KS. ZBIGNIEW SUCHY: – Księże Arcybiskupie, chciałbym zaproponować trzy odcinki refleksji związanej ze św. Bratem Albertem. Brat Albert założył zgromadzanie sióstr albertynek i napisał dla nich dziewięciodniowe medytacje. W jednej z tych medytacji zauważył, że trzej są wrogowie człowieka: świat, szatan i sam człowiek. Czym zagraża nam świat dzisiaj?
Reklama
ABP ADAM SZAL: – W rozumieniu biblijnym świat ma bardzo różne znaczenia, w tym także to bardzo pejoratywne. Przed światem w negatywnym rozumieniu przestrzegają teksty Pisma Świętego, mówiące szczególnie o pożądliwości ciała. Św. Jan pisał w swoim liście: „Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia, nie pochodzi od Ojca, lecz od świata, świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki”. Myśląc o świecie, musimy jednak zawsze pamiętać, że jest on przede wszystkim dziełem Bożym, dziełem Stwórcy. Kiedy Pan Bóg stworzył ten świat i spojrzał na swoje dzieło, widział piękno. Świat jest wielkim dziełem Bożym, dziełem, które zostało nam powierzone, byśmy czynili je sobie poddanym, byśmy nim gospodarowali.
Świat niesie ze sobą niebezpieczeństwa wówczas, kiedy ludzie żyją wbrew przykazaniom Bożym, wbrew Dekalogowi. Wtedy świat jest dla nas zagrożeniem, ponieważ odciąga nas od Pana Boga, proponuje swoją filozofię, odmienną od tej, która jest zawarta w Bożym objawieniu. Warto tu przytoczyć słowa św. Pawła Apostoła, który opowiedział się po stronie prawd głoszonych przez Chrystusa, sprzeciwiając się innym nauczycielom, którzy próbowali rozwodnić Ewangelię, pozbawić ją tych wymagań, które Chrystus stawiał. Jak pamiętamy, św. Paweł wypowiedział bardzo mocne słowa: „gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!”. Zatem niebezpieczeństwa świata, bez względu na to, jak je nazwiemy, zawsze są związane z negacją Ewangelii i przykazań. Ten niebezpieczny dla nas świat głosi i wyznaje filozofię, która jest odmienna od tej, którą niesie Ewangelia.
– Czy nasze pokolenie było bardziej religijne, dlatego że nie mieliśmy tylu pokus czy alternatywnych propozycji? Czy to się zmieniło, dlatego że przyszły środki masowego przekazu i zaczęły eliminować po kolei praktyki religijne, które nas uświęcały i pogłębiały naszą wiarę? A może po prostu nie umieliśmy przekazać naszej religijności młodym. Może sami ulegliśmy tej laicyzacji, o której Cantalamessa mówi, że jest największym zagrożeniem ze strony świata.
– Odpowiadając na to pytanie i wracając do poprzedniego, chciałbym nawiązać do historii Kościoła, w której bardzo wyraźnie widać ewolucję, gdy chodzi o postawę wobec świata. Były takie momenty, kiedy gorliwi uczniowie Chrystusa uważali, że trzeba uciec od świata, odsunąć się od ludzi. Pojawiali się pustelnicy i uformowało się kontemplacyjne życie zakonne. Ale coraz większa grupa chrześcijan dochodziła do wniosku, że ucieczka od świata to nie jest zadanie ucznia Chrystusa. Bardzo mocny we współczesnym Kościele jest nurt mówiący, że mamy ten świat przemieniać. Pan Jezus mówi: Idźcie na cały świat i nawracajcie, przemieniajcie go (por. Mk 16, 15). Patrząc w historię, zauważamy, że ta zmiana podejścia do współczesnego świata jest ciągłym poszukiwaniem sposobów jego chrystianizacji, czynienia go lepszym, doskonalszym.
Trudno dzisiaj ocenić, na ile nasze pokolenie, urodzone w połowie XX wieku, potrafiło przekazać obowiązek przemieniania tego świata najmłodszemu pokoleniu. Tę ocenę trzeba chyba zostawić historii. Natomiast rzeczywiście, patrząc wstecz na nasze lata młodości, zauważyć można, że dla nas pewne rzeczy były bardziej oczywiste niż dla współczesnego pokolenia i chyba też bardziej proste. Stąd patrzymy na dzisiejszą młodzież naszymi oczyma sprzed kilkudziesięciu lat i dokonujemy ocen sprzed kilkudziesięciu lat. Z tej perspektywy rzeczywiście można wyłowić wiele mankamentów współczesnego życia religijnego, ale też trzeba powiedzieć o niezwykłym wysiłku Kościoła. Wydaje mi się, że ten wysiłek jest dzisiaj większy niż wówczas. Za czasów naszej młodości bardzo niewiele było ruchów czy grup duszpasterskich, a dzisiaj obserwujemy ich prawdziwą eksplozję. Nie było przecież Światowych Dni Młodzieży, nie było archidiecezjalnych spotkań młodzieży przed Niedzielą Palmową – to są wszystko próby podejmowane dzisiaj. My po prostu chodziliśmy do kościoła, byliśmy ministrantami, w niektórych parafiach może ktoś czytał Słowo Boże. Dzisiaj, kiedy w czasie niedzielnej Mszy św. celebrans sam odczytuje czytania, to wydaje nam się, że czegoś brakuje. Mamy już takie nastawienie, że powinni je czytać wierni czy ministranci. Z jednej strony więc bolejemy nad tym, że coraz trudniej jest dotrzeć do młodego pokolenia, że coraz więcej jest spektakularnych demonstracji ludzi owładniętych duchem tego świata, że pojawiają się akty apostazji, czego w naszych młodych latach właściwie nie było. Z drugiej strony widzimy np. małżeństwa zaangażowane w Domowy Kościół, które codziennie czytają Pismo Święte, prowadzą dialog małżeński i podejmują różne, bardzo wymagające zobowiązania związane z tym ruchem. Także dzieci i młodzież wstępują na drogę formacji i chcą żyć prawdziwie chrześcijańską duchowością. Czy to jest elita? Nazwałbym to raczej punktem, do którego winniśmy zmierzać i dążyć, przemieniając ten świat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu