Reklama

Nauka

Czy można majstrować przy czasie?

Co rusz pojawiają się w literaturze lub filmie odniesienia do podróży w czasie. Są to opowieści mające aspiracje filozoficzne, naukowe lub po prostu czysto rozrywkowe. Okazuje się, że także w naturze czas ma fascynujące właściwości.

Niedziela Ogólnopolska 44/2020, str. 60-61

Adobe.Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kilka dni temu zmieniliśmy czas letni na zimowy – cofnęliśmy wskazówki zegarków o godzinę i spaliśmy nieco dłużej. Przesunięcie wskazówek dało na krótko powrót do takiej ilości porannego światła słonecznego, jaką mieliśmy przed miesiącem, a za około miesiąc będziemy wstawali w takich samych ciemnościach, jakie mieliśmy w ostatnią sobotę czasu letniego. Manewr zmiany czasu teoretycznie pozwala zaoszczędzić energię elektryczną rano, w praktyce jednak pogoda w naszym klimacie to uniemożliwia, ponieważ najczęściej jest pochmurno i deszczowo, więc cały efekt oszczędnościowy, jeżeli w ogóle, jest niewielki. Ba! Dwukrotne przestawienie czasu generuje niemałe koszty. Najlepsze tego przykłady, które obserwujemy wszyscy, to: zamieszanie komunikacyjne, a w zakładach pracy dłuższa o godzinę nocna zmiana z soboty na niedzielę, powodująca konieczność wypłaty nadgodzin.

Sam moment zmiany, ta powtórzona godzina raz w roku (raz, ponieważ wiosną wskazówki przesuwamy do przodu) ma jednak w sobie jakąś magię. Jeśli chcemy doznać niepokojącego uczucia zaburzenia przepływu czasu, warto na własne oczy zobaczyć moment, w którym zegary elektroniczne z godz. 3.00 w nocy same przestawiają się na godz. 2.00, by potem mozolnie wrócić do punktu wyjścia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Tylko która godzina jest punktem wyjścia? Czy czas można traktować inaczej niż ten płynący monotonnie do przodu?

Jak to się ma do obserwacji?

Reklama

Czas nigdy nie był traktowany jako wymiar, po którym można się poruszać. Nie był jak długość, szerokość czy głębokość, nie można go było wydłużyć czy spowolnić. Nikomu nawet nie przychodziła do głowy poważna koncepcja, według której mając godzinę na odpoczynek, wydłużalibyśmy ją sobie tak, aby minęło np. 10 godzin, a potem wracalibyśmy do swoich spraw w świecie, w którym minęła tylko jedna godzina. Byłoby to kompletne zaprzeczenie zdroworozsądkowego oglądu świata i praw fizyki, które od stuleci się sprawdzały.

Pierwszą przesłanką, że może być inaczej, były obserwacje pozornego ruchu gwiazd i ich położenia na niebie (aberracji gwiazdowej) wykonane w XVIII wieku. Pozornego, bo wynikającego z ruchu Ziemi wokół Słońca. Posługiwano się wtedy mechaniką zakładającą, że jeśli obserwujemy obiekt poruszający się np. 30 km/h i z tego obiektu wyleci inny z prędkością np. 15 km/h (powiedzmy, że jedziemy samochodem i przez otwartą szybę wyrzucamy przed siebie kamień), to dla obserwatora ten drugi obiekt będzie się poruszał z prędkością 45 km/h. Podczas obserwacji pozornego ruchu gwiazd Ziemia w cyklu rocznym albo się od nich oddala, albo zbliża się do nich, czyli kiedy się oddala, to do prędkości światła emitowanego przez obserwowaną gwiazdę należałoby dodać prędkość Ziemi. Nasza planeta poruszałaby się wtedy w stosunku do gwiazdy z prędkością większą od jej światła, czyli nie powinniśmy jej widzieć. Na początku XIX wieku odkryto, że aberracja jest identyczna dla różnych gwiazd w różnych porach roku, tzn. prędkość emitowanego przez nie światła nie jest zależna od ruchu zarówno Ziemi, jak i ich samych. Zagadnienie to nurtowało ówczesnych fizyków, którzy szukali sposobów na udowodnienie, że światło rozchodzi się z różną prędkością w próżni; napełniali nawet teleskopy wodą, ale oczekiwanych zmian prędkości światła nie udało się zaobserwować.

