W sklepie ładnie pachnie, z głośników płynie miła, energiczna muzyka, a na korytarzu można usiąść na wygodnej ławce koło fontanny... To się nazywa marketing sensoryczny. Jeśli na zmysły klienta oddziałują miłe doznania, wydaje on w sklepie więcej pieniędzy. Niekoniecznie jest to złe. Ale gdy czerpiemy przyjemność z zakupów, warto pamiętać również o tym, że podczas kupowania jesteśmy poddawani różnym trickom, które mają nas doprowadzić do decyzji niekoniecznie dla nas korzystnych i nie zawsze racjonalnych. Sklepy wielkopowierzchniowe są mistrzami w zachęcaniu do zakupów. Budują całą kulturę sprzedawania, która ma nas upewnić, że baraki, w których się zwykle mieszczą, są przyjaznymi, eleganckimi miejscami, a cała sieć pełni wobec nas jakąś misję, dba o nasze dobre samopoczucie i jest nastawiona patriotycznie (nawet jeśli centrala, mieszcząca się w innym kraju, od lat oszukuje polskiego fiskusa na gigantyczne kwoty). Zwiększaniu obrotów służy przede wszystkim samoobsługa w sklepie. Takie rozwiązanie jest wygodne dla klienta, ale też generuje większe obroty. Po drugie – wózek. W dużych sklepach często nawet nie ma koszyków. Jeśli klient wrzuci do olbrzymiego wózka cztery marchewki i serek, będzie miał naturalną ochotę dorzucić coś jeszcze.
Trzeba zawsze z rozsądkiem podchodzić do „promocji”. Nie tylko dlatego, że sprzedawcy błędnie stosują tę nazwę również do wyprzedaży i przecen. Jeśli ktoś nas zapewnia, że jak kupimy dwa słoiczki oliwek, trzeci dostaniemy za darmo, powinniśmy najpierw się zastanowić, czy rzeczywiście potrzebujemy oliwek, a jeśli tak, to czy zużyjemy aż 3 słoiczki. To samo dotyczy programów lojalnościowych i akcji, w których oferuje się nam jakąś rzecz w zamian za zakupy na pewną kwotę. Czy na pewno chcemy mieć kolejną płytę z kolędami? A jeśli tak, to czy nie lepiej będzie kupić ją gdzie indziej, a zakupy zrobić tam, gdzie jest najtaniej i najwygodniej?
Przy wybieraniu towarów w sklepie warto patrzeć na wszystkie półki – także te umieszczone nisko i wysoko. Produkty, które znajdują się na wysokości oczu i łokcia przeciętnego klienta, możemy uznać za podsunięte pod nos. Czasem powodem są największa popularność i najwyższa jakość danego towaru, a czasem – kończący się okres przydatności do spożycia albo najkorzystniejsza marża.
Pomóż w rozwoju naszego portalu