Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Jedynemu Bogu niech będzie cześć i chwała… Tymi słowami rozpoczyna się codzienne modlitwa sióstr ze zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Zgromadzenie założone zostało w 1959 r. przez o. Ignacego Posadzego, chrystusowca w Poznaniu – Morasku. Każda siostra misjonarka spełnia misję zgromadzenia przez całe życie, niezależnie od miejsca i rodzaju wykonywanej pracy, ofiarowując swoje codzienne trudy, cierpienia i modlitwy w intencji polskich emigrantów. W 1982 r. na zaproszenie ks. proboszcza Władysława Kowalskiego, chrystusowca współpracę z parafią św. Katarzyny w Goleniowie podjęły siostry misjonarki z Moraska. Liczba sióstr w tej parafii wahała się od trzech do sześciu. Swoją posługą siostry obejmowały naukę dzieci, pracę zakrystianki, organistki i siostry oddelegowanej do posługi charytatywnej. Obecnie w parafii pracują trzy siostry katechetki i zakrystianka.
Siostry Agnieszka Noga i Monika Hoffmann decyzją władz zgromadzenia zostały przeniesione do innych placówek: s. Agnieszka do Moraska a s. Monika do Warszawy. Panu Bogu pragniemy podziękować za wszelkie dobro, które przez ich posługę dokonywało się w parafii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Siostra Monika Hoffmann
Reklama
– Pochodzę z północy, z małej miejscowości Ryjewo. Lubię ludzi. Kocham pracę z dziećmi. W drodze za ich potencjałem podążam i realizuję coraz to nowe projekty, w miarę potrzeb, ale i zainteresowań. Muzyka, gra na gitarze, prowadzenie scholi dziecięcej, ale i śpiew w czasie katechezy są formami mojej modlitwy z dziećmi i spotkaniem z Bogiem. Lubię uczyć się języków, poznawać tradycje i zwyczaje innych krajów, kontynentów. Jestem zaangażowana w Papieskie Dzieła Misyjne i sama też doświadczyłam pracy misyjnej w Brazylii. W klasztorze jestem 23 lata. Pełniłam różne funkcje. Byłam kucharką, zakrystianką, pracowałam w świetlicy środowiskowej, wielokrotnie w różnych miastach, ale i w Brazylii. Pracowałam jako wolontariusz w Domu Dziecka. Będąc w Brazylii miałam możliwość pracy z Polakami, dojeżdżając do baz NATO w SHAPE w Mons (Belgia) i Brunssum (Holandia). Przygotowywałam dzieci do sakramentów I Komunii św. i bierzmowania. Od kilku lat pracuję jako „siewca”, siejąc słowo Prawdy Bożej, spotykając się z dziećmi na lekcjach religii.
Siostra Agnieszka Noga
Urodziłam się jako dziewiąte dziecko Stefanii i Wacława Noga w małej miejscowości w województwie podkarpackim o nazwie Broniszów. Moi rodzice i starsze rodzeństwo średnio mnie rozpieszczali, ale w zamian mocno kochali i dzięki temu wyszłam „na ludzi”. Skończyłam szkołę średnią w zawodzie krawiec, więc jedną z moich pasji jest szycie. Zamiłowanie do szycia rozwijało się u mnie od dziecięcych lat – szyłam lalkom ubrania – sama też wybierałam szkołę. Poza tym bardzo lubię przyrodę, zwierzęta, stąd też praca przy kwiatach sprawia mi dużo radości, mimo iż czasem jest tego dużo. Do zgromadzenia wstąpiłam w 1999 r., więc już ponad 20 lat jestem siostrą zakonną. Po trzech latach formacji początkowej, postulat, nowicjat, w 2002 r. złożyłam pierwsze śluby zakonne, po czym był kolejny etap formacji tzw. juniorat, który trwał 5 lat. W 2007 r. złożyłam śluby wieczyste.
Ludwika Wyrąbkiewicz: Sługa Boży o. Ignacy Posadzy powiedział: „Bez pokory, bez cichości, nie zdobędziemy Bożego serca”. Czy pamiętają Siostry swoje pierwsze spotkanie z Chrystusem? Kiedy powiedziały: „Tak, idę”?
S. Monika Hofman: Tak, byłam już wtedy w liceum i mając kontakt z siostrami z różnych zgromadzeń szukałam tego, do którego Jezus mnie powołał.
Reklama
S. Agnieszka Noga: Kiedy odkryłam swoje powołanie? ... Trudno powiedzieć o odkryciu, raczej odpowiedziałam na zaproszenie Jezusa. Pochodzę z rodziny wierzącej i praktykującej, jeżeli chodzi o praktyki religijne, więc podstawy relacji z Bogiem wyniosłam z domu rodzinnego.