Reklama

Dopiero w 1905 r. niemiecki fizyk Albert Einstein opublikował teorię nazwaną później Szczególną Teorią Względności (STW). Zawierała ona dwa postulaty: w każdym układzie odniesienia zasady fizyki są identyczne (czyli obserwując odległą gwiazdę, zakładamy, że prawa fizyki są tam takie same jak na Ziemi) oraz dla wszystkich obserwatorów w każdym układzie odniesienia prędkość światła w próżni jest identyczna i nie zależy od ruchu źródła tego światła.

Jak to się ma do czasu?

Wbrew pozorom teoria Einsteina ma ogromny wpływ na postrzeganie upływu czasu. Okazuje się, że biorąc pod uwagę obiekty poruszające się z prędkościami bliskimi prędkości światła w próżni, możemy zauważyć różnice w prędkości upływu czasu dla różnych układów odniesienia. Najlepiej zilustrować tę różnicę za pomocą prostego przykładu.

Postawmy na powierzchni Ziemi obserwatora z sekundnikiem, a wysoko nad nim – w kosmosie – niech przemieszcza się statek kosmiczny z prędkością np. połowy prędkości światła. W statku kosmicznym jest żarówka umieszczona dokładnie w połowie odległości między dziobem a rufą (przyjmijmy znane wszystkim morskie nazewnictwo) i znajduje się kosmonauta potrzebny do obsługi włącznika światła. Dajmy kosmonaucie także sekundnik. W naszym przykładzie pomijamy wszelkie proporcje i przyjmujemy, że światło od żarówki do dziobu statku ma przemieszczać się sekundę, czyli odległość wynosi blisko 300 tys. km, bo prędkość światła w próżni to właśnie ok. 300 tys. km/s.

Reklama

Zaczynamy eksperyment. Kosmonauta włącza żarówkę i w tym samym momencie włączają się stopery jego i obserwatora na Ziemi. Po sekundzie światło dociera do dziobu statku kosmicznego i obydwa stopery się wyłączają. Co widzimy? Otóż stoper kosmonauty pokazuje 1 s. Słusznie, ponieważ odległość między żarówką a miejscem, do którego ma dotrzeć światło, jest ciągle ta sama. Nie ma żadnego znaczenia fakt, że statek znajduje się w ruchu.

Z punktu widzenia człowieka na Ziemi żarówka wysyła światło i po sekundzie ono nie dociera do punktu odbiorczego, ponieważ ten punkt przesunął się do przodu z prędkością połowy prędkości światła. Dopiero po kolejnym ułamku sekundy promień żarówki oświetla dziób statku kosmicznego i właśnie wtedy wyłącza się stoper obserwatora. Tutaj ruch statku ma fundamentalne znaczenie dla obserwacji. Moment końca eksperymentu jest dokładnie ten sam. Następuje po dotarciu promienia światła do odbiornika znajdującego się na dziobie statku kosmicznego. Dla obserwatora na Ziemi stało się to jednak po czasie większym, niż zmierzył to kosmonauta. Różnica w pomiarach tego samego zjawiska, ale w różnych układach odniesienia, będących względem siebie w ruchu, nazywa się dylatacją czasu.

Jak się to ma do praktyki?

