Reklama

Moim zdaniem

Multikulti pachnie cierpieniem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ilekroć rozmawiam z przybyszami z Europy Zachodniej, to zawsze podkreślają oni, że przeżyli w Polsce bardzo miłe zaskoczenie. Nasz kraj wydaje im się przyjazny, dobrze rozwinięty i bezpieczny. Właśnie bezpieczeństwo może się stać swoistą polską ofertą „eksportową”. Dlaczego Europejczykom Polska wydaje się bezpieczna? Odpowiedź jest prosta: stosunkowo niewielu „imigrantów”, brak istotnych konfliktów między mniejszościami narodowymi i religijnymi. Wszystkie – na siłę – prowokowane konflikty „polityczne” urządzane są w Warszawie i wyraźnie stoją za nimi pieniądze George’a Sorosa i jemu podobnych ludzi. Jak dotąd udało nam się ominąć największe rafy, na które natrafiły kraje Europy Zachodniej.

Dwa światy

Reklama

Przybysze z dużych miast Francji podkreślają spokój w polskiej przestrzeni publicznej. We francuskich miastach kobiety są atakowane podczas joggingu, a dzieci w szkołach są bite np. za jedzenie kanapek z szynką. Panuje cenzura polityczna i media nie mogą informować o tego typu atakach. Na listach kandydatów na posłów różnych partii politycznych nazwiska rdzennych mieszkańców tego kraju są w wyraźnej mniejszości. Wydaje się, że całkowicie została utracona Marsylia, w której dominują arabskie klany przemytnicze i przestępcze. Podobnie jest w brytyjskich miastach. Niedawno byłem w Londynie i Birmingham. W stolicy Albionu – w większości dzielnic – roi się już od wyznawców islamu, którym nie można zwrócić uwagi, bo natychmiast stają się agresywni i impertynenccy. Moi gospodarze opowiadali, że odkąd Sadiq Aman Khan – z pochodzenia Pakistańczyk – został w 2016 r. burmistrzem Londynu, postawa muzułmanów zaczęła się radykalnie zmieniać. To już nie są niewidoczni nieomal przybysze – dziś sprawiają wrażenie, jakby byli butnymi gospodarzami tego miasta. W Birmingham muzułmanie dominują już od kilku lat, kościoły anglikańskie są tam przerabiane na meczety, a na ulicach dominują postaci jakby żywcem wyjęte z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Jeszcze większe napięcie odczuwa się w Brukseli, gdzie całe kwartały miasta zostały zamienione w bliskowschodnie bazary. Cenzura politycznej poprawności sprawia, że obraz w telewizji i to, co widzi się w Europie Zachodniej za oknem, zaczynają się znacznie od siebie różnić.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pustka duchowa

Publiczne modlitwy muzułmanów we Francji, w Wielkiej Brytanii, Holandii, Belgii czy Szwecji są już zjawiskiem naturalnym i codziennym. Można, oczywiście, spojrzeć na to z zupełnie innej perspektywy i dojść do wniosku, że po prostu życie nie znosi próżni. W pustkę duchową – którą wieje współczesna Europa – wlewa się nowa treść. Skoro w „nowoczesnej Europie” nie ma miejsca na Pana Boga, to zastępuje Go inna duchowość i prędzej czy później mieszkańcy tamtych krajów zostaną przymuszeni do wyznawania Allaha. Czy to źle? To się dopiero okaże.

Reklama

Na pewno spokojnych katolików i chrześcijan zastąpią wyznawcy religii, która nie toleruje „współczesnej rewolucji obyczajowej”, nie zna rozdziału spraw świeckich od spraw religijnych i uważa Allaha za bóstwo niepoznawalne, któremu można się jedynie podporządkować i pod żadnym pozorem nie wolno dociekać jego natury. Warto też zauważyć, że islam w krajach, które podbił, i tam, gdzie od wieków jest wyznawany, utrzymuje struktury społeczne w zupełnie innym stanie niż ten, do którego przyzwyczaiła swoich obywateli „zachodnia demokracja”. Islam, bez rozróżnienia nawet na różne szkoły i odłamy, w swojej istocie jest religią podboju i totalnego podporządkowania wszelkich przejawów ludzkiego życia religijnej doktrynie. Militarne pokonanie najbardziej agresywnego przejawu islamu, którym było tzw. Państwo Islamskie – nie zmienia w tej kwestii niczego.

Tym bardziej że w dzisiejszej Europie Zachodniej zaczęło się rozwijać zupełnie nowe zjawisko, które nazywam gangstaislamem. W wielu więzieniach najbardziej zatwardziali przestępcy zaczęli nagle przechodzić na islam. W Europie – od Berlina po Madryt – rezydują przedstawiciele agresywnych klanów przestępczych, dla których islam jest wygodną ideologią. Tylko w Niemczech eksperci z policji federalnej mówią o działalności dwudziestu arabskich i tureckich klanów przestępczych. Jednym z najbardziej znanych jest klan Miri, zwany także rodziną Miri. Członkom tego – w istocie tajnego – związku zarzuca się masowe wyłudzenia zasiłków, machinacje finansowe na wielką skalę, handel narkotykami i bronią oraz organizowanie kryminalnych akcji w wielu niemieckich miastach. Członkowie tego klanu zbierają także haracze w lokalach gastronomicznych oraz zastraszają tych, którym się nie podoba ich działalność. Podobne klany działają na południu Szwecji, w Belgii, gdzie codziennie dochodzi do ataków na rdzennych Belgów i gdzie przestępcze klany zaprowadziły już rządy swojej wersji prawa szariatu.

Nietykalni przybysze

Reklama

Muzułmańskie klany w Europie Zachodniej są dużo bardziej agresywne niż ich odpowiedniki w krajach, z których się wywodzą. Bierze się to m.in. stąd, że w nowych krajach młodzi mężczyźni są pozbawieni tradycyjnych form kontroli, wyrwani z klanów rodzinnych, w których panuje ściśle ustalona hierarchia. W nowych krajach mogą sobie pozwolić na wiele więcej. Do tego dochodzą system pomocy społecznej i przepisy dotyczące imigracji, które praktycznie stanowią dla nich tarczę. Polityczna poprawność mediów oraz coraz większe uzależnienie polityków od głosów nowej imigracji sprawiają, że przybysze stają się w praktyce nietykalni i mogą sobie pozwalać na zachowania, jakich nigdy by nie tolerowano w stosunku do rdzennych mieszkańców tych krajów. Poczucie bezkarności rośnie z każdym rokiem zamieszkiwania w nowym kraju, do tego dochodzi frustracja wynikająca z niskich lub żadnych kwalifikacji, co sprawia, że przybysze nie są w stanie zarabiać takich pieniędzy, jakie zarabiają ich sąsiedzi. To, oczywiście, rodzi agresję w stosunku nie tylko do samych sąsiadów, ale także do obyczajów i praw kraju, który przybyszów przyjął. Mechanizmy, które opisuję, są banalne, jednak działają w każdej sytuacji – i dziwić się należy, że czasem jeszcze pojawiają się niezależne i „odkrywcze” materiały, które obnażają oblicze islamu w Europie Zachodniej.

Pracowici imigranci

Wszystkie te uwagi piszę nie z powodu wrodzonej islamofobii, tylko aby – po raz kolejny – podkreślić, że jak dotąd los obchodzi się z Polską wyśmienicie. Nie mamy patologii, które stały się codziennością w krajach na zachód od nas. Czy jednak ten stan będzie trwał nieprzerwanie?

Gdyby rządzili nami pani Ewa Kopacz lub inny przywódca ugrupowania podległego bezwzględnie „wskazówkom” z Berlina, to mielibyśmy sytuację taką, jaką przeżywają teraz nasi zachodni sąsiedzi. Oczywiście, imigracja nie dotknęłaby nas w tak dużej skali jak bogate Niemcy, ale mielibyśmy już co najmniej kilkadziesiąt tysięcy „imigrantów” wewnątrz kraju. I to nie byłaby taka sama sytuacja jak teraz, gdy w Polsce mamy setki tysięcy pracowników z Ukrainy. Ci, poza nielicznymi konfliktami, raczej nie stwarzają większych zagrożeń, pochodzą bowiem ze zbliżonego obszaru kulturowego i są nastawieni na pracę i zarabianie pieniędzy.

Zerwać z multikulti

Nie jestem przeciwny pomocy ofiarom wojny. Przeciwnie – staram się pomagać ludziom poszkodowanym w miejscach, w których od pokoleń zamieszkują. Taki cel miała organizowana przeze mnie akcja pomocy w odbudowie chrześcijańskiego miasta Karakosz w Dolinie Niniwy. Zderzenie różnych kultur, obyczajów, religii i przyzwyczajeń na jednym terenie musi jednak przynieść konflikt – zauważał to już Feliks Koneczny, a sytuacja w Europie Zachodniej jedynie potwierdza tego typu obserwacje. Odmienne style życia, religie, obyczaje nie dają się łatwo sprowadzić do jednego multikulturowego mianownika. To zawsze rodzi konflikt i walkę o dominację jednej kultury nad drugą. Europa Zachodnia popełniła błąd, z którego już nie może się wycofać. Tam sprawy zaszły za daleko. Paradoksalnie korzysta na tym nasz kraj, postrzegany jako wolny od narastających tam od lat patologii. Czy jest to wartość, której powinniśmy bronić?

