Równo 120 lat temu wieś Wyszatyce nawiedził straszny kataklizm. 7 października 1895 r. wybuchł wielki pożar, który strawił prawie całą wieś i zabudowania dworskie. Cudem ocalały: kościół, cerkiew i zabudowania plebańskie obydwu obrządków oraz kilkadziesiąt budynków. W kronice parafialnej ani w innych dokumentach źródłowych nie było dotychczas szerszej informacji o tym wydarzeniu. Przekazy ustne zanikały z biegiem lat, gdy umierali naoczni świadkowie tego tragicznego w skutkach zdarzenia. Żmudne poszukiwania jakiejkolwiek informacji dotyczącej tego pożaru zakończyły się niezwykłym odkryciem. Okazało się, że o pożarze w Wyszatycach bardzo dokładnie pisała ówczesna prasa, a zwłaszcza „Kurier Przemyski”.
Straszny pożar
„Wyszatyce w perzynie! Zabudowań 400 zgorzało. 200 rodzin, 1500 dusz bez dachu i chleba. Pomoc doraźna nieodzowna! Datki w naturze i w gotówce dla pogorzelców w Wyszatycach przyjmuje Administracya «Kuryera Przemyskiego»”. Tak rozpoczynał informację o wielkim pożarze w Wyszatycach „Kurier Przemyski” nr 89 z dnia 10 października 1895 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W poniedziałek o godz. 3 po południu wybuchł we wsi Wyszatyce w powiecie przemyskim pożar, który przy silnym wietrze zachodnim do godz. 7 wieczorem zniszczył całe sioło wraz z dworem. Długotrwała pogoda wysuszyła dachy domostw i zabudowań gospodarczych, więc ogień szerzył się z przerażającą szybkością, ogarniał obejście za obejściem, a podsycany wichrem, który szybko zamieniał się w orkan, morzem płomieni zalał nieszczęśliwą osadę. Płonęły chaty i stajnie, płonęły stodoły i stogi, płonęły płoty i ogrodzenia, płonęły drzewa przy drogach i sadach. Ludność przerażona wybiegała na pastwisko i pola, ratując życie, bo mienia z domostw ziejących dymem i żarem, spod strzech zapadających się, nie można było wynieść. W przeciągu 4 godzin bogate Wyszatyce liczące przeszło 2000 mieszkańców i 300 numerów stały się pogorzeliskiem. Ku niebu wznosiły się kłęby dymu, wybiegały snopy iskier, po ziemi pełzały płomyki. Wiatr pędził przed sobą wały popiołu. Ratunek był niepodobny. Na pogorzelisku z perzyny sterczą tylko zręby, drzewa zwęglone.
Lud w niemałej rozpaczy załamuje ręce. W niwecz poszedł owoc krwawego znoju! Nie ma gdzie głowy złożyć, nie ma kęsa chleba, nie ma czem bydła nakarmić. Jesień za pasem, zima niedaleko. A z wiosną, jeżeli głód i zimno nie pobiją, kim rolę obrobić, czem zasiać. O ogromie nieszczęścia poświadczą wymowne cyfry. Zgorzało zabudowań 400, rodzin 200 straciło całe mienie, 1500 dusz jest bez dachu. Zabezpieczonych było zaledwie 90. Szkoda wynosi około 600.000 złotych reńskich.
Pomoc musi być doraźną. Dwieście rodzin, tysiąc i pięćset głów zostało bez dachu i chleba z drobnemi dziećmi, bez ubrania, bez pożywienia, krescencji (całoroczne plony – wyj. autora), sprzętów gospodarczych i domowych, mając nadto przed sobą wielką pracę, aby przed zimą skleić jako takie schroniska, by w nich w jakikolwiek sposób uratować się od słoty i mrozu. Kraj, powiat i miasto Przemyśl spełnią niewątpliwie swój obowiązek, ale i rząd do akcji ratunkowej przystąpić winien, powstrzymując na razie bodaj ściąganie podatków”.
Akcja ratunkowa
Reklama
Kolejne wydania „Kuriera Przemyskiego” informowały społeczeństwo o organizowanej akcji ratunkowej dla pogorzelców z Wyszatyc. „Kurier Przemyski” z dnia 13 października 1895 r. donosił: „W piątek odbyło się pod przewodnictwem wicemarszałka Rady Powiatowej p. dr. Czaykowskiego nadzwyczajne posiedzenie Wydziału Rady Powiatowej, na którem zapadł szereg uchwał, mających na celu niesienie pomocy pogorzelcom w Wyszatycach (...)”.
Burmistrz Przemyśla dr Aleksander Dworski w związku z pożarem wydał odezwę do mieszkańców miasta: „Dnia 7 października gmina Wyszatyce w tutejszym powiecie położona dotknięta została klęską pożaru, która wskutek wichru nabrała niesłychane rozmiary. Dwie trzecie części wsi, tj. 195 domów mieszkalnych i około 500 gospodarczych, z tem wszelkie zbiory polne i całe mienie w przeciągu kilku godzin stały się pastwą płomieni. Rozszalały żywioł, który prawie równocześnie wszystko ogarnął, dozwolił zaledwie ujść z życiem, pochłaniając zresztą wszystko, co było na miejscu. Około 1500 osób bez dachu nad głową, a wśród nich wielu chorych i poparzonych. Jak daleko wzrok ludzki sięgać może, widać czarne zgliszcza, a na nich nieszczęściem dotknięte rodziny z niemą rozpaczą spoglądające w przyszłość i zbliżającą się zimę. Przemyscy właściciele piekarń z szlachetną gotowością pospieszyli pierwsi z pomocą, darząc nieszczęśliwych chlebem, za co imieniem tychże składam im szczere podziękowanie, jednakże w tak strasznem nieszczęściu skuteczniejsza pomoc konieczna, aby nieszczęśliwych ochronić od śmierci z głodu i zimna.
Reklama
Dlatego odwołuję się do wspaniałomyślnych i szlachetnych serc znanych z dobroczynności Mieszkańców Przemyśla z prośbą, aby bliskim swym sąsiadom raczyli pospieszyć z pomocą. Wszelkie łaskawe datki bądź w pieniądzach, bądź w artykułach żywnościowych lub odzieży staną się dla nieszczęśliwych nieocenionem dobrodziejstwem. Upraszam uprzejmie łaskawe składanie takowych w tut. Urzędzie w biurze sekretarza”.
Mieszkańcy Przemyśla i okolic spontanicznie odpowiedzieli na odezwę burmistrza i pospieszyli z konkretną pomocą, składając dobrowolne datki i pomoc w naturze (żywność i odzież). W pierwszym dniu po pożarze przemyscy piekarze ofiarowali ponad 300 bochenków chleba i 800 bułek. „Kurier Przemyski” na bieżąco publikował listy ofiarodawców, których było 210. W wyniku podjętych wówczas decyzji postanowiono rozdać pomiędzy najbiedniejszych włościan kwotę 5100 zł r jako pierwszą transzę zapomogi na odbudowę spalonych domostw. Na tę kwotę złożyły się: dar cesarza – 1000 zł r, zapomoga Wydziału Krajowego Rady Powiatowej – 500 zł r, dobrowolne datki różnych osób oraz pożyczka zaciągnięta przez członków Rady Powiatowej. W tym samym numerze na stronie 3. zamieszczono informację o akcji ratunkowej.
Z pożaru w Wyszatycach
Reklama
„Pod przygnębiającym wrażeniem, jakie wywarł straszny pożar w Wyszatycach, było niepodobnem podać wszystko szczegółowo. Dlatego w czwartkowym numerze nie wspomnieliśmy o ratunku przy pożarze. Do pożaru pospieszyły straże pożarne z Radymna i Przemyśla, tudzież oddział artylerii i trenu (taboru wojskowego – wyj. autora) z Żurawicy z sikawkami i taborem ratunkowym. Wojsko przybyło pierwsze. Przy błyskawicznem szerzeniu się ognia ograniczono się do ratowania probostw, kościoła, cerkwi i domostw nieogarniętych płomieniem. Dzięki nadludzkim wysiłkom żołnierzy, a głównie umiejętnemu i energicznemu kierownictwu p. Stoupy, porucznika trenu, który nie bacząc na niebezpieczeństwo do najniebezpieczniejszych punktów docierał, udało się cerkiew, kościół i obie plebanie ocalić od zagłady. Wyszatyczanie, których mienie stało się pastwą płomieni, nie mogą znaleźć słów podzięki dla dzielnego porucznika p. Stoupy. Czyn, który spełnił, broniąc mienia obywateli w spokoju, w niczem nie ustępuje odważnemu spełnianiu obowiązków żołnierza na polu bitwy”.
Obecni na Mszy św. w dniu 4 października br. mieszkańcy Wyszatyc z wielką uwagą wysłuchali informacji o tym tragicznym wydarzeniu, które dzięki „Kurierowi Przemyskiemu” udało się ocalić od zapomnienia. Pokłosiem tego strasznego pożaru były bardzo liczne zgony wśród mieszkańców Wyszatyc z powodu ran i oparzeń oraz z powodu epidemii tyfusu, o którym już 5 grudnia 1895 r. donosił „Kurier Przemyski”.
Chociaż od tego tragicznego wydarzenia minęło 120 lat, to warto o nim pamiętać także i z tego względu, że wieś Wyszatyce po żmudnej odbudowie została niemal doszczętnie spalona powtórnie we wrześniu 1914 r. przez wojska austro-węgierskie. Tym razem z pożogi nie ocalały nowe, murowane świątynie: kościół i cerkiew. Ogromnym wysiłkiem i wyrzeczeniem wieś po I wojnie światowej ponownie została odbudowana, wzniesiono także nowe świątynie. Upór i determinacja ówczesnych mieszkańców Wyszatyc zasługują na wdzięczność kolejnych pokoleń, czego dowodem była pamięć i modlitwa podczas niedzielnej Mszy św.