To jedyny przypadek w historii Polski. Mowa o obecnym metropolicie lwowskim abp. Mieczysławie Mokrzyckim, który 30 maja przybył do Lubaczowa, by spotkać się w Miejskiej Bibliotece Publicznej z mieszkańcami miasta i okolicznych miejscowości. Okazją ku temu było ukazanie się książki Krzysztofa Tadeja pt. „Sekretarz dwóch papieży. Rozmowa z ks. arcybiskupem Mieczysławem Mokrzyckim”, opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie. – To trzecia książka w formie wywiadu ze mną. Dwie poprzednie napisała Brygida Grysiak – „Najbardziej lubił wtorki” i „Miejsce dla każdego”. Ta rodziła się stosunkowo długo, gdyż pierwsze wywiady udzieliłem autorowi jeszcze w Rzymie, a ostatnie we Lwowie. Publikacja ma też rozszerzony zakres tematyczny, bo dotyczy nie tylko Ojca Świętego Jana Pawła II, ale także papieża Benedykta XVI, mojej rodziny i sytuacji Kościoła na Ukrainie. Z obawą i niepokojem podchodzę to tych książek, by nie zburzyć u czytelników ukształtowanego obrazu św. Jana Pawła II. Zapotrzebowanie na informacje, których nie pokazała telewizja, jest duże. Dziennikarze oczekują ode mnie, bym pokazał tę wielką osobowość jako człowieka, kapłana, papieża, głowę Kościoła naszych czasów. Staram się sprostać tym potrzebom – powiedział na początku spotkania abp M. Mokrzycki.
Uczył nas pracowitości
Reklama
Podczas spotkania poruszono wiele aspektów z życia papieży. Jednym z nich było to, czego uczył ich i nas Ojciec Święty. – Jan Paweł II uczył nas pracowitości. Od najmłodszych lat był pilnym uczniem, do młodzieży mówił: „Wymagajcie od siebie...”. Był wymagający od siebie i innych. Była to praca dobrze zorganizowana. Nie było sytuacji nerwowych, pośpiechu. Wiedzieliśmy, jakie oczekiwania ma papież, staraliśmy się im wyjść naprzeciw. Podołać im. Papież zapraszał do Watykanu kolegę z lat szkolnych Jerzego Klugera, z pochodzenia Żyda. Opowiadał on mi, że często chodził z Karolem grać w piłkę. Po pewnym czasie Karol spoglądał na zegar na wieży kościelnej, o określonej godzinie zostawiał boisko, wracał do domu. Wiedział, ile czasu może poświęcić na zabawę. Razem uczyli się. Po odrobionej lekcji z danego przedmiotu Karol wychodził do drugiego pokoju. Jerzy zastanawiał się, po co tam idzie. Kiedyś drzwi były uchylone i zobaczył, jak Karol klęczy i modli się. Dziękował za odrobiony przedmiot i prosił o światło Ducha Świętego do następnej lekcji. Papież był zdyscyplinowany i tego nas uczy. Miał czasowy harmonogram dnia co do minuty i trzymał się jego do końca życia. Pracował i modlił się. Tego można było nauczyć się od niego oraz cieszenia się z życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To mnie trzyma
Reklama
W bibliotece zasadne było pytanie o stosunek papieża Jana Pawła II do książek. – Przyjaciel Ojca Świętego prof. Tadeusz Styczeń powiedział kiedyś, że książki na Jana Pawła II działały jak narkotyk. Wobec książek pojawiających się na Watykanie nie przeszedł obojętnie, by nie wziąć ich do ręki. Codziennie trzy godziny przeznaczał na czytanie książek. Po obiedzie półtora godziny i wieczorem od 21. do 22.30. Potem, gdy było mu trudniej, gdyż postępowała choroba i nie mógł sam czytać, to słuchał. Mieliśmy dyżury i czytali. To były książki z różnych dziedzin. Z polskiej literatury kilka razy wracał do trylogii Sienkiewicza. Po 2004 r. kładł się na łóżku, zamykał oczy i słuchał. Nieraz myślałem, że śpi. Przestawałem czytać, niech odpocznie. Otwierał oczy i patrzył, czy ja nie śpię. Nie dawał odpocząć. W poniedziałek przychodziła s. Emilia, urszulanka, i czytała pojawiające się artykuły prasowe z różnych czasopism lub książkę. Ponadto pełniła funkcję sekretarki. Odpisywała na listy przychodzące do Ojca Świętego. On dawał jej wybrane książki do streszczenia. Te, które uznał za ważne, czytaliśmy w ciągu tygodnia. Każdego roku podczas wakacji w Castel Gandolfo urządzał sympozja: literackie, matematyczno-fizyczne i inne. Nie było tam klimatyzacji, bywało czasem bardzo gorąco. Były propozycje zrezygnowania z nich, a także z czytania książek w ostatnich latach jego życia. Papież odpowiedział: – To mnie nie męczy. Niewiele kosztuje, a tyle się dowiaduję. To mnie trzyma.
Nie będę przed ludźmi uciekał
Nie miał trudności spotykać się z ludźmi. Jako głowa Kościoła i państwa spotykał się z głowami państw, ludźmi nauki. Starał się odwiedzić wszystkie swoje rzymskie parafie. Zostały na końcu 24 parafie. Pytał: – Kiedy pójdziemy na parafie? Mówiono mu, że takich już nie ma. Wszystkie zwizytowane. W tych leżących na obrzeżach nie ma warunków na odwiedziny. Ojciec Święty wysłuchał tego, ale po chwili powiedział: – Kiedy jedziemy?
Był jubileusz Libanu. Wierni z tego kraju weszli do auli. Ojciec Święty wygłosił do nich przemówienie. Zgodnie z przyjętym zwyczajem, osoby z pierwszego rzędu podchodzą, by przywitać się z Ojcem Świętym. Służba porządkowa nie przywidziała, że to ludzie bardzo otwarci, spontaniczni. Cała sala natarła na papieża, by się z nim przywitać. Zrobił się ścisk. Stało się niebezpiecznie. Nalegano na papieża, by wyjść drugimi drzwiami. Ojciec Święty odpowiedział: – Ja przed ludźmi nie będę uciekał. Cierpliwie przebił się przez ten tłum, każdemu podał rękę. Trwało to długo, dłużej niż przewidywał harmonogram dnia.
Pokochał Polskę
Reklama
Podczas spotkania w Lubaczowie nie zabrakło pytania o mało znane fakty z posługi abp M. Mokrzyckiego papieżowi Benedyktowi XVI. Powiedział: – Benedykt XVI to wielka osobowość. Był wiele lat w Watykanie, przy Janie Pawle II, który często mówił: „Kiedy chodzi o doktrynę wiary, mogę spokojnie spać, bo tam mam kard. Ratzingera”. Miał respekt, szacunek do kard. Ratzingera. Zawsze witał go i dziękował z taką inną delikatnością. To jest wielki teolog. Jeśli chodzi o mnie, to na początku mojej posługi byłem onieśmielony. Nie było to dla mnie łatwe. Pomieszczenia te same, ale otoczenie ludzi inne. Papież Benedykt XVI zapraszał mnie na Msze św., posiłki. Na początek poświęcał mi dużo uwagi. Wiedział, że straciłem kogoś bardzo bliskiego. Pytał, jak się Ojciec Święty Jan Paweł II zachowywał, co robił. Było to dla mnie niezręczne. Trzeba było mówić, że jest inaczej niż teraz. Kiedyś zapytał, czy Ojciec Święty zawsze chodził w sutannie. Odpowiedziałem, że zawsze. To on powiedział: – Ja też będę zawsze chodził w sutannie. Jak przyjechałem z domu, zawsze pytał, co słychać u rodziców. Benedykt XVI lubił zwierzęta. Powiedziałem, że rodzice mają kota. Pokazałem jego zdjęcie, które miałem w telefonie komórkowym. Zawsze, kiedy przyjechałem z domu, pytał, czy kot żyje, czy kot jeszcze jest. Benedykt XVI widział, jakim aktorem jest nasz papież. Jaką ma łatwość nawiązywania kontaktu z ludźmi. On czuł się trochę nieośmielony. Przyjechał do Polski. Miał spotkanie z młodzieżą na krakowskich Błoniach. Uśmiechał się do niej, pozdrawiał. Ona przyjęła go entuzjastycznie. To dodało mu odwagi, pewności siebie. Przełamał barierę nieśmiałości. Polskę pokochał, uczył się języka polskiego. Mówił: – Ja widzę, że ten kraj jest rzeczywiście krajem wierzącym.
Poruszanych tematów na spotkaniu w lubaczowskiej bibliotece było znacznie więcej. Uczestnicy dowiedzieli się m.in., jak papież Jan Paweł II wzruszał się, kiedy śpiewali piosenki w rocznicę Powstania Warszawskiego, na czym polegała odmienność przyjmowania na Watykanie przez Papieża Polaka przyjaciela kard. Mariana Jaworskiego, o zrobieniu muzeum z Castel Gandolfo przez papieża Franciszka i o tym, jak reagowała rodzina Mokrzyckich na karierę Mieczysława. Kiedy został wysłany do Rzymu na studia doktoranckie, babcia mówiła: – Czego on się na niego tak zawziął i wysłał go tak daleko od kraju. Z posługi przy dwóch papieżach rodzice byli szczęśliwi.
A po spotkaniu ustawiła się długa kolejka do abp. Mieczysława Mokrzyckiego z książką „Sekretarz dwóch papieży” w ręku, by otrzymać od rodaka autograf.