Kilkanaście lat temu złożyły Siostry śluby zakonne i poślubiły Jezusa czystego, ubogiego i posłusznego. Czy można zakochać się w Bogu aż tak, że zostawia się wszystko i idzie się za Nim…?
S. Monika: Można, oczywiście, jest tysiące powołanych, którzy czynią to dla Boga i w imię Boga służąc bliźnim będącym w różnych potrzebach i zostawia się naprawdę wszystko…
S. Agnieszka: Ludzka natura jest oporna i tak było w moim przypadku. Nie od razu odpowiedziałam Jezusowi na zaproszenie, do pójścia za Nim. Jednak głos, który był (tzn. jest nadal) zapraszał i nie ustępował. Jezus nie dawał za wygraną, a pokusy światowe też były zachęcające, tj. szkoła, studia, czy chęć założenia rodziny.
Człowiek szuka swego miejsca w życiu, zostawia swój dom, przyjaciół, środowisko, niektórzy nawet ojczyznę, a jak to było z Siostrami?
S. M.: Myślę, że podobnie jak z każdym, który dał pozytywną odpowiedź Bogu na Jego wołanie, ważne było wtedy co zrobiliśmy po tym wołaniu, w tamtym czasie, kiedy wiedziałam, że chcę żyć dla Boga i blisko z Nim, nawet chyba do końca nie było dla mnie ważnym co to za zgromadzenie, czym się ono zajmuje, myślałam tylko o służbie Jemu i tak zostało…
S. A.: Wszystkie te rzeczy są dobre, ale trzeba wybrać, bo te rzeczy nie idą w parze z życiem zakonnym.
Reklama
Czy nie miały Siostry wrażenia, że idąc za głosem Boga tracą szansę na to, co dla każdej kobiety najważniejsze – na rodzinę, swój dom, dzieci?
S.M.: Powiem więcej – byłam tego bardzo świadoma, ponieważ pragnęłam mieć rodzinę, dzieci, ale bycie dla Boga, było większym pragnieniem.
S. A.: A kiedy już odpowiedziałam: „Tak, Panie Jezu”, po wielu zmaganiach i nieprzespanych nocach Jezus dał mi znak w pokoju serca i to było dla mnie wymowne, iż to jest moja droga, to jest moje powołanie.
Czy chciała Siostra uczyć w szkole, obcować z młodzieżą, czy to tak przypadkiem? Jak przeżyła Siostra ten czas pandemii w zgromadzeniu, w parafii, w szkole? Jak radziła sobie Siostra ze zdalnym nauczaniem?
S. M.: Moja „przygoda” z głoszeniem Boga dzieciom i młodzieży w szkole, wcale nie trwa długo, ale już bardzo dawno temu prosiłam przełożonych, bym mogła uczyć w szkole, czułam, że mogłabym się w tym sprawdzić, że jest to coś co „czuję”, że chcę to robić, ale posłusznie czekałam i to jest to… Czas pandemii dla nikogo nie jest łatwym, jak również zdalne nauczanie, bardzo lubię pracować z żywym człowiekiem, a tu mimo, że może dzieci są po drugiej stronie monitora to jednak już nie to, jest to duży dyskomfort pracy, człowiek docenił to co miał będąc w szkole, w kościele… bardzo tego brakuje…
Czy w swoim zgromadzeniu mają Siostry jakieś stałe obowiązki czy mogą spełniać się w kilku rolach?
S. M.: Życie zakonne jest dość bogate jeśli chodzi o różnorodność profesji, które czasem przyjdzie ci spełniać, bo np. jak już wspomniałam nie całe zakonne życie byłam katechetką, ale zaledwie tak można powiedzieć 8 lat, kilka lat pracowałam w kuchni – co też bardzo lubię robić, pracowałam też za granicą…
S. A.: W zgromadzeniu wykonywałam różne obowiązki m.in. szyłam siostrom habity, welony, czyli nasz strój zakonny według wyznaczonego wzoru. Pracowałam również jako „charytatywna”, tzn. odwiedzałam osoby starsze i samotne w parafii. Spędziłam też 7 lat w „domu modlitwy” – jest to miejsce w naszym zgromadzeniu, gdzie siostry odchodzą na pewien czas od aktywności zewnętrznej, by pogłębić swoją relację z Jezusem i w ciszy, modlitwie, pracy wypraszać potrzebne łaski emigrantom i wszystkim osobom, które o to proszą drogą mailową i nie tylko. Doświadczyłam też życia na emigracji służąc Polakom na Węgrzech w Budapeszcie, na Białorusi w Nieświeżu i bardziej gościnnie w Stanach Zjednoczonych w Chicago.