógł wyspowiadać.
No właśnie… a tamta kobieta? Nie mogąc się doczekać, bo spowiedź trwała około pół godziny, poszła do innego, aktualnie spowiadającego księdza. Zrozumiałem, że tak naprawdę to Bóg wybiera nam spowiednika i w tym celu może posłużyć się nawet osobą, której wydaje się, że to ona dokonuje wszelkich wyborów.
Trzecie poruszenie serca
Reklama
Figura Zmartwychwstałego z metalu. Niby nic najważniejszego, może i nawet żadne wielkie dzieło artystyczne, choć intrygujące, ale przede wszystkim figura bardzo „wymodlona”, otaczana czcią i miłością. Dlaczego? Z niezrozumiałych powodów, dodajmy – po ludzku niezrozumiałych. Z prawej nogi Chrystusa sączą się krople białego płynu. Ponoć jest to ludzkie osocze. Tak mówiono, ale nie sprawdzałem tego. Pielgrzymi gromadzą się przy tej figurze z białymi, czystymi chusteczkami i wycierają ów płyn, który – jak mówiono – pomaga leczyć wiele ran i chorób. Odezwał się we mnie adwokat diabła. Cóż, sprawdzimy!
Kilkakrotnie podchodziłem do figury o różnych porach dnia, późnym wieczorem również i … nic. Ani jedna kropelka. W międzyczasie przyszła pewna osoba z naszej grupy. Z twarzą pełną radości oznajmiła wszystkim, że ma! Ma na chusteczce krople cieczy z figury, bo gdy podeszła, to się akurat sączyło.
- No nie, Panie Boże, tak nie można! – pomyślałem. – Dlaczego nie ja?
Podczas wieczornej Mszy św., po przyjęciu Komunii modliłem się, adorując Chrystusa. Tkwił we mnie jednak jakiś wyrzut, dlaczego ja nie dostałem owej upragnionej kropli. W modlitwie serca i w głębokim skupieniu delikatnie zapytałem: Dlaczego?
To, co usłyszałem – nie uszami ciała, ale w sercu i w duszy – jeszcze bardziej powaliło mnie na kolana, mimo że już klęczałem…
- Ty nie potrzebujesz mojego cudu.
Od tego momentu wszystko stało się jasne, spadł jakiś kamień z serca, zostałem uwolniony od oczekiwań „znaków”. – Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli – powiedział Chrystus. I niech to wystarczy. Nie w danej chwili, ale na całe życie.
Zapytajcie mnie teraz, co myślę o Medjugorie. Odpowiedź moją znajdziecie w pierwszym zdaniu tego artykułu: „Przestało być ważne to, w co wątpiłem; stało się ważne to, co zobaczyłem”.
* * *
Stolica Apostolska zapowiedziała jesienią ogłoszenie decyzji w sprawie autentyczności objawień w Medjugorie. Na razie nie wydała decyzji ani o ich uznaniu, ani o odrzuceniu. Co roku do Medjugorie przyjeżdża ok. 2 mln ludzi.