Aby stwierdzić dylatację czasu, nie trzeba rozpędzać się do prędkości bliskich prędkości światła. Wystarczą bardzo precyzyjne metody pomiaru czasu. Jak bardzo? Otóż można zaobserwować efekt podobny jak w przykładzie powyżej, podczas lotu samolotem lub poruszając się po orbicie Ziemi. Tyle że różnica na stoperze miłośnika obserwacji przelotów samolotowych stojącego na łące i ta na stoperze pilota obserwowanego samolotu powinna wynosić najwyżej kilkaset nanosekund (nanosekunda to jedna miliardowa część sekundy). Spektakularna jest obserwacja, że zjawisko w ogóle zachodzi, choć sceptycy zwracali uwagę na możliwe niedokładności pomiaru. Twardych dowodów dostarczyły akceleratory, czyli urządzenia, w których przyspiesza się cząstki do prędkości bliskich prędkości światła i bada ich właściwości. Rozpad połowiczny przyspieszanych atomów pierwiastków promieniotwórczych wyraźnie spowalniał dla obserwatora z zewnątrz w porównaniu z atomami znajdującymi się w stanie spoczynku. Niezależnie od mikroskopijnych (a właściwie nanoskopijnych) różnic w pomiarach czasu w samolocie i na Ziemi efekt dylatacji czasu musi być brany pod uwagę podczas posługiwania się np. systemami nawigacji satelitarnej. W końcu wszyscy korzystający z niej są w ruchu i należy to uwzględnić podczas pomiarów.

Jeśli chodzi o podróże w czasie, to zgodnie ze Szczególną Teorią Względności są one możliwe wyłącznie do przodu. Można wyobrazić sobie wysłanie statku kosmicznego poruszającego się z prędkością bliską światłu w rundkę po bliskim kosmosie i wracającego po kilku latach, które upłyną na jego pokładzie. Zgodnie z STW na Ziemi upłynie wtedy kilkadziesiąt lub nawet kilkaset lat. Oczywiście, o ile załoga przeżyje przyspieszanie do tak wielkich prędkości – ale to już temat na zupełnie inne rozważania.

2020-10-28 10:37

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Francja: znikną nazwy szkolnych wakacji odwołujące się do świąt chrześcijańskich?

2025-10-02 13:17

[ TEMATY ]

Francja

nazwy szkolnych wakacji

święta chrześcijańskie

Adobe Stock

Krajowa Rada Edukacji we Francji przyjęła propozycję jednego z lewicowych związków zawodowych, by zmienić tradycyjne nazwy okresów wakacyjnych w szkołach i na wyższych uczelniach, odwołujące się do świąt chrześcijańskich i zastąpić je określeniami świeckimi. Gdyby tak się stało, ze słownika zniknęłyby takie określenia jak: „wakacje wielkanocne” (vacances de Pâques), „wakacje bożonarodzeniowe” (vacances de Noël) czy „wakacje Wszystkich Świętych” (vacances de la Toussaint).

Z tą inicjatywą wystąpił związek zawodowy FSU-SNUipp. Jego zdaniem dotychczasowe nazwy nie są już odpowiednie dla dzisiejszej edukacji narodowej. Na posiedzeniu Krajowej Rady Edukacji 1 października wniosek został przyjęty 44 głosami „za”, przy 7 głosach „przeciw”.
CZYTAJ DALEJ

Ks. Tomasz Trzaska: depresji nie da się zamodlić

Jest dziś potrzeba, żeby w kwestii kryzysów samobójczych budować mosty ze wszystkimi środowiskami: kościelnymi, społeczno-politycznymi, ze szkołą, ze służbą zdrowia, z państwem - po prostu z każdym; to zjawisko dotyczy wszystkich - powiedział metropolita warszawski abp Adrian Galbas.

Abp Galbas wziął udział w spotkaniu "Nie pozwólmy znikać bez słowa” poświęconym profilaktyce, systemom wsparcia i koordynacji działań między instytucjami w budowaniu bezpiecznego otoczenia dla osób w kryzysie psychicznym, które odbyło się w czwartek w Domu Arcybiskupów Warszawskich.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję