Przed Parlamentem Europejskim w Brukseli wsiadłem do taksówki. Zapadał zmierzch. Po kilku minutach musieliśmy się zatrzymać, gdyż na samym środku ulicy stało auto z włączonym silnikiem, blokując ruch w jednym i drugim kierunku. Mruganie światłami nic nie dało, więc taksówkarz, niemal ocierając się o inne samochody i krawężnik, cudem się przecisnął. Mijając feralny pojazd, zobaczyłem siedzących w nim 4 śniadych mężczyzn. Szyby opuszczone, ręce po pachy zwisały na drzwi. Byli bardzo zadowoleni i pewni siebie. Na lekkie upomnienie klaksonem zaczęli głośno wykrzykiwać i grozić pięściami. Przestraszony taksówkarz prędko wcisnął pedał gazu i odjechał.
To tylko jeden z wielu drobnych epizodów, które składają się na mozaikę miasta nazywanego „sercem Europy”. Zdarzenie miało miejsce w dzielnicy uważanej za jedną z najbardziej bezpiecznych – więc czegóż się tu obawiać? Do niedawna najgorszą sławą cieszyła się dzielnica Molenbeek. Od czasu jednak, gdy brukselska policja zarekwirowała i wywiozła stamtąd dwa tiry broni, amunicji oraz wyrzutnie rakiet, pewnie i tam nastała sielanka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Raz w miesiącu Parlament Europejski przenosi się do Strasburga. Tutaj – podobnie jak w Brukseli – znajome widoki. Na ulicach patrole żołnierzy z ostrą bronią gotową do strzału. Wejście do historycznego centrum miasta blokują szlabany. Na plac Katedralny można dostać się pieszo, po uprzednim przejściu kontroli torby.
We Francji po raz kolejny przedłużono stan wyjątkowy. Chociaż inne unijne kraje przedłużają sukcesywnie okres kontroli na granicach, to niebezpieczni przestępcy i terroryści, jak np. zamachowiec z berlińskiej ciężarówki, swobodnie podróżują po krajach Europy. Nawet tradycyjna niemiecka solidność coraz częściej zawodzi na odcinku bezpieczeństwa. Stosownym władzom do dziś przypomina się, że wprawdzie po feralnym ubiegłorocznym sylwestrze w Kolonii zatrzymano i przesłuchano ponad tysiąc osób podejrzanych o molestowanie seksualne kobiet, ale tylko 2 z nich zostały skazane. Stan taki rozzuchwala sprawców i więcej niż niepokoi potencjalne ofiary.
W obliczu terroru i realnego niebezpieczeństwa coraz więcej osób odrzuca polityczną poprawność i skłania się ku tym, którzy nazywają rzeczy po imieniu oraz deklarują radykalne rozwiązania w walce o bezpieczeństwo.
À propos walki, ale z ubiegłego stulecia, to u naszych zachodnich sąsiadów jedno wydawnictwo nie nadąża z drukiem książki „Moja Walka”, czyli „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Niebawem jej sprzedaż może osiągnąć rekordową liczbę 100 tys. egzemplarzy. Nie, nie ma co uciekać się do takiej paraleli, ale może warto wzbudzić historyczną refleksję?