Oczywiście, że tak, nie znaczy to jednak, że możemy pozostać głusi i ślepi na cierpienie ludzi w świecie. Trzeba się po prostu angażować w akcje, które przynoszą realną poprawę sytuacji ofiar wojen, a nie sprowadzać zagrożenia na własny teren. Trzeba racjonalnie planować naszą przyszłość. Do tego potrzeba jednak odcięcia się od przynoszącej złe owoce ideologii multikulti.

2019-07-24 11:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Droga wiary - felieton ks. Pawła Traczykowskiego

[ TEMATY ]

felieton

ks. Paweł Traczykowski

ks. Mirosław Benedyk

Ks. Paweł Traczykowski - wikariusz parafii katedralnej, absolwent Instytutu Patrystycznego Augustinianum w Rzymie, wykładowca teologii, oraz języków łacińskiego, greckiego i włoskiego w WSD Świdnica

Ks. Paweł Traczykowski - wikariusz parafii katedralnej, absolwent Instytutu Patrystycznego Augustinianum w Rzymie, wykładowca teologii, oraz języków łacińskiego, greckiego i włoskiego w WSD Świdnica

Uważna lektura Dziejów Apostolskich pozwala nam bliżej poznać dzieje pierwszych uczniów Jezusa. Pierwsi chrześcijanie swoją wiarę rozumieli jako drogę. Udając się do Damaszku Szaweł miał przecież na celu aresztowanie i przyprowadzenie do Jerozolimy: wszystkich zwolenników nowej drogi, jeśliby takich znalazł.

Dziś, pisząc czy dyskutując o sytuacji Kościoła przez wszystkie przypadki odmienia się słowo kryzys. Gdzie jest jego źródło? W pierwszym rzędzie kryzys Kościoła jest kryzysem wiary. Wynika on z faktu, iż wiara nie jest przez nas rozumiana jako droga, na którą trzeba wejść i którą trzeba podążać. Jako ludzie ochrzczeni zapominamy, iż tak naprawdę o wiarę trzeba walczyć i zabiegać każdego dnia. Bardzo często możemy sprowadzić wiarę do kilku prostych formuł, które jednak w żaden sposób nie mają znaczenia dla naszego postępowania w codziennym życiu.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego Judasz zdradził?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

pl.wikipedia.org

Rozważania do Ewangelii Mt 26, 14-25.

Środa, 16 kwietnia. Wielki Tydzień
CZYTAJ DALEJ

Strachy na lachy

2025-04-16 07:34

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Donald Tusk doszedł do władzy dzięki licznym obietnicom i z wielkimi słowami na ustach. Miało być nowocześnie, europejsko, z poszanowaniem praworządności, bez rozdawnictwa i populizmu. Kto go znał, wiedział, że to ściema, ale jednak pamięć ludzka jest ulotna i jego przerwa brukselska zrobiła swoje. Miało być wszystko to, czym – jego zdaniem – nie był PiS. Zapowiadał, że odwróci politykę Jarosława Kaczyńskiego o 180 stopni. Tymczasem mijają miesiące, a kolejne decyzje, słowa i gesty lidera Platformy Obywatelskiej coraz bardziej przypominają... działania PiS. Z tą tylko różnicą, że teraz to on je firmuje. Przynajmniej w warstwie retorycznej. I co więcej – niekiedy robi to z większym przekonaniem niż ci, których przez lata za to krytykował.

Pierwsza wielka wolta miała miejsce w temacie migracji. To właśnie Tusk jeszcze kilka lat temu atakował PiS za politykę "zamykania się", za „strachy na migrantów”, za „ksenofobię”. Mówił o „nieuchronnych konsekwencjach” za niezgodę rządu PiS. Dziś? Mówi dokładnie tym samym językiem, który przez lata piętnował. Straszy „nielegalną migracją”, wspiera twarde kontrole na granicach, opowiada się za utrzymaniem zapory zbudowanej przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Gdyby nie patrzeć kto mówi, to czasem można by sądzić, że mówi któryś z ministrów rządu Morawieckiego.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję