Zaszczepiłem się już pierwszą dawką, a drugą wyznaczono mi na 13 maja. Wkłucie zniosłem dzielnie, preparat też obszedł się ze mną łagodnie, tzn. nie odczuwałem żadnych wyjątkowych sensacji poza nieco bolącym ramieniem, ale tę dolegliwość doskonale pamiętam z dzieciństwa, choć nie wiem, po którym szczepieniu.
Tak się jednak w ostatnim czasie złożyło, że kiedy kilku spotkanym osobom zadawałem pytanie o to, „kiedy szczepionka”, w odpowiedzi słyszałem, że albo ktoś nie zamierza się szczepić, albo jeszcze się zastanawia. Dyskusji nie podejmowałem, bo wiem, że sprawa jest delikatna. W grę wchodzą różne czynniki. Ja sam decyzję o zaszczepieniu się podjąłem na podstawie rekomendacji ekspertów medycznych i moralnych, którzy dopuszczali szczepionkę do użytkowania, gwarantując, że jest bezpieczna, oraz osób, które zwracając uwagę na wymiar etyczny szczepienia się i nieszczepienia, zachęcały, aby uczynić to w imię troski o bliźniego. Kilkakrotnie wspominał o tym również papież Franciszek. Postanowiłem więc się zaszczepić. Dzięki temu teraz w kościele czuję się pewniej, bo wiem, że jest mniejsze ryzyko, iż nieświadomie mogę zaszkodzić drugiemu człowiekowi.
Niektóre państwa, snując plany odmrażania gospodarki, chcą wprowadzić swoiste glejty, nazywane paszportami covidowymi, które pozwolą zaszczepionym na więcej. Będą oni mogli swobodnie wejść do restauracji, kawiarni, teatru, kina czy pojechać na wczasy. Tu pojawia się pytanie: czy jest to etycznie dopuszczalne? Sporo osób ma wątpliwości. Nie tylko z tej przyczyny, że nie wszyscy na świecie mogli się zaszczepić, choć chcieli i chcą, ale także z innych powodów. Tego m.in., że owszem, szczepienie się przeciwko COVID-19 jest wewnętrznym obowiązkiem, jak podkreślił papież Franciszek, ale czym innym jest – i trzeba to rozróżnić – ludzki obowiązek uczynienia czegoś, a czym innym przymuszanie przez aparat państwowy do spełnienia takiego obowiązku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu