KATARZYNA KRAWCEWICZ: – Niedawno z ks. Damianem Dropem odbyłeś pielgrzymkę do Santiago de Compostela.
DAWID WIŚNIEWSKI: – Jestem teraz na życiowym rozdrożu, bo skończyłem liceum, zdałem maturę i zastanawiam się, co dalej. Chciałem to wszystko omodlić i podziękować Panu Bogu za poprzednie lata, zawierzyć Mu moją przyszłość. I w ogóle szukam w swoim życiu duchowym czegoś więcej, chcę mocniej poznać Jezusa, dlatego m.in. trzy razy już uczestniczyłem w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, a teraz zdecydowałem się na Szlak św. Jakuba.
– Założyliście sobie, że część drogi pokonacie osobno, w samotności. Jak to jest?
– Na pewno różni się to mocno od zorganizowanej pieszej pielgrzymki, gdzie grupa cały czas idzie razem, śpiewa, bawi się. Było sporo takich etapów, kiedy szliśmy w oddaleniu od siebie. Ale też część drogi pokonaliśmy razem. Zdecydowaliśmy się odmawiać Nowennę Pompejańską i też ją tak podzieliliśmy, żeby część odmawiać i rozważać na osobności, a część wspólnie na głos, czasami z innymi pielgrzymami, których akurat spotkaliśmy.
– A czy zdarzyło się na szlaku coś, co szczególnie wbiło Ci się w pamięć?
– Miejsca, w których nocowaliśmy, nazywały się albergue. I właśnie w jednym z nich ks. Damian chciał odprawić Mszę św., ale okazało się, że nie ma komunikantów. Byliśmy właściwie pewni, że tej Mszy po prostu nie będzie, jednak zaczęliśmy pytać ludzi w wiosce, czy jest w pobliżu jakiś ksiądz. Okazało się, że ksiądz był na miejscu i że do nas podjedzie. Zabrał nas do klasztoru, który leżał 100 m od oceanu, i tam ks. Damian odprawił Eucharystię. Tamten ksiądz, Daniel San Roman, zapytał, czy chcemy odprawić Mszę św. również następnego dnia. Powiedzieliśmy, że nie chcemy przeszkadzać, ale on popatrzył na ks. Damiana i powiedział: Jesteś moim bratem – o której godzinie chcesz, ja wstanę i zabiorę was do kościoła. A zaczęło się od zapomnianych komunikantów.
Ta historia uświadomiła mi, że cel wędrówki wcale nie jest najważniejszy. Na początku myślałem, że dojście do Santiago de Compostela to będzie szczyt mojej drogi, ale kiedy już tam dotarłem, zrozumiałem, że naprawdę istotne były osoby spotkane na szlaku, historie, które udało nam się przeżyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu