Na Mazowszu jest 966 placówek bibliotecznych, wliczając w to biblioteki, filie, punkty biblioteczne. Te w Warszawie podlegają pod dzielnice. To od radnych, ale także od polityki lokalnych władz zależy wysokość środków, jakie otrzymują na zakupy czy remonty.
– Sytuacja finansowa i lokalowa stołecznych bibliotek jest zróżnicowana – przyznaje Joanna Pasztaleniec-Jarzyńska, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, jednocześnie szefowa oddziału warszawskiego. – Są dzielnice, które inwestują w rozwój czytelnictwa, modernizację placówek. Ale są i takie, które biblioteki traktują jak kwiatek do kożucha. Dodaje, że to oczywiście zależy od kondycji finansowej dzielnicy, ale też od polityki lokalnego samorządu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Budżety
Pojawiają się pomysły scentralizowania bibliotek tak, by podlegały bezpośrednio pod miasto i jego budżet. Ale zdania są podzielone. Bibliotekarze i szefowie dzielnicowych bibliotek nie są entuzjastami ewentualnej nowej organizacji.
Reklama
– Biblioteka musi być nowoczesna, ale też tradycyjna. Tylko wtedy przyciągnie czytelników z okolicy – mówi dyrektor biblioteki na Pradze-Północ Janina Zakrzewska-Mostowska. I dodaje, że dotacje celowe na placówki biblioteczne są zbyt niskie, a potrzeby są duże. – Powinniśmy np. wymienić i uzupełnić sprzęt komputerowy, zwiększyć dostępność do nowych technologii i zmodernizować lokale. Niestety, wiele naszych bibliotek mieści się w małych pomieszczeniach, które nie spełniają wymogów i oczekiwań czytelników.
Na pomoc bibliotekom ruszają sami mieszkańcy. W kilku dzielnicach zwyciężył np. budżet partycypacyjny, który zakłada fundusze na zakup nowych książek. W Śródmieściu jest to 300 tys. zł, a na Pradze-Północ to 110 tys. zł.
– To dla nas spory zastrzyk finansowy, zwłaszcza że jest też rządowy program finansowy przeznaczony na zakup nowości książkowych w całej Polsce – mówi Zakrzewska-Mostowska.
Środki unijne i...
Władze miasta planują przekształcenie bibliotek w lokalne centra kultury. Ostateczną formułę i rekomendacje ma wypracować zespól powołany w Biurze Kultury. Jednak wielu dyrektorów twierdzi, że biblioteki już tak działają. W placówkach tych odbywają się tematyczne lekcje biblioteczne, występy teatralne dla dzieci, e-pracownie...
– W 2006 r. odwiedzili Bibliotekę Publiczną w Ursusie przedstawiciele Fundacji Billa & Melindy Gates i w rozmowie o przyszłości bibliotek publicznych stwierdzili, że powinny to być lokalne centra informacyjno-edukacyjne. Sądzę, że właśnie w tę stronę powinniśmy zmierzać – mówi dyrektor biblioteki dzielnicowej w Ursusie Piotr Jankowski. Chodzi tylko o to, żeby rozwijać nowe formy działalności, a nie zmieniać nazwy. Ponieważ nasze społeczeństwo jest bardzo przywiązane do bibliotek, które dla mieszkańców są prawdziwą oazą spokoju, zadumy i skupienia pośród codziennego zgiełku miasta. A więc celem jest biblioteka z szeroką ofertą.
Reklama
Bibliotekarze są otwarci na poszerzenie oferty bibliotek, ale obawiają się, by nie zostały one przekształcone w kluby. – Trochę boimy się, że w takim kierunku zmiany mogą zmierzać – mówi dyrektor Barbara Stępniewska, szefowa bibliotek na Mazowszu. – A biblioteka powinna być biblioteką, zwłaszcza, że zainteresowanie książkami rośnie. Oczywiście musimy poszerzać ofertę, uwzględniając zainteresowania i potrzeby czytelników, ale musimy zachować naszą tożsamość i tradycję.
Przedstawiciele stołecznego Biura Kultury przypominają, że wiele placówek podejmuje różnego rodzaju inicjatywy o charakterze kulturalno-edukacyjnym, aktywizujące i integrujące środowiska lokalne. – Rekomendacje przedstawi powołany zespół. Jego pomysły będą konsultowane z bibliotekarzami – mówi Leszek Napiontek z Biura Kultury w mieście.
A może oddać, wymienić?
Od kilku lat powstają też lokalne inicjatywy oferujące mieszkańcom książki. – Czy jesteśmy alternatywą dla publicznych bibliotek? No chyba tak – mówi Maria Dąbrowska-Majewska, szefowa Fundacji „Zmiana”. – Funkcjonujemy w prywatnych mieszkaniach animatorów z naszej fundacji. Nie otrzymujemy żadnych pieniędzy samorządowych.
Pomysły takie, jak realizuje Fundacja „Zmiana”, funkcjonują na zasadzie biblioteki sąsiedzkiej. Są książki, można sobie po prostu wziąć. Można też przynieść swoje, ale nie ma wymiany jeden za jeden. – Można nic nie przynieść, a wziąć coś interesującego – mówi szefowa Fundacji „Zmiana”. Książki leżą w pudłach, można wybierać, dokładać. Można też na miejscu poczytać, porozmawiać. W punkcie przy ul. Targowej 30 zgromadzono już kilkanaście tysięcy książek. Fundacja przekazuje też książki do zakładów karnych, młodzieżowych ośrodków opiekuńczych, małych wiejskich szkół nie tylko na Mazowszu.
– Książka to taki najtańszy bilet do kultury – podkreśla Maria Dąbrowska-Majewska.