Dziś będzie o poważnych rzeczach z przymrużeniem oka – w tym roku stanęliśmy bowiem przed nie lada dylematem. Oto dwie pozornie skrajne, gdy chodzi o nastrój i znaczenie, okoliczności zbiegły się ze sobą. Komercyjne, czerwieniejące wszystkimi odcieniami czerwieni, słodsze od miodu z cukrem i karmelem walentynki przypadły w Środę Popielcową, dzień pokutny, pełen zadumy i refleksji, rozpoczynający najważniejszy okres liturgiczny roku.
Według Google’owego wykazu świąt ruchomych taka sytuacja ostatni raz miała miejsce w... 1945 r., aczkolwiek wtedy nikt jeszcze nie wszczepił walentynek do naszego rodzimego kalendarza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Walentynki często postrzegane są jako komercyjny wymysł, zagrywka mająca skłonić nas do kolejnych zakupów, gdy nasze portfele znów napełnią się po świątecznych wydatkach. Warto jednak spojrzeć szerzej i zauważyć wartość ukrytą pod brokatem, puszkiem i serduszkami. Przypomnieć sobie, że patron tego dnia – św. Walenty został orędownikiem zakochanych już w XV wieku! A czyż każda okazja nie jest dobra do powiedzenia najbliższym, że są dla nas ważni?
Reklama
Środa Popielcowa, zwana dawniej Wstępną Środą, zawsze kojarzy mi się z bramą. Posypujemy głowy popiołem, a w uszach rozbrzmiewają nam słowa: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Po przejściu tej bramy liturgia staje się wyciszona. Przez kolejne tygodnie nie będzie nam dane usłyszeć „Chwała na wysokości Bogu”. My też powinniśmy zamilknąć, by wsłuchać się w głos Miłości, który wskazuje, jak „prostować ścieżki swego życia”.
Hałas i cisza, blichtr i pokuta, wesołość i zaduma, komercja i post – oto jaki był tegoroczny 14. dzień lutego.
I wiecie co? To wszystko, co zewnętrzne, tak naprawdę jest mało ważne, bo „góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie (...) mówi Pan” (por. Iz 54, 10). Dokądkolwiek zaprowadzą Was ścieżki nawrócenia podczas tego Wielkiego Postu, to jedno zdanie zabierzmy ze sobą na drogę. Błogosławionego czasu!
Maria Paszyńska, pisarka, prawniczka, orientalistka, varsavianistka amator, prywatnie zakochana żona i chyba nie najgorsza matka dwójki dzieci