Poprzełomie 1989 r. we Wrocławiu powstało Towarzystwo im. Edyty Stein, z inicjatywy ludzi zafascynowanych życiem i myślą filozoficzną tej świętej. Byli w tym gronie m.in. ks. Jerzy Witek, Ernest Niemczyk i Danuta Skraba.
Noc decyzji
W 1990 r. p. Skraba szukała artysty, który wykona pamiątkową tablicę na fasadzie kościoła św. Michała Archanioła. – Przyszła do Fredy – opowiada Wanda Linowska, siostra Alfredy Poznańskiej. – Chodziło o tablicę do zamieszczenia na frontonie kościoła. Miała ona upamiętniać fakt, że Edyta chodziła tam na Mszę św., gdy mieszkała w domu rodzinnym przy ul. Nowowiejskiej. Najpierw Freda odmówiła. Powiedziała, że jest bardzo zajęta i nie da rady podjąć się tego zadania. Danusia zostawiła jej jednak książeczkę o błogosławionej – wtedy Edyta nie była jeszcze ogłoszona świętą. Nie wiem, co się stało w nocy, ale rano Freda zadzwoniła do Danuty z wiadomością, że zrobi tę tablicę. I to był początek, zaczął się czas Edyty Stein w życiu mojej siostry – mówi p. Wanda.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dla tych, którzy znają biografię świętej, ten epizod nie jest zaskoczeniem. Noc i lektura odegrały w jej życiu najważniejszą rolę. Rewolucja duchowa dokonała się latem 1921 r., gdy Edyta była gościem zaprzyjaźnionego małżeństwa. Pewnego wieczoru, kiedy oboje małżonkowie musieli wyjechać, zostawili jej do dyspozycji bibliotekę. „Bez wybierania wzięłam pierwszą książkę, która wpadła mi w ręce” – zapisała Edyta. „Był to wielki tom, który nosił tytuł «Życie świętej Teresy z Avila, napisane przez nią samą». Rozpoczęłam czytanie i byłam tak nim pochłonięta, że nie przerwałam, póki nie doszłam do końca. Kiedy ją zamknęłam, musiałam sama sobie wyznać: To jest prawda!”.
Na lekturze spędziła całą noc. Rankiem poszła do miasta, aby kupić sobie katechizm i mszalik, następnie przestudiowała go dogłębnie i po kilku dniach udała się na pierwszą w swoim życiu Mszę św. „Nic nie pozostało dla mnie niejasnego – zapisała przyszła święta – zrozumiałam każdą najmniejszą ceremonię. Na koniec poszłam do księdza, do zakrystii, i po krótkiej rozmowie poprosiłam go o chrzest”.
Niektóre przyjaźnie, zwłaszcza te ze świętymi, są nam podarowane. Na początku nie wiemy, dlaczego trafiliśmy na życiorys kandydata na ołtarze albo osoby już ogłoszonej świętą, ale po czasie okazuje się, że ktoś zdecydował za nas, że to my potrzebujemy tej znajomości, że musimy znać historię, biografię tej osoby, choć jeszcze przed chwilą nie wiedzieliśmy o jej istnieniu. Czy Alfreda Poznańska, jedna z największych rzeźbiarek XX wieku, potrzebowała Edyty Stein? A może to Edyta potrzebowała Alfredy? „Niczego nie dokonujemy, jeśli nie jest nam to dane z góry” – napisała Poznańska w notatce pt. „Jak powstawała kaplica E. Stein”. „Życie Edyty Stein, jej niezwykła droga, początki, poszukiwania, dochodzenia do prawd, osiągania kolejnych etapów, przyjęcie krzyża i męczeńska śmierć naprowadziły wprost na myśl, aby symbolem wyrażającym jej osobową drogę było odwiecznie objawione Słowo” – zanotowała w 1992 r.
W rzeźbie oddać wszystko
Reklama
– Pomysł na wykonanie kaplicy Teresy Benedykty od Krzyża w kościele św. Michała Archanioła na wrocławskim Ołbinie zrodził się w 1991 r. – mówi Wanda Linowska. Było lato, Alfreda Poznańska zgodziła się podjąć to niezwykle trudne zadanie, z którym przyszedł do niej prof. Marian Łukaszewicz, ówczesny prezes Towarzystwa. „Propozycję Pana Profesora przyjmowałam z wątpliwościami” – zanotowała później. Czy miała świadomość tego, że zaczynała pracę dokładnie 70 lat po tym, jak Edyta zdecydowała się przyjąć chrzest?
Reklama
Kaplica poświęcona karmelitance była wyzwaniem. Artystka chciała w niej oddać historię niezwykle mądrej, doskonale wykształconej kobiety, która – urodzona i wychowana w tradycji żydowskiej – zupełnie świadomie wybrała Jezusa. Mało tego, poszła za Nim najdalej, jak tylko może to zrobić człowiek – na krzyż. Poznańska chciała, by tworzywo, z którego powstanie dzieło, oddało upływ czasu i zatrzymane chwile. Wybrała marmur. „To kamień zapisujący odwieczną historię. Zawierający w sobie czas, początek, dzieje, trwanie i świadectwo stworzonego świata” – napisała. Pomysł na wnętrze kaplicy zachwyca i... wywołuje drżenie. Na środku stoi otwarta marmurowa Biblia z delikatnymi paskami do zaznaczania tekstu – jest to jednocześnie ołtarz. Na nim – inskrypcja nawiązująca do starożytnego hymnu i słów Edyty zapisanych w grudniu 1941 r.: „«Scienciam Crucis» zdobywa się tylko wtedy, gdy się samemu do głębi doświadczy krzyża. Od początku byłam o tym przeświadczona i powiedziałam z całego serca: «Ave Crux – spes unica»”. Obok, po lewej stronie, artystka umieściła marmurowy świecznik w kształcie stosu luźnych kartek papieru. Zależało jej, aby na świeczniku zapalać tylko białe, duże świece – to nawiązanie do świec szabatowych, znanych Edycie z dzieciństwa. Przed ołtarzem wmurowana jest urna z ziemią i garstką prochów po pomordowanych w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Ziemię i prochy zebrano 9 sierpnia 1991 r. (w rocznicę śmierci Edyty Stein) spod ściany straceń bloku 11. oraz ze stosów spaleniskowych w Brzezince. Na ścianie w kaplicy umieszczono relikwiarz ze skrawkiem habitu oraz obraz przedstawiający s. Teresę Benedyktę na tle menory, autorstwa Jolanty Kordeckiej (obecnie karmelitanki, s. Michaeli od Wszechmogącego Boga). Wszystko tu jest spójne, dowodzi niezwykłego kunsztu rzeźbiarki i głębi odczytania świadectwa świętej.
Ożywianie kamienia
– Pamiętam, że codziennie w gorące miesiące wakacyjne siostra chodziła z ul. Wieczorka (dziś kard. S. Wyszyńskiego) do kościoła św. Michała – opowiada Wanda Linowska. – Wychodziła rano i wracała wieczorem. Była zakurzona, brudna od kamiennego pyłu, ale szczęśliwa. Pomagało jej dwóch studentów, jednym z ich był Christos Mandzios. Pracowali na dworze, pod wiatą. Upał był tamtego roku ogromny, a ona w marmurowym pyle... Była bardzo tajemnicza w czasie tych prac. Mimo że byłyśmy sobie bardzo bliskie, nie pozwalała mi nawet tam przychodzić, aby zobaczyć, co powstaje. Czasem przynosiłam im napoje, ale nie podchodziłam blisko. 12 października 1991 r., gdy dokonano poświęcenia kaplicy, stała z boku, rozjaśniona uśmiechem. W pewnym momencie odwróciła się i powiedziała: Jestem szczęśliwa... – wspomina pani Wanda.
„Od czasu, kiedy to zrobiłam, jestem inna i moja wiara jest inna, choć przecież jestem katoliczką od urodzenia. A w kategoriach ludzkich, profesjonalnych uważam, że jest to moje najlepsze dzieło” – napisała w 1995 r.
Reklama
– Myślę, że kaplica św. Teresy Benedykty od Krzyża to dzieło jej życia i że ta praca nad kaplicą zmieniła jej życie. Wiem też, że duchowa przyjaźń z Edytą trwała aż do śmierci mojej siostry w 2001 r. – mówi pani Wanda. – Kto wie? Może dzięki tej przyjaźni umiała sobie poradzić, gdy dowiedziała się o śmiertelnej chorobie i ostatnie 8 miesięcy przeżyła tak godnie... Alfredzie Poznańskiej udało się dokonać rzeczy niezwykłej: dla oddania hołdu Edycie Stein ożywiła kamień, uderzała w niego tak długo, aż wytrysło piękno. I w tym działaniu znów się ze świętą upodobniły...
Przed laty dyrektor wrocławskiej szkoły, w której Edyta Stein znakomicie zdała maturę, nawiązując do jej nazwiska (w jęz. niemieckim „stein” oznacza kamień), powiedział: „Uderz w kamień, a wytryśnie mądrość...”.
Alfreda Poznańska zmarła 7 października 2001 r., a jej pogrzeb odbył się 11 października – w rocznicę kanonizacji s. Teresy Benedykty od Krzyża. Spoczęła na cmentarzu przy ul. Bujwida we Wrocławiu. Po kilku latach Christos Mandzios wykonał rzeźbę na jej grobie z tego samego marmuru, z którego powstała kaplica św. Teresy Benedykty od Krzyża.
* * *
Alfreda Poznańska (1939 – 2001)
Rzeźbiarka, profesor w PWSSP we Wrocławiu, uczennica prof. Xawerego Dunikowskiego. Uprawiała rzeźbę w dużym i małym rozmiarze – wykonywała rzeźby ołtarzowe, medale, plakiety. Medal jej autorstwa w 1983 r. podarowano papieżowi Janowi Pawłowi II. Zaprojektowała też medal „1000-lecia Biskupstwa Wrocławskiego”. W latach 80. zaangażowana w działalność podziemnej „Solidarności Walczącej”, współpracowała z Duszpasterstwem Środowisk Twórczych we Wrocławiu.