Znane sformułowania: ,,Jestem mamą. A jaka jest Twoja supermoc?” czy ,,Nie wiem, zapytaj mamę” idealnie oddają znaczenie i rolę mamy. Świadectwa trzech na pozór różnych kobiet łączy jedno – każda z bohaterek stanowi oazę bezpieczeństwa i czułości dla swoich dzieci, tych rodzonych jak i oddanych duchowej opiece.
Mama i lekarz
Reklama
Łączenie pracy zawodowej i macierzyństwa wydawało mi się oczywiste, ale okazało się nie zawsze łatwe. Od kilkunastu lat jestem mamą trzech wspaniałych córek i lekarzem. W moim zawodzie, wiążącym się z ciągłą nauką trudno zrobić przerwę, a łatwo wciągnąć się w wir pracy. Musiałam jasno określić, że to rodzina jest dla mnie najważniejsza, mocno się tego trzymać, a jednocześnie być oddana w pracy. Bez wątpienia pomocą były comiesięczne spotkania Domowego Kościoła, gdzie dzieliły się swym doświadczeniem osoby wyznające te same wartości, następnie Przedszkole Sióstr Salezjanek, które „w edukacji stawia na rodzinę”. Potem już córki dawały jasno znać, że trzeba coś zmienić, bo czują się „zaniedbane”. W sytuacjach trudnych, kiedy naprawdę było dużo pracy i nauki, modliłam się do św. Joanny Beretty Molla – lekarki i matki 4 dzieci, której udawało się łączyć pracę zawodową, macierzyństwo i działalność społeczną. Mam też to szczęście współpracy z ludźmi znającymi wartość rodziny, stąd łatwiej jest mi jest poukładać priorytety. Musiałam dokonywać także wyborów dotyczących aktywności zawodowej, towarzyskiej czy społecznej. Był czas, kiedy miałam poczucie, że muszę być stale dostępna dla pacjentów, co odbijało się na dzieciach, które oczekiwały uwagi, obecności i zainteresowania. Usłyszałam wtedy, że zawodowo, zawsze ktoś może mnie zastąpić, ale jako mamę nie. Ustaliłam zasady z pacjentami i ufam, że czują się zaopiekowani, a moje córki są przekonane, że nasza rodzina jest dla mnie najważniejsza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Joanna Denisiuk
Duchowa opieka
Bezpośredni kontakt z najmłodszymi mocno odkrył w moim sercu i umyśle, iż konsekrując Jezusowi macierzyństwo fizyczne, tak naprawdę cały czas ono we mnie jest, tylko że w inny sposób – duchowy.
Katechizując dzieci, pragnę dać im Jezusa – Boga Żywego. Pragnę, by dzieci chwyciły jak najwięcej z tego, co daje Bóg. Zabiegam z całych sił i na różne sposoby, by nawiązały z Nim osobisty kontakt, by zrozumiały kto jest najważniejszy w ich życiu. Jaki sens ma modlitwa, jaki sens ma każdy budzący się nowy dzień.
Macierzyństwo duchowe nie ogranicza się tylko do obszaru dzieci, ale sięga po krańce świata. Obejmuje miłością, ofiarą i poświęceniem najbardziej potrzebujących. Charyzmat mojego zgromadzenia ogarnia duchowym macierzyństwem w sposób szczególny kapłanów. Codziennie modlę się za księży całego świata, ale bezpośrednio Tych, których Pan postawił i stawia na mojej drodze życia zakonnego. Będąc nowicjuszką, wiele lat temu, zostałam poproszona przez jednego z Prymicjantów, bym się za Niego modliła i czynię to po dzień dzisiejszy. Pamiętam Jego twarz, imię i nazwisko. Drugiego kapłana otrzymałam od Jezusa po ślubach wieczystych. Ofiarowałam swoje życie na sposób, jaki Bogu się podoba dla uratowania życia tego młodego kapłana. Moja troska nie jest wiadoma tym kapłanom, jak i wielu innym osobom.
Reklama
Zrodzenie życia duchowego w drugim człowieku jest odpowiedzialnością. Na ile ja dbam i pielęgnuję życie Boże w mojej duszy, na tyle moje duchowe dzieci mogą z niego czerpać dla siebie.
S. Zuzanna Kazimierczuk
Wartość rodziny i macierzyństwa
Gdy zaproponowano mi napisanie kilku słów do ,,Niedzieli”, zdziwiłam się. Przecież jestem zwykłą, niczym nie wyróżniającą się kobietą. No może poza jednym. Jestem mamą wspaniałej piątki dzieci.
Moją najmłodszą córkę urodziłam tuż przed czterdziestką. I chociaż kilka lat wcześniej podjęłam pracę zawodową, to wiadomość o kolejnej ciąży przyjęłam z wielką radością i pokorą. Jeszcze bardziej ucieszył się mój mąż. Zawsze był dla mnie wielkim wsparciem, ale na wieść o kolejnym dziecku wprost szalał z radości. O jedno mogłam więc być spokojna. Tak samo jak dotąd we wszystkim będzie mnie wspierał. I może ta pewność lub mój dość zaawansowany wiek sprawiły, że ostatnią ciążę przeżywałam całkiem inaczej. Dla mnie był to naprawdę błogosławiony czas. Czas spokoju, zatrzymania i refleksji nad priorytetami. Mając już pewną wiedzę i doświadczenie od samego początku postanowiłam jak najlepiej zatroszczyć się o dzieciątko, które nosiłam pod sercem. Dbałam więc o wewnętrzny spokój, dobry nastrój i atmosferę pełną miłości. Oczywiście pojawiały się trudności, ale antidotum na różne leki stała się modlitwa do św. Ignacego Loyoli o zdrowie matki, dziecka i szczęśliwy poród. Czułam również moc modlitwy, którą otoczyła mnie wspólnota Domowego Kościoła. Dzisiaj śmiało mogę stwierdzić, że tak naprawdę dopiero dzięki późnej ciąży w pełni doceniłam wartość rodziny i macierzyństwa. A mała Sara jeszcze bardziej zjednoczyła naszą rodzinę. Widać to zwłaszcza teraz, w czasie pandemii, gdy wspólne przebywanie jest źródłem wielu radości.
Aneta Olszańska