Trudno znaleźć w Rzeszowie człowieka, który nie zapamiętałby smukłej, wyprostowanej, godnej przedwojennej elegancji postawy tego przemyślanina, której towarzyszył nieodzowny uśmiech, niebywały takt i niespotykana erudycja zabarwiona nutką lwowskiego dowcipu. Jego nazwisko zapadło w pamięć pokoleń, a działalność społeczno-kombatancka na zawsze zapisała się w historii Rzeszowa. Był prawdziwym świadkiem najstraszniejszej historii, ostatnim z żyjących w Rzeszowie, więźniem Auschwitz-Birkenau i Mauthausen-Gusen, uosobieniem żołnierskiej służby i mądrym nauczycielem młodzieży, której jak nikt inny potrafił wpajać szacunek i tolerancję dla każdego oraz zdrowy, szlachetny patriotyzm – jak stwierdził na wstępie Mszy św. pogrzebowej jego przyjaciel – bp Kazimierz Górny.
Życie Pana Majora to dziewięćdziesiąt lat polskiej historii, od 12 grudnia 1927 r. do 27 grudnia 2017 r. Wywodził się z patriotycznej rodziny podoficera przemyskiego garnizonu, Stanisława Szymańskiego, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej i komendanta jednostki wojskowej w Małogoszczy na Kielecczyźnie, gdzie młody Aleksander spędził dzieciństwo. Od najmłodszych lat marzył, by pójść w ślady ojca. Służbę rozpoczął w drużynie harcerskiej będącej pod opieką 5. Pułku Strzelców Podhalańskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wiosną 1942 r. Aleksander został zaprzysiężony do Armii Krajowej w Obwodzie Przemyskim, krypt. „Polana” jako członek młodzieżowego Oddziału Dyspozycyjnego „DW” Lipowica z zadaniem kolportowania podziemnej prasy oraz z przydziałem do działań propagandy ulicznej.
Po półtorarocznej aktywnej służbie w niepodległościowym podziemiu niespełna piętnastoletni Aleksander został aresztowany przez gestapo 20 września 1943 r. w wyniku dekonspiracji akowskich struktur. Nie pomogły błagania matki i starania bp. Franciszka Bardy, który znał młodego Szymańskiego z jego ministranckiej posługi w katedrze. Nic nie zdołało wyrwać młodego chłopca z rąk niemieckich oprawców, nieszczędzących batów i ciosów w więzieniu w Przemyślu i Tarnowie, by wybić z jego duszy miłość do Polski. Transportem z Tarnowa do Auschwitz rozpoczął się dlań najgorszy rozdział w jego życiu. Na spotkaniu z młodzieżą w kościele Świętego Krzyża w Rzeszowie przedstawił go wówczas tak: „Ja, haftling (więzień – przyp. red.) numer 153 401, musiałem skłaniać głowę przed największymi niemieckimi zbrodniarzami. Co dzień wczesnym rankiem maszerowałem wraz ze swoim komando do ciężkiej, ponadludzkiej pracy, najpierw w żwirowni przy Auschwitz, gdzie jesienią 1943 r., brodząc w Sole wydobywaliśmy żwir, później w kamieniołomach w Gusen, tocząc na lory ogromne głazy, najdłużej pracowałem dla Messerschmitta, niemieckiej fabryki samolotów, bombardujących wojenną Europę. Pracowałem w ponadludzkim wysiłku dla nadludzi – niemieckich panów życia i śmierci – za łyk wodnistej zupy z brukwi, którą Niemcy zwykli karmić świnie, za gliniasty chleb (nijak niepodobny do dzisiejszego najgorszego gatunku) i za... życie, tak za życie... upodlone i sponiewierane przez nienawiść, wzgardę i upokorzenie, ale w nadziei, że doczekam innego”.
Wyzwolenie 5 maja 1945 r., choć otwarło drogę do ukochanej Polski, nigdy nie zabliźniło otwartej rany po obozowej gehennie. Leczył ją jednak niespotykaną pogodą ducha i pracą dla pamięci o tych, którzy nie wrócili, spopieleni w niemieckich miejscach kaźni. Z oddaniem pracował w Towarzystwie Opieki nad Oświęcimiem i jako mąż zaufania niemieckiego katolickiego stowarzyszenia świadczącego pomoc socjalną ocalałym byłym więźniom. Lata służby i codziennego trudu pozostawił także w Zarządzie Okręgu Podkarpackiego Światowego Związku Żołnierzy AK, któremu prezesował przez 22 lata, dbając przede wszystkim, by pamięć o historii Armii Krajowej przetrwała w sercach młodzieży. Jej powierzył Sztandar Koła nr 1 ŚZŻAK w przekonaniu, że oddaje go w najgodniejsze ręce. A młodzież potrafiła odwzajemnić to zaufanie, towarzysząc Panu Prezesowi w ostatnich dniach jego życia, pochylając ów Sztandar nad jego trumną i przyjmując mjr. Aleksandra Szymańskiego, „Koraba” za swego patrona i wzór do naśladowania.
Chcę Wam powiedzieć, mając w pamięci okrucieństwo Golgoty Zachodu (...), życie nasze jest dla was przestrogą, nie legendą! To, co się stało w niemieckich obozach koncentracyjnych, jest świadectwem największej wzgardy człowieka dla człowieka i największym dramatem dla ludzkości. Zastanówcie się jednak, czy nienawiść, nieposzanowanie życia innych, wzgarda dla słabości, nietolerancja wszelkiej odmienności, mniemanie o wyższości własnej racji i nacji przeminęły wraz z obozami? Z tym pytaniem Was zostawiam...
Przesłanie mjr. Aleksandra Szymańskiego