Kiedy składamy komuś życzenia, wśród wielu serdeczności życzymy słonecznych dni. Z jednej strony trudno się temu dziwić, zważywszy choćby na fakt, że w naszym klimacie nie zawsze możemy wyjść na zewnątrz bez obawy, że zmarzniemy albo że zmoczy nas zimny deszcz. Z drugiej strony, kilka ostatnich miesięcy dobitnie pokazuje, że jak nie ma deszczu, to wszystko wysycha. Nawet trawnik przed moim ośrodkiem z zielonego stał się suchy. Nie jestem ekspertem od rolnictwa, ale przeraziło mnie, kiedy usłyszałam, że kłosy zbóż są puste... Potrzebny jest deszcz.
Reklama
Podobnie dzieje się w życiu człowieka. Przypomniała mi się pewna rodzina, w której było pięcioro dzieci. Nie znam szczegółów, wiem jedynie, że dwa lata po urodzeniu ostatniej córki matka umarła. Rodzina została postawiona w trudnej sytuacji, musiała zająć się gospodarstwem i wychowaniem małego dziecka. Zapewne ta rodzina przeżyła wiele ciężkich chwil. Osobiście poznałam starsze siostry dziewczynki, kiedy ona miała już dziesięć lat. Dziewczyny czasami miały wolny wieczór i wtedy spotykałyśmy się chociażby na grupach dzielenia Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Pamiętam, jak zszokowało mnie ich świadectwo, z którego wynikało, że oprócz obowiązków związanych ze studiowaniem musiały troszczyć się o to, czy ich najmłodsza siostra ma w co się ubrać do szkoły, co zjeść na śniadanie, czy sama odrobi lekcje, czy może będzie potrzebowała czyjejś obecności. Tak wyglądało ich życie dwadzieścia lat temu... Dzisiaj wszyscy są już dorośli, niektórzy założyli rodziny. Dla mnie pozostaną na zawsze wzorem niezwykłej wytrwałości w trudnościach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z tego wynika, że deszcz życiowych problemów czasami wychodzi nam na zdrowie. Muszę się przyznać, że jak jest się osobą niepełnosprawną, to bardzo łatwo można ulec pokusie nadmiernej troski o siebie. Jestem pokrzywdzona przez los, muszę więc szczególnie troszczyć się o siebie. Muszę zawsze mieć opiekę, zawsze powinnam mieć ciepło, nigdy nie mogę zmoknąć. Nie twierdzę, że trzeba być absolutnym lekkoduchem. Chodzi tylko o to, żeby nie wpadać w przesadę. Jak od czasu do czasu trochę zmoknę, to nic się nie stanie. Raz przechoruję, drugi raz będę miała katar, a za trzecim razem nic mi nie będzie. Więc dziękuję Bogu za to, że w pewnym momencie pokazał mi i moim rodzicom, iż nie jestem „z cukru”. To spowodowało, że wyszłam z kultu samej siebie. Przestałam widzieć jedynie własny czubek nosa. Wtedy zobaczyłam, iż nie tylko ja mam problemy, ale inni również przeżywają trudności. Boża łaska podpowiedziała mi, że mam trochę zapomnieć o sobie i zacząć myśleć o innych.
Piszę o tym dlatego, że kiedy obserwuję rodziców małych dzieci, to czasami chce mi się śmiać. „Kochanie, nie idź do piaskownicy, bo pobrudzisz sobie rączki”. Może jeszcze rowerkiem niech dziecko też nie jeździ, gdyż może się wywrócić... Jasne, nie radzę trzylatka sadzać na rower dla dorosłych i wysyłać go po zakupy do miasta. Stopień trudności zadania musi być dostosowany do wieku i rozwoju dziecka. Jedno jest pewne – w życiu trzeba nauczyć się zarówno wygrywać, jak i przegrywać. Na przykład kiedy prowadzimy dyskusję z kimś, kto ma totalnie inne poglądy niż my, to cenne jest zarówno rzeczowe i spokojne przedstawienie własnych racji, jak i cierpliwe słuchanie tego, co ma nam do powiedzenia drugi człowiek. Nie martwmy się zbytnio, kiedy pierwszy raz przegramy. Niech to raczej będzie jak ciepły deszcz, który doda nam sił i motywacji do tego, aby pogłębiać swoją wiarę i wiedzę.