Ojciec Franciszek Maria od Krzyża Jordan – założyciel salwatorianów i salwatorianek. Wielu słyszało na jego temat tylko tyle. Choć w swoim Dzienniku duchowym zapisał: „Moja tajemnica należy do mnie” (DD I/15), to jednak wiadomo o nim znacznie więcej.
Ostatnie tygodnie zaczęły szerzej odsłaniać światu tę wyjątkową postać. Wszystko za sprawą papieskiego orzeczenia wydanego 19 czerwca. Po 78 latach procesu beatyfikacyjnego Ojciec Święty Franciszek zlecił promulgowanie dekretu dotyczącego cudu za wstawiennictwem sługi Bożego Franciszka Jordana. To oznacza, że założyciel salwatorianów wkrótce zostanie ogłoszony błogosławionym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Choć Franciszek Maria od Krzyża Jordan wydaje się najbliższy swoim duchowym synom i córkom w habitach i ze skrótem SDS po nazwisku, bliski może się stać każdemu. To zasłuchany i zakochany w słowie Bożym świadek miłości Zbawiciela. Kapłan z wielkim pragnieniem Boga i taką wrażliwością na drugiego człowieka, za jaką tęsknią ludzie wszystkich czasów. Bliski jak przyjaciel, inspirujący jak ojciec. Dla wielu – święty za życia.
Zwykłe życie
Reklama
Urodził się w maleńkim niemieckim Gurtweil, które w tamtych latach (1848 r.) zwykle kojarzono z przytłaczającą biedą. Nie ominęła ona także rodziny o. Jordana. Liczne długi do spłacenia po przodkach, przedwczesna tragiczna śmierć ojca i zapracowanie matki, która musiała sama utrzymać dom i wyżywić trójkę dorastających chłopaków (Jordan miał dwóch braci – starszego i młodszego), to tylko niektóre szczegóły z dzieciństwa o. Franciszka. Ochrzczony dzień po narodzinach jako Jan Chrzciciel dorastał pośród trudności, które okazały się szybkim kursem dojrzewania. Trudna sytuacja finansowa zmuszała go do podjęcia wielu dorywczych prac już od najmłodszych lat: przy czyszczeniu koryta rzeki, budowie kolei, na roli. Młody Jordan dorabiał także jako malarz dekorator. Wielu widziało jego pełne odcisków ręce i raczej nie przypuszczało, że będą one kiedyś rozgrzeszać, podawać Ciało Pańskie i błogosławić. Tymczasem on marzył o kapłaństwie właściwie od dziecka. Powołanie dało o sobie znać już podczas Pierwszej Komunii św. Wyczekiwane, wymodlone – stało się możliwe dzięki wielkiej ufności i imponującej pilności w nauce, która umożliwiała zdobycie wymaganego dla alumna seminarium wykształcenia.
Niezwykła pasja
Reklama
Po święceniach kapłańskich w 1878 r. Jordan został wysłany do Rzymu, gdzie spędził większość swojego życia. Warto dodać, że przyszło mu rozwijać powołanie wówczas, gdy w Europie Kulturkampf naprawdę dawał się we znaki, m.in. poprzez znaczne ograniczenie swobody Kościoła. Ale Franciszek – do końca oddany Bogu i Kościołowi – tymi trudnościami się nie zrażał. Wręcz przeciwnie. Motywowany zapałem apostolskim oraz pragnieniem, aby wszyscy ludzie poznali i pokochali Jezusa Chrystusa, w 1881 r. założył Towarzystwo Boskiego Zbawiciela (salwatorianie), a w 1888 r. – Kongregację Sióstr Boskiego Zbawiciela (salwatorianki). Zorganizował także grupę ludzi świeckich, aby i oni mieli swój udział w ewangelizacyjnej misji Kościoła, wykorzystując do tego celu wszelkie możliwe sposoby i środki. Takie miało być (i jest) jego towarzystwo – zainspirowane i wymodlone fragmentem Ewangelii wg św. Jana: „Aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17, 3; DD I/83). Miało służyć wszędzie i dla wszystkich, by nikt nigdy nie poczuł się wyłączony z miłości i dobroci Zbawiciela. Realizacja tej misji oznaczała wytrwałe, pełne pasji podążanie za wolą Bożą, wielką ufność w Opatrzność oraz umiłowanie prostoty, która z Jana Chrzciciela uczyniła Franciszka Marię od Krzyża, pozwoliła mu przywdziać habit zakonny i – zgodnie z wybranym imieniem, na wzór Ukrzyżowanego i w oddaniu Matce Bożej – przyjmować wszystko, co przynosiły mu życie i powołanie. Sceptycznym wobec jego osoby i działań z pokorą odpowiadał: „Cóż, często dla osiągnięcia swoich zamiarów Bóg wybiera jako narzędzie ludzi najbardziej niewłaściwych do tego celu”. Wciąż powtarzał, że wszystko jest dziełem łaski.
To fascynujące, jak daleko sięgają Boże pragnienia, które Franciszek potrafił odczytywać pochylony nad słowem Bożym, nad słownikami, gdy uczył się języków obcych (władał pięćdziesięcioma!), i nad mapą, gdy organizował kolejne misje oraz wysyłał członków Towarzystwa Boskiego Zbawiciela na cały świat. Godzinami dniem i nocą klęczał na gołej posadzce w kaplicy, by powierzać Bogu każdy swój krok i uczyć takiej postawy towarzyszących mu braci. Modlił się, działał i zdziałał. Bóg jeden wie, ile zdarzyło się w ludzkich sercach dzięki temu, że po niewiarygodnie długiej modlitwie wstawał z kolan, by wychodzić z przesłaniem miłości Zbawiciela do świata i nie przeoczyć „choćby jednego tylko” człowieka (DD II/1).
Zmarł w wieku 70 lat. Odszedł pokornie w ogromnym bólu wywołanym chorobą. Garstkę pochylonych nad jego łóżkiem ludzi wychował do głębi Bożego Miłosierdzia. W 2018 r. od jego śmierci minęło równo 100 lat.
Dziś o. Jordan ma swoich następców, kontynuatorów podjętej przez niego misji, pasjonatów na jego wzór. Ten wzór pociąga wielu, którzy własnym życiem „cytują” jego słowa i pokazują, że Franciszek od Krzyża dla każdego może się stać nauczycielem wiary i modlitwy, towarzyszem w cierpieniu i godnym naśladowania wędrowcem po drogach świata, czytanego w języku Ewangelii.
Błogosławiona cierpliwość
Proces beatyfikacyjny założyciela salwatorianów trwał długo. Rozpoczął się w 1942 r. W 2011 r. ogłoszono dekret o heroiczności cnót o. Jordana. W 2014 r. w Jundiaí (Brazylia) młoda para oczekująca potomka otrzymała informację – potwierdzoną następnie przez kilku lekarzy specjalistów – że ich nienarodzone jeszcze dziecko cierpi na dysplazję szkieletową – nieuleczalną chorobę kości. Należący do grupy świeckich salwatorianów rodzice zaczęli się modlić za wstawiennictwem sługi Bożego o. Franciszka Jordana i zaprosili do modlitwy również innych członków Rodziny Salwatoriańskiej. 8 września 2014 r., dokładnie w rocznicę śmierci założyciela, urodziło się zdrowe dziecko. Po spełnieniu wszystkich wymaganych procedur kanonicznych papież Franciszek orzekł, że to cudowne uzdrowienie dokonało się dzięki Bożej interwencji za wstawiennictwem o. Jordana. Tak otwiera się ostateczna droga ku jego beatyfikacji. Wyczekiwana przez lata tak samo jak upragnione przez Franciszka od Krzyża kapłaństwo i założone przez niego dzieło, które uczy dziś wielu, że świętość rośnie w cierpliwości.
Jako alumn Jordan zapisał sobie w Dzienniku duchowym cytat ze św. Augustyna: „Chwała musi szukać ciebie, a nie odwrotnie” (DD I/65). Pozostał wierny tym słowom przez całe życie, poświęcone wyłącznie dwóm celom: chwale Bożej oraz zbawieniu dusz. I stało się. Chwała Boża go znalazła. Wkrótce – jako błogosławiony – będzie znajdował nas wszystkich blisko umiłowanego Chrystusa.