ANNA SKOPIŃSKA: – W jednej z homilii skierowanej do młodych ludzi mówił Ksiądz Arcybiskup o znakach czasu. O tych wydarzeniach i ludziach, co to nie są tylko zwykłym przypadkiem i zbiegiem okoliczności. Czy po 8 grudnia 2016 r. widzi je Ksiądz Arcybiskup także w odniesieniu do swojego życia?
Reklama
ABP MAREK JĘDRASZEWSKI: – W dzisiejszym świecie, w którym w jakiejś mierze rządzi postprawda – ten termin został okrzyknięty słowem roku 2016 – nie liczą się fakty ani tym bardziej usiłowania, aby do nich dotrzeć i na ich podstawie ustalić obiektywną prawdę. Liczą się przede wszystkim narracje budowane na emocjach, niekiedy sztucznie wywoływanych i podtrzymywanych. Tymczasem nam, w imię pewnej intelektualnej uczciwości, musi chodzić właśnie o fakty, które naprawdę miały miejsce w naszym życiu. A ponadto trzeba starać się patrzeć na nie w świetle Ewangelii. W Drugim Liście do Tymoteusza św. Paweł Apostoł pisał o Jezusie, który „na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (por. 2 Tm 1, 10). Chrystus naprawdę rzucił światło na nasze życie i stąd zadaniem chrześcijan jest to, aby starali się na całe swoje życie patrzeć właśnie w świetle Ewangelii. Wtedy poszczególne fakty nabierają szczególnej głębi, zwłaszcza gdy patrzy się na nie z pewnej perspektywy. Jeden z księży przypomniał mi moment, który miał miejsce w dniu 8 maja 2016 r., kiedy brałem udział w uroczystościach odpustowych ku czci św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Krakowie. Na życzenie kard. Stanisława Dziwisza prowadziłem procesję ze Skałki na Wawel. Na jej zakończenie kard. Dziwisz podał mi relikwiarz św. Stanisława, abym nim pobłogosławił wiernych. Dla wspomnianego księdza była to zapowiedź tego, co zostało ogłoszone dokładnie 7 miesięcy później 8 grudnia. Napisał mi o tym w mailu tuż po uroczystościach św. Stanisława. Wtedy, co oczywiste, nie potraktowałem tego maila zbyt poważnie. Wprawdzie z tamtych uroczystości zapamiętałem nie tylko to, że relikwie św. Stanisława były ciężkie i że ten ciężar się odczuwało – przede wszystkim pozostało wspomnienie osobistego, niezwykłego i przejmującego przeżycia: oto jestem w wawelskiej katedrze, gdzie znajdują się relikwie św. Stanisława, w katedrze królów i wspaniałych pasterzy, i błogosławię relikwiami jednego z głównych patronów Polski. Czułem całą głębię tego wydarzenia. W żaden jednak sposób nie łączyłem tego z przyszłą nominacją mojej osoby na pasterza archidiecezji krakowskiej, tak jak ten ksiądz. A dzisiaj? W skrzynce mailowej pozostał – jako swoisty dokument – elektroniczny list owego księdza, a akt błogosławienia relikwiami św. Stanisława jawi się jako zobowiązanie, abym odtąd jako pasterz Kościoła krakowskiego błogosławił tym wszystkim, którzy zostali powierzeni mojej pasterskiej trosce.
– Dziś idzie Ksiądz Arcybiskup do tej katedry – królów, pasterzy i świętych – jako pasterz. Czy to, że działa się tam i wciąż dzieje wielka historia, będzie wpływać na posługę Księdza Arcybiskupa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Nie ma w Polsce miejsca tak nabrzmiałego historią jak Wawel. Trudno zatem, żebym nie był na to wrażliwy i nie dał się temu przenikać. Ale chodzi też o to, by nie cofać się do samej tylko przeszłości, a przeciwnie: aby czerpiąc z niej siłę, iść na spotkanie współczesnego świata i nie bać się jego wyzwań.
– W Krakowie czuje się te wyzwania? Jaka w tym rola pasterza?
– W całej Polsce, nie tylko w Krakowie, czuje się te różnego rodzaju wyzwania. Bardzo często łączą się one z jakąś niepewnością czy zamieszaniem, nawet zagubieniem. Rolą pasterza jest głosić prawdę i nie bać się tego zadania. Nie można patrzeć obojętnie na to, że ktoś idzie ku przepaści. Należy robić wszystko, by go ocalić, zawrócić ze złej drogi, pokazać, jak należy żyć Ewangelią w Kościele Chrystusowym.
– Czy w tym Kościele Chrystusowym, przy głoszeniu Ewangelii, powinno być też miejsce na pamięć? 35 lat temu byliśmy krótko po wprowadzeniu stanu wojennego. Teraz wiele osób powraca do tych wydarzeń, m.in. do pacyfikacji kopalni Wujek. Ale są też inne rocznice, o których trzeba pamiętać.
Reklama
– Pamięć to także życie Ewangelią. Podczas jednego z tegorocznych opłatków ktoś powiedział, że jak słyszy czytaną przy tej okazji Ewangelię Łukaszową o narodzeniu Pana Jezusa, to ma wrażenie czytania jakiejś kartki z kalendarza. W tym dość paradoksalnym sformułowaniu jest dużo prawdy. Każda data w kalendarzu ma swoją historię, ponieważ jest niejako nasycona zdarzeniami, które miały miejsce rok temu, czasem 10 lat, czasem może nawet 100 lat wstecz. A w przypadku Ewangelii, a konkretnie teraz w odniesieniu do narodzin Pana Jezusa wraca się do wydarzenia sprzed ponad 2 tys. lat, które miało miejsce w Betlejem. To znaczy, że w istotę chrześcijaństwa wpisana jest pamięć. Dzieje się to na polecenie samego Chrystusa, który zwłaszcza gdy ustanawiał w Wieczerniku Eucharystię, odniósł się do konieczności pamiętania, mówiąc do Apostołów, aby czynili to na Jego pamiątkę. Ta szczególna wrażliwość Kościoła, aby pamiętać zbawcze dzieła Boże, sprawia, że staje się on także strażnikiem pewnych ważnych zdarzeń, które stanowią historię wiernego ludu. Proszę zwrócić uwagę na to, że w wielu kościołach, także w naszej łódzkiej katedrze, jest tak wiele tablic, pomników, zapisów historii.
– One opowiadają dzieje...
Reklama
– ...Kościoła, Ojczyzny, Kościoła w tej Ojczyźnie. Również wspominanie stanu wojennego jest wpisane w życie Kościoła. To próba patrzenia przez Ewangelię na te konkretne wydarzenia, które miały miejsce 35 lat temu. Po 13 grudnia 1981 r. przez dość długi czas znajdowałem się w stanie pewnego przygnębienia. Solidarność, która powstała latem 1980 r., dawała nadzieję, że będzie lepiej, że Polska się zmieni, że nastanie wolność. 13 grudnia to wszystko się skończyło. Wydawało się, że skończyło się definitywnie. Mój śp. Ojciec miał tylko jedno wielkie pragnienie w swoim życiu – doczekać wolnej Polski. Doskonale pamiętam jego słowa z przełomu lat 1981 i 1982: „Wiesz, synu, stan wojenny jest dla mnie czymś gorszym niż wrzesień 1939 r. Bo wtedy mieliśmy nadzieję, że już niedługo dojdzie do wojny Niemiec z Anglią i Francją i że Niemcy tę wojnę przegrają. W gruncie rzeczy chodziło o to, aby przetrzymać zaledwie kilka miesięcy. Natomiast teraz mam wrażenie, że nie doczekam wolności”. Mówił to z ogromnym smutkiem. Rzeczywiście, nie doczekał. Umarł 3 tygodnie przed wyborami 4 czerwca 1989 r. Jeszcze przed śmiercią kazał mi kupić cegiełkę – koniecznie z jego osobistych pieniędzy – na Solidarność. Okazało się jednak, że stan wojenny stał się początkiem upadku komuny. Dzięki nieustannym sygnałom nadziei, które płynęły do Polski z Watykanu, dzięki modlitwom, apelom i pielgrzymkom do Polski Jana Pawła II naród się nie poddał. Papież dawał nam siłę nadziei. Pokazywał sobą, czym jest Kościół i na czym polega pamięć Kościoła. Czym jest towarzyszenie przez Kościół polskiemu narodowi.
