Piotr Grzybowski: Panie Generale, dywizja, którą Pan dowodzi, została w części przebazowana na granicę z Białorusią. Jakie zadania otrzymała?
Gen. Dariusz Parylak: Realizujemy zadania jak każda inna dywizja, która została tam posłana. Te podstawowe to, oczywiście, wsparcie straży granicznej w obronie bezpośredniej linii granicznej na odcinku Podlasia. Mamy tam określony odcinek, gdzie wspólnie z 16. Dywizją Zmechanizowaną, ale przede wszystkim ze strażą graniczną i policją powstrzymujemy – jak na razie skutecznie – próby przerwania granicy państwowej. W przypadku gdyby takie próby się udawały, wspólnie z policją będziemy przeszukiwać dany obszar. Wszystkich, którzy w sposób nielegalny przekroczą granicę naszego państwa, przetransportujemy do placówki Straży Granicznej. Tutaj się kończy nasza rola. Sprawujemy zatem funkcje ochronną i obronną w szerokim tego słowa znaczeniu.
Reklama
W jakich działaniach Pańska dywizja wzięła już udział?
Działamy na styku między granicą polsko-litewską i polsko-białoruską. Jest to w tej chwili jeden z obszarów, które w języku wojskowym, „misyjnym”, nazywamy hotspotami. To gorąca strefa, na której odcinku co chwilę są próby przekroczenia granicy państwowej. Nie dopuszczamy do przerwania ustanowionej linii, zintegrowanej zapory wybudowanej przez wojska inżynieryjne. Staramy się udaremniać wszelkie próby przerwania tej linii; tych, którzy wtargnęli w głąb izolować, ewakuować, a zaporę odtworzyć, by uniemożliwić dalszy napływ ludzi. Można powiedzieć, że stosując proste techniki operacyjne, staramy się przeciwdziałać naruszeniu granicy państwowej, a w przypadku jej naruszenia – nie dopuścić do rozprzestrzenienia się migrantów. Z meldunków, które mam od swoich podwładnych dowódców, wynika, że są to działania skuteczne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Co w tej operacji jest największym wyzwaniem?
Jako dowódca 12. Dywizji mam bardzo istotną funkcję, bo jestem dostarczycielem sił. W związku z tym muszę przygotować żołnierzy, rotować ich w tej operacji i jednocześnie zabezpieczać wszystko pod względem logistycznym, a to jest jeden z trudniejszych elementów. Czym innym jest wysłanie grupy żołnierzy na misję, do której się przygotowujemy, czym innym – skierowanie ich na poligon, który ma infrastrukturę, a jeszcze czym innym jest wysłanie ich w przestrzeń terenową, niedostosowaną, którą trzeba szybko przysposobić, zorganizować tam obozowanie, bytowanie, wyżywienie dla kilku tysięcy żołnierzy bez dostępu do urządzeń, które mamy do wykorzystania choćby w systemie poligonowym. Trzeba rozwinąć całą sieć polowego zabezpieczenia logistycznego w kontekście żywienia, ogrzewania czy nawet wsparcia psychologicznego. Te działania w tej chwili spędzają mi sen z powiek, bo wbrew pozorom rozmach i skala tych zadań nie są wcale małe.
Reklama
A co jest największym wyzwaniem dla żołnierzy, którzy strzegą naszej granicy?
Na pewno nie logistyka, bo żołnierze żyją w godnych warunkach i nie musimy się niczego wstydzić. Problemem jest natomiast niepewność. Żołnierz, który jedzie na poligon, wie, że wyjeżdża np. 1 października i wraca 22 października; wie, że następny poligon będzie w marcu. W przypadku granicy takiej pewności nie ma. Zaczęliśmy 15 sierpnia – symboliczna data – ale kiedy skończymy? Dla moich żołnierzy i dla ich rodzin jest to wyzwanie. Musieli odłożyć wszystkie plany życiowe. Żadnemu z nich nie jestem w stanie zagwarantować, że pójdzie na spacer z synem, jak mu obiecał, czy pojedzie z dziećmi na wymarzone ferie; czy będzie z rodziną w święta Bożego Narodzenia, w Nowy Rok. Rozłąka to dla żołnierza rzecz normalna – bo zawsze ktoś pełni służbę, ktoś musi pójść na wartę – ale nie w takiej skali jak teraz. Dzisiaj wszyscy, a niektórzy z nich pierwszy raz w życiu, muszą zdać sobie z tego sprawę. To są główne wyzwania i główne bolączki każdego żołnierza, to moja bardzo duża troska – moja jako ich dowódcy.
Jak ważne jest to doświadczenie operacyjne dla 12. Dywizji?
Jeżeli chodzi o działania operacyjne, to moi żołnierze są do tego doskonale przygotowani. Nie jest to moje przechwalanie się – świadczą o tym opinie, informacje od straży granicznej i policji, że przyjęte techniki działania się sprawdzają.
W kontekście logistyki mam okazję w sposób bezpośredni sprawdzić zdolność pododdziałów logistycznych, skuteczność wypracowanych form, metod działania i technik operacyjnych, bo rzeczywiście zweryfikowaliśmy już niejeden podręcznik logistyczny. Żołnierze po raz pierwszy na taką skalę wykonują zadania na terenie własnego kraju. To sprawdzian z patriotyzmu – teraz się weryfikuje, czy armia to służba czy zawód. Ci, którzy na rozkaz stanęli w pierwszej grupie, to właśnie ci, których chciałbym mieć w dywizji najwięcej.
Reklama
Czy misje, w których brała udział 12. Dywizja Zmechanizowana, wpłynęły na jej doświadczenie?
Dywizja jako pierwsza w 2003 r. udała się na operację do Iraku. Byliśmy wtedy pełni obaw, bo to już nie był poligon, to nie były ćwiczenia, w których można było się pomylić i postawić kilka złych znaków na mapie. Trudne początki, które mieliśmy w Iraku, sprawiły, że bardzo szybko przenieśliśmy wszelkie doświadczenia stamtąd do kraju. Na ich podstawie zmodernizowaliśmy w dużej mierze sprzęt, poprawiliśmy strukturę systemu dowodzenia, zabezpieczenia logistycznego, wprowadziliśmy więcej technologii.
W latach 90. bazowaliśmy głównie na szczątkowych doświadczeniach misji pokojowych ONZ, które w żaden sposób nie przystawały do potrzeb i zdolności obronnych państwa. Żyliśmy wspomnieniami z czasów II wojny światowej, analizą konfliktów bardzo od nas odległych, jak wojna w Afganistanie czy Korei. To nie były przesłanki, żeby ruszyć dźwignię postępu dla naszych Sił Zbrojnych czy 12. Dywizji.
Bezpieczeństwo państwa zależy też – a może przede wszystkim – od świadomego zagrożeń społeczeństwa. Czy my, Polacy, zdajemy sobie z tego sprawę?
Przez wiele lat się tego uczyliśmy, mieliśmy przysposobienie wojskowe w szkole, szkolenie oficerów rezerwy na studiach... Społeczeństwo było wychowywane w tym duchu od szkoły podstawowej. Dzisiaj obronności jest więcej, bo i dostępnej wiedzy jest więcej, ale na pewno potrzeba edukacji w tym kierunku.
Staramy się prowadzić działania m.in. integrujące nas ze społeczeństwem; organizujemy różnego rodzaju pikniki, uroczystości patriotyczne, by pokazać wojsko inaczej, nie tylko jako „paradne” w wersji galowej, wyposażone w nowy sprzęt, ale też jako siłę, dzięki której obywatele powinni czuć się bezpieczni.
Reklama
W szkołach powstają klasy mundurowe, na uczelnie powracają szkolenia studentów w zakresie Legii Akademickiej. To programy, które mają wzmocnić wiedzę o obronności państwa, także wśród młodych ludzi, którzy nie zdecydują się na służbę wojskową, ale przynajmniej będą wiedzieć o niej więcej niż tylko to, co można wyczytać z książek.
Panie Generale, proszę opowiedzieć nam trochę o sobie. Jak się zaczęła wojaczka dowódcy 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej?
Wielu z nas na pewno się zastanawiało, kim chce zostać w przyszłości. Często takie pytanie rodziło się już w dzieciństwie i u mnie właśnie tak było. Pytany, kim chciałbym być, jako mały chłopiec odpowiadałem, że żołnierzem. Wytrwałem w tym przez lata, zmieniały się jedynie specjalność i rodzaj wojsk. Na początku szkoły średniej zapadła decyzja, że chciałbym być „pancerniakiem”, jeździć czołgiem, celować, strzelać. I wycelowałem – w Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Pancernych im. Stefana Czarnieckiego w Poznaniu.
A potem trafił Pan do 5. Pułku Zmechanizowanego...
...co uważam za duże szczęście, bo była to jednostka wysokiej gotowości i wysokiej sprawności. Praktycznie ponad pół roku corocznie spędzała na poligonach, co również na początku było dużym wyzwaniem dla młodego podporucznika. Trzeba było zająć się nie tyle karierą, ile wykonywaniem obowiązków, aby pokazać, że jest się dobrze przygotowanym do służby, skutecznym i sprawnym. Oznaczało to poświęcenie rodziny, pozostawienie żony na 6 miesięcy w roku z przerwami między jednym a drugim poligonem.
Reklama
Dowodziłem plutonem czołgów przez 3 lata, co – moim zdaniem – było optymalne w tamtych latach. Choć moi koledzy bardzo szybko zostali dowódcami kompanii, ja miałem czas, żeby dobrze poznać rzemiosło pancerne, podejrzeć warsztat pracy moich kolegów, przełożonych, nabrać doświadczenia, co było potrzebne, żeby wypracować sobie własny model dowodzenia.
Może dlatego później byłem skuteczniejszy od innych i w formie wyróżnienia zostałem skierowany na studia. Dziś jakby zamykam pętlę, bo zacząłem w 5. Pułku, wówczas sztandarowym, 12. Dywizji na najniższym stanowisku, a teraz jestem na tym najwyższym – dowódcy tejże dywizji. Moje dziecięce marzenia w pełni się zrealizowały.
Jaka jest dzisiaj 12. Dywizja Zmechanizowana?
Myślę, że cały czas jest taka sama, tylko trzeba to dobrze zrozumieć. Była tą najnowocześniejszą, kiedy zaczynałem służbę. Była zawsze wyposażana jako pierwsza w najnowsze zdobycze techniki, najlepszy sprzęt łączności, czołgi, transportery. Taka sama jest dzisiaj – pełna ambitnych ludzi, pełna zadań... Spędzaliśmy na poligonach mnóstwo czasu i pod tym względem niewiele się zmieniło. Zmienili się natomiast ludzie – z zasadniczej służby wojskowej, przez element pośredni służby kontraktowej, przeszliśmy do dywizji w pełni zawodowej. Jest duży postęp „jakości” żołnierzy, ale także nieporównywalny postęp zdolności operacyjnych jednostki. To zupełnie inna skala możliwości działania. Za tym wszystkim ukryta jest potężna, ciężka praca w wielu obszarach, ale to akurat zawsze jest potrzebne.
Reklama
Ile dziś, zdaniem Pana Generała, pozostało w wojsku etosu „rycerskiego”, a jak bardzo jest to już tylko zawód?
Bardzo się wzbraniam przed nazwą „armia zawodowa”, bo to oznaczałoby, że faktycznie sprowadziliśmy wszystko tylko do zawodu. Jak dużo jest etosu? Tyle, ile chcemy go mieć. Jeżeli będziemy patrzeć na to, co robimy, przez pryzmat kompetencji, zakresu odpowiedzialności, napisanego na kartce zestawu zadań, to rzeczywiście – każdą służbę możemy w ten sposób sprowadzić wyłącznie do zawodu. Nie sądzę, że to, co robimy obecnie na misjach czy podczas operacji w kraju, można sprowadzić tylko do wymiaru czasu pracy, a nie służby. Bez motywacji wewnętrznej, czysto patriotycznej, ludzie nie byliby zdolni do takich poświęceń.
Trudno jest mi „policzyć”, jak dużo rycerskości jest w moich żołnierzach. Chciałbym wierzyć, że ogromnie dużo. Kiedy patrzę na ich starania podczas misji, gdy obserwuję ich na ćwiczeniach, gdzie w mozole i trudzie realizują zadania, głęboko wierząc w sukces i skuteczność tego, co robią, widzę miejsce wyłącznie dla pasjonatów. Ci, którzy potraktowali wojsko jako zawód, są na etapie składania wypowiedzeń albo zastanawiania się, czy nie pomylili się z wyborem drogi życia.
I ostatnie pytanie: jaka będzie nasza armia za kilkadziesiąt lat?
Będzie bardzo „ucyfrowiona”, zautomatyzowana i strasznie skuteczna!
Panie Generale, proszę przekazać nasze życzenia wszystkim żołnierzom 12. Dywizji.
Dariusz Parylakabsolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu i Akademii Obrony Narodowej. Studiował w USA w U.S. Army Armor Center w Fort Knox i US Army War College w Carlisle. Odznaczony wieloma medalami, w tym wielokrotnie za zasługi dla obronności kraju, a także amerykańskim medalem pochwalnym Army Commendation Medal oraz medalem NATO, nadawanym przez Sekretarza Generalnego żołnierzom za ich udział w operacjach międzynarodowych NATO.