W 1989 r. ks. Tadeusz Zgórski z grupą młodych osób zapoczątkował rowerową pielgrzymkę ze Strzelec Krajeńskich na Jasną Górę. W następnych latach jako duchowi opiekunowie wyjazdy kontynuowali kolejni księża wikariusze parafii pw. św. Franciszka z Asyżu, którzy przy zaangażowaniu osób świeckich rozwinęli pielgrzymkę i nadali jej nowy charakter. Obecnie dzieło poprzedników kontynuują Bartek Minkiewicz i ks. Paweł Sztyber.
Tegoroczna 30. pielgrzymka odbędzie się w dniach od 21 do 28 lipca. Będzie o tyle szczególna, bo jubileuszowa. Zapisy już trwają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mały cud
Reklama
Rowerową pielgrzymkę na Jasną Górę zapoczątkował ks. Tadeusz Zgórski, ówczesny wikariusz parafii pw. św. Franciszka z Asyżu w Strzelcach Krajeńskich, obecnie rezydent parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Głogowie. – Przygotowywałem grupę do bierzmowania. To była ósma klasa. Wśród uczniów był mistrz świata w kolarstwie. Było mniej więcej tyle samo chłopców, co dziewcząt. Uczyłem też w salkach w Technikum Mechanizacji Rolnictwa, gdzie byli sami chłopcy. Z tej grupy do seminarium poszło 5 chłopaków, których też poprosiłem, żeby pojechali na tę pielgrzymkę. W sumie wyruszyło ze mną ok. 30 osób – wspomina ks. Zgórski. – Wcześniej przejechałem trasę samochodem. Ustaliłem, gdzie śpimy i co jemy. W drodze nie towarzyszył nam żaden samochód. Każdy na bagażniku miał ze sobą swoje osobiste rzeczy. Jedzenie i spanie mieliśmy załatwione po drodze u poszczególnych proboszczów. Utkwił mi w pamięci ksiądz staruszek, który o godz. 3 nad ranem z paniami z Caritas robił nam kanapki. To było bardzo wzruszające. Wszędzie byliśmy przyjmowani bardzo serdecznie. Dostawaliśmy na drogę żywność, owoce – opowiada ks. Tadeusz. Dodaje, że pielgrzymka rodziła się w bólach, jednak towarzyszył jej mały cud. Przez kilka dni poprzedzających pielgrzymkę bardzo mocno padało, niektóre drogi były słabo przejezdne. Jednak rankiem w dniu wyjazdu przestało padać. – Weszliśmy do kościoła pw. św. Franciszka. Proboszcz śp. ks. Mieczysław Wykrota odprawił Mszę św. Wyszliśmy, a tu słoneczko i bardzo ciepło, później mieliśmy piękną pogodę – dodaje kapłan.
Gosia i Piotrek
Ks. Tadeusz opowiada, że wszyscy uczestnicy pielgrzymki musieli mieć rowery z przerzutkami. Wspomina, że jedna z dziewcząt miała nowego składaka, ale bez przerzutek. Postanowił, że każdy chłopiec w razie trudności będzie pomagał wskazanej dziewczynie. – Jeden z kleryków, Piotrek, miał doskonały rower, chyba najlepszy. Umówiliśmy się, że będzie pomagał Gosi, córce dyrektora PGR-u. Okazało się, że po drodze to ona podpychała Piotrka, a nie Piotrek ją – śmieje się ks. Tadeusz Zgórski. – Wszyscy szczęśliwie dojechaliśmy do Częstochowy, poza jedną dziewczynką, która miała zbyt duży bagaż, za Ostrzeszowem przewróciła się i zdarła kolano. Bałem się o nią, dlatego zadzwoniłem do jej rodziców i pociągiem wróciła do domu.
Będąc w Częstochowie, odwiedziliśmy też Białą, rodzinną miejscowość ks. Wykroty, gdzie przyjęli nas bardzo serdecznie. W każdym razie, jeżeli chodzi o pielgrzymkę, było bardzo sympatycznie, zarówno duchowo, jak i zewnętrznie. Po powrocie poszedłem na probostwo do Koźli, natomiast pielgrzymka była kontynuowana przez moich następców – dodaje ks. Zgórski.
Pan Bóg ich wysłuchał
Reklama
Pielgrzymkę kontynuowali m.in. ks. Ryszard Górski, ks. Dariusz Mikiciuk, śp. ks. Zygmunt Kowalczuk oraz ks. Jacek Błażkiewicz. W latach 1995-99 rozkręcił ją jej ówczesny opiekun, ks. Mirosław Donabidowicz, obecnie proboszcz parafii św. Urbana I w Zielonej Górze. – Przede mną w pielgrzymce brało udział zaledwie kilkanaście osób, a jej zaplecze w pewnym sensie nie było do końca zorganizowane. Za moich czasów zebrała się fajna ekipa, z którą udało nam się zorganizować nagłośnienie, kuchnię i obsługę medyczną, czyli zaplecze, które dzisiaj funkcjonuje praktycznie na każdej pielgrzymce – mówi ks. Donabidowicz. Za ks. Mirosława początkowo jeździło ok. 80 osób, później 120, a nawet 150. Uczestnicy pochodzili głównie ze Strzelec i okolic. Sprawami organizacyjnymi zajmowały się osoby świeckie, z kolei opiekunami grupy byli kolejni wikariusze. – Miałem specjalny rower z zamontowanymi głośnikami, z którego w czasie jazdy głoszone były nauki i modlitwy. Byliśmy podzieleni na 5, 6 grup po ok. 15 osób, bo tak nakazywały przepisy. Każdy z uczestników miał swoje osobiste intencje, jednak wszyscy ogólnie modliliśmy się za naszą młodzież, parafię, a także ludzi chorych, cierpiących. W kolejnych wyjazdach dziękowaliśmy też Panu Bogu za to, że pielgrzymka tak pięknie się rozwija, a zwłaszcza za jej uczestników, z których wytworzyła się pewna rodzina. To nie byli ludzie, którzy szukali atrakcji czy przygód, ale autentycznie jechali na Jasną Górę z modlitwą w konkretnych intencjach. Pamiętam młode małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci. Pojechali z nami pierwszy raz, a po powrocie okazało się, że pani jest w ciąży, że Pan Bóg ich wysłuchał – wspomina z uśmiechem ks. Mirosław.
Z nutą sentymentu
Następcą ks. Donabidowicza był ks. Zdzisław Przybysz, który obecnie posługuje w parafii Kosieczyn. Kapłan tak wspomina swoje doświadczenie rowerowej pielgrzymki ze Strzelec na Jasną Górę: – Moje spotkanie z pielgrzymką nastąpiło w 2000 r., kiedy zostałem wikariuszem parafii pw. św. Franciszka z Asyżu. Pielgrzymkę prowadziłem trzy razy, ostatni raz w 2003 r. Zmieniliśmy dotychczasową trasę, wędrowało nas ponad 100 rowerów plus obsługa techniczna. Byli to w większości mieszkańcy Strzelec i okolic, ale także Gorzowa, Trzciela i Nowej Soli. Nastroje, które nam towarzyszyły, były bardzo pozytywne, radosne, a intencje – tak jak w większości pielgrzymkowych wysiłków – każdy niósł coś indywidualnie w sercu. Przygotowania były intensywne: objazd trasy w czerwcu, dokładne opisy trasy, miejsca noclegowe, śpiewniki, plakietki, karty pielgrzymów, prowiant, transport, kuchnia. Jak przy każdej pielgrzymce – zaplecze logistyczne. Po latach wspominam pielgrzymkę z nutą sentymentu. Był to dobry czas rekolekcji w drodze, zawiązywania nowych znajomości, budowania zaufania do drugiego człowieka, zwłaszcza gdy przydarzały się awarie. Uczestnikom jubileuszowej pielgrzymki życzę siły w nogach, hartu ducha, a przede wszystkim wiary.
Żyła tym cała parafia
Reklama
Z grupą ks. Tadeusza Zgórskiego 30 lat temu na Jasną Górę jako młody chłopak jechał ks. Marcin Strzyżykowski, obecnie wikariusz w Otyniu. Wspomina, że pomysł na pielgrzymkę rowerową w parafii był całkiem nowy. Pierwsza pielgrzymka – jak mówi – mogła liczyć ok. 25-30 osób. Jej uczestnicy pochodzili ze Strzelec Krajeńskich, okolic, a także innych części Polski (np. Opola). – Mimo trzech dekad wspomnienia pierwszej pielgrzymki pozostają ciągle żywe w moim umyśle, sercu... Należy pamiętać, że Strzelce zawsze kojarzone były ze sportem rowerowym. Działa tu od lat, z wybitnymi osiągnięciami na skalę świata, klub kolarski „POM” Strzelce Krajeńskie. Mogło to ułatwić ks. Tadeuszowi dotarcie do młodzieży właśnie przez sport. 30 lat temu hasło: „Jedziemy na Jasną Górę na rowerach” było czymś niezwykłym, wyczynem i duchowym, i fizycznym. Wydarzeniem tym żyła cała parafia. Chciałem spróbować, jak to będzie. Była to trochę podróż w nieznane z człowiekiem, który porwał nas i pokazał cel: Jasna Góra – opowiada ks. Marcin. – W kolejnych pielgrzymkach uczestniczyło już moje rodzeństwo: brat Sławomir (obecnie proboszcz w parafii Bytnica) i siostra Sylwia. Po latach najmłodsza siostra Ewa również rozpoczęła swoją przygodę ze strzelecką pielgrzymką rowerową – dodaje.
Piękno polskich wsi
Ks. Strzyżykowski, który uczestniczył w pierwszych sześciu pielgrzymkach, wspomina, że każda z nich była jakby osobną książką pełną przygód. – W 1991 r. pojechaliśmy na rowerach do Częstochowy na Światowy Dzień Młodych. Była nas dosyć duża grupa. Pamiętam morze ludzi i jedno wydarzenie, gdy obok barierki, przy której stałem, przejeżdżał św. Jan Paweł II. Myślę, że właśnie ta pielgrzymka pokazała mi Kościół w jego wymiarze powszechnym – Kościół radosny, dynamiczny i żywy – dzieli się ks. Marcin. – Zawsze czekałem na pielgrzymkę. Było to niesamowite doświadczenie wspólnoty, która pielgrzymuje. Widziałem piękno polskich wsi, w powietrzu unosił się letni zapach pól, łąk i ta grupa szaleńców, którzy na rowerach, z modlitwą w sercu, zmierzali w jednym kierunku: ku Czarnej Madonnie. To było piękne! Kiedy wracaliśmy, a były takie pielgrzymki, że jechaliśmy w dwie strony, ludzie rzucali nam kwiaty pod koła. Pielgrzymka była też czasem próby swoich sił, możliwości i walki z sobą. Po powrocie miałem wrażenie, jakbym wracał z wielkiej, niezwykłej podróży, w czasie której tak wiele się dokonało w moim życiu – opowiada kapłan.
Biskup, rower i żabki do prania
Od samego początku z pielgrzymką związany był Jacek Tuz, który jeździł w pierwszych dziewięciu pielgrzymkach. – Dziesiątą rozpocząłem, ale ze względu na uraz szczęki nie ukończyłem. W roku 1998 zmieniłem stan cywilny, przeniosłem się do Tychów i przestałem jeździć w ogóle. Czasami odwiedzam uczestników, jak wyruszają albo jak kończą pielgrzymkę – wspomina Jacek. – Na pewno bardzo dużo osób zaczęło jeździć, kiedy pielgrzymką zajął się Dariusz Wieczorek ze Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Wtedy tych ludzi było nawet ok. setki. Natomiast od strony duchowej najbardziej wspominam dwie pielgrzymki – pierwszą z ks. Tadeuszem, która była dla nas zupełnie czymś nowym, i tą, kiedy jechaliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym na Światowe Dni Młodzieży w 1991 r. Jednego roku fragment pielgrzymki powrotnej, z Paradyża do Rokitna, przejechał z nami na rowerze bp Józef Michalik. Pamiętam, że miał czerwony rower Wagant i nogawki spięte na żabki do prania, żeby mu się w łańcuch nie powkręcały – opowiada z uśmiechem Jacek Tuz.
Statuetki, tort i... jubileusz!
Od czterech lat w stałą organizację pielgrzymki zaangażowany jest Bartek Minkiewicz, wiceprezes Koła Parafialnego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, który jako główny organizator jeździ od dwóch lat. W tym roku w pielgrzymce weźmie udział po raz 19. – Przygotowania zaczynamy od stycznia. Szukamy sponsorów. Na dwa miesiące przed pielgrzymką ustalamy trasę, szukamy noclegów, ustalamy menu, robimy listę uczestników i organizujemy spotkania przedpielgrzymkowe. Średnio na każdej pielgrzymce jest ok. 100 osób. Nie są to tylko osoby ze Strzelec Krajeńskich, Drezdenka, Gorzowa czy Zielonej Góry, ale również spoza naszej diecezji. Przedział wiekowy też jest różny – mówi Bartek. – Zawsze jedzie się z jakąś intencją w sercu, jednak w tej chwili jako organizator człowiek bardziej myśli nad przebiegiem trasy, nad ludźmi i ich bezpieczeństwem. Pielgrzymka to dla mnie spotkanie z ludźmi. Na pewno Eucharystia też jest inaczej przeżywana w drodze. W czasie urlopu jest to też dla mnie moment wyciszenia się. To bardzo ciekawa forma spędzenia czasu, spotkania z Bogiem z możliwością spowiedzi w czasie drogi. W tym roku dla uczczenia jubileuszu wyjeżdżamy dodatkowo do Krakowa. Jest to trzydniowy etap. Jedziemy nie całą grupą, ale jest to wyjazd dla chętnych. Pielgrzymka wyjeżdża w sobotę 21 lipca. Na Jasnej Górze jesteśmy 28 lipca. Na rozpoczęcie planujemy wręczenie statuetek dla zasłużonych dla niej osób. Będzie wielki tort, ma także przyjechać ksiądz biskup – kończy Bartek Minkiewicz.