– W tej pamięci będzie też na pewno ważny głos Metropolity Krakowskiego w sprawie abp. Antoniego Baraniaka. Głos bardziej słyszalny z Krakowa.
– Być może mówienie o postawie najpierw biskupa, a potem arcybiskupa Antoniego Baraniaka z samego Krakowa będzie miało swoje znaczenie, większe niż dotychczas, tym bardziej że on sam był również związany z Krakowem. Najpierw przez swoje studia w seminarium księży salezjanów, a potem przez udzielone mu w 1930 r. przez abp. Adama Sapiehę święcenia kapłańskie. Abp Baraniak nie jest więc postacią związaną tylko z Poznaniem, gdzie był arcypasterzem w latach 1957-77. Poza Krakowem był związany również z Gnieznem – jako biskup pomocniczy gnieźnieński w latach 1951-57 – a także z Warszawą, gdzie w latach 1933-57 był sekretarzem prymasów Polski: kard. Augusta Hlonda i kard. Stefana Wyszyńskiego i gdzie przede wszystkim cierpiał w więzieniu na Rakowieckiej, w latach 1953-55. W jakiejś mierze jego życie wpisuje się we wszystkie historyczne stolice Polski. Dlatego trzeba, także w Krakowie, przypominać jego dokonania.
Reklama
– Gdy czyta się naukowy życiorys Księdza Arcybiskupa, zatytułowany „Moja filozoficzna droga”, oprócz tylu osiągnięć, publikacji, spotkań zwraca uwagę i ujmuje jedno – szacunek dla wychowawców. Powracanie do ich postaci, stwierdzenie: „o mistrzu nie można zapomnieć”. Dziś, gdy każdy patrzy tylko na siebie i na wspinanie się po kolejnych szczeblach własnej kariery, pamięć o tych, którzy zarazili miłością do literatury, historii, do filozofii, jest czymś pięknym.
– Przede wszystkim te postaci były piękne, dlatego wryły się tak w moją pamięć. I dlatego z takim szacunkiem i wdzięcznością je wspominam. W różnych kontekstach – nieraz bardzo poważnie, nieraz, gdy znajduję się w gronie koleżeńskim, bardziej żartobliwie i anegdotycznie, zwłaszcza jeśli chodzi o ks. prof. Ludwika Wciórkę. Wspominamy nie tylko to, że był on mistrzem filozofii, ale także to, że kiedyś na swój koszt zabrał nas, uczestników swego seminarium naukowego, na 2 tygodnie do Białki Tatrzańskiej. Pobyt w Tatrach był nie tylko wspaniałą przygodą górską, ale i codziennym seminarium filozoficznym, podczas którego był niczym nieograniczony czas na dyskusje i refleksje, ale także na wspólną modlitwę różańcową. Prawdziwy mistrz życia kapłańskiego i naukowego! Należę do tego szczęśliwego pokolenia ludzi, którzy swoje studia odbywali jeszcze w cieniu mistrzów. Tak było w Poznaniu, tak też było w Rzymie. Z moim mistrzem z Gregoriany – jezuitą o. prof. Simonem Decloux mam listowny kontakt po dzień dzisiejszy. Na uczelniach nie było jeszcze wtedy tej masówki, która jest dzisiaj i która sprawia, że studenci piszą testy, a profesor wykładowca nie zna studentów osobiście, zwłaszcza jeśli jest ich wielu. W czasie moich studiów relacja mistrz – uczeń była czymś typowym i wręcz naturalnym dla rzeczywistości akademickiej. To właśnie sprawia, że o mistrzach się pamięta.
Reklama
– Ksiądz Arcybiskup jest przez wiernych postrzegany jako pasterz jednoznaczny i silny, taki, który nie boi się zabrać głosu i bronić Ewangelii. W czym tkwi siła abp. Marka Jędraszewskiego?
– Postrzeganie przez ludzi to jedno, a to, co jest w człowieku, co – mówiąc nieco kolokwialnie – go niesie, to drugie. Wracając do roli pasterza: jeśli Pan Bóg postawił kogoś w sytuacji pasterza diecezji, to jest rzeczą jasną, że jest to jego swoiste 5 minut, które musi rzetelnie i odpowiedzialnie przeżyć. Myślałem, że to 5 minut tu, w Łodzi, będzie trwało 12 lat. Okazuje się, że trwało ono zaledwie 4 lata i 3 miesiące. Teraz została mi wskazana nowa droga, prowadząca do nowej diecezji. To będzie moje kolejne 5 minut, które daje Pan Bóg. Nie wiadomo, przed jakimi konkretnie wyzwaniami mnie postawi. Można snuć różne plany i mieć duże wyobrażenia odnośnie do tego, co należałoby podjąć i co czynić. Ale na pewno postawi On mnie przed pewnymi sytuacjami, wobec których trzeba będzie zająć stanowisko jednoznacznie zgodne z Ewangelią. Jeśli człowiek zawierzy się Duchowi Świętemu, jeśli zrozumie, że został mu dany czas, który z jednej strony nie wiadomo, jak długo będzie trwać, a z drugiej strony tym bardziej wiadomo, że trzeba go wypełnić rzetelnym wysiłkiem, to potem się okazuje, że nawet jeśli trwał on niewiele ponad 4 lata, to jakieś trwałe dobro pozostaje.
– Jakie miejsce w sercu Księdza Arcybiskupa zajmie to łódzkie 5 minut?
Reklama
– Duże. Liczne spotkania opłatkowe, w których w ostatnich tygodniach brałem udział, stały się swoistymi ceremoniami pożegnań. Podczas nich kierowano w moją stronę wiele życzliwych i dobrych słów, które wskazują na to, że przez ostatnie lata dokonało się coś dobrego, co jest związane z moją posługą pasterską w Łodzi. A z drugiej strony, mając świadomość coraz większego zakorzenienia w tym mieście, niełatwo po prostu powiedzieć: „Idę teraz do Krakowa, zamykam więc pewien etap mojego życia”. To jest niemożliwe.
– Będzie żal odjeżdżać?
– Będzie żal. Już jest żal. Nie za bardzo wyobrażam sobie tę chwilę, gdy wsiądę do samochodu i będę opuszczał Łódź. Coś takiego miało miejsce 4 lata temu, gdy wyjeżdżałem z Poznania. Jechałem wtedy sam, trochę błądziłem po Łodzi, by znaleźć siedzibę Kurii. W moim nowym domu znalazłem się pośród kartonów. Nie mogłem znaleźć tego z najbardziej potrzebnymi mi książkami, w tym przede wszystkim z Pismem Świętym. A było mi ono bardzo potrzebne – i to od zaraz. Co więc miałem zrobić? Poszedłem do pobliskiej księgarni archidiecezjalnej i je kupiłem.
– Nie byli zaskoczeni?
– Nie rozpoznali mnie nawet.
– Co my możemy ofiarować naszemu Pasterzowi, który idzie do Krakowa?
– Modlitwę. Modlitwy potrzebuję i ciągle będę jej potrzebował. Dlatego bardzo o nią proszę.