Premier Notorius miał wyjątkowo przykrą migrenę. Bezradnie toczył spojrzeniem po twarzach swoich najbliższych współpracowników. Właśnie otrzymali najnowsze badania opinii publicznej. Wynikało z nich, że obywatele mają już dość słuchania obwieszczeń mówiących o czternastej fali – trzeciej w tym roku – pandemii. Na dodatek służby donosiły, że coraz mniej osób chce nosić bakteriobójcze różowe wstążki na szyjach i najzdrowsze buty z dzwoneczkiem, w których ci obdarzeni parzystym PESEL-em mogli chodzić w poniedziałki, środy i soboty, a ci z nieparzystym – w pozostałe dni. Alarmowano też, że mieszkańcy izolatoriów mają już dość dietetycznych posiłków uzdrawiających, fundowanych przez administrację państwową.
– Dość, to zmierza do prawdziwej katastrofy. Stracimy władzę. – Premier oderwał dłoń od czoła i znacząco puknął nią w blat konferencyjnego stołu. – I pamiętajcie... – dodał, podnosząc głos – jak nas nie będzie, to oni zaczną sprawdzać, skąd się wzięły wasze majątki, a wtedy... – uczynił teatralną pauzę, a wyraz jego oczu stał się przenikliwy i ostry.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– No, to byłaby rzeczywiście katastrofa, pozamykają nas do kicia – wrzasnął minister Pindel, specjalista od prezentowania teorii wypłaszczających się krzywizn pandemii, z których zawsze wynikało, że będzie gorzej.
– A ty co się tak uśmiechasz, Migacz?
Reklama
– Spokojnie! Mam w sobie pomysłowość – odpowiedział Migacz i błysnął świeżo wybielonymi zębami z akrylu.
– Cwaaaniaczku?! – zawołał premier. Jego przeciągnięta sylaba nie zwiastowała niczego dobrego.
– A cwaniaczku! Na astronomiu się znajetie? – huknął Migacz nad uchem Kłonicy, przysypiającego ministra rolnictwa zmodyfikowanego.
– Co astronomia? – premier był wyraźnie zdezorientowany.
– Mam ideę na zupełną zmianę sytuacji i wygraną w wyborach mamy murowaną! – Migacz wyszczerzał kły bardziej niż zwykle, gdy doradzał premierowi zarządzanie mechaniką kolejnych kryzysów.
Obaj przeszli do gabinetu premiera, zostawiwszy za sobą zdumione spojrzenia ministrów.
***
– Panie profesorze, ważny telefon, najważniejszy chyba. – Głos pani Jadzi wibrował na całym korytarzu.
Profesor Nonsensus oderwał się od najnowszego amerykańskiego magazynu Cosmo Science, w którym opublikowano najbardziej szczegółowe zdjęcia planetoid z galaktyki Babel. Był nimi tak podekscytowany, że dopiero trzecie nawoływanie pani Jadzi dotarło do niego.
– Tak? – zapytał. Głos po drugiej stronie słuchawki wydał mu się znajomy: dzwonił do niego sam premier Maciej Kleszcz Notorius.
– Panie profesorze, pamięta pan swoją słynną pracę o możliwości uderzenia w nasz kraj komety Komunus?
– Tak, panie premierze, ale potem się okazało, że popełniliśmy pewien błąd w założeniach i Komunus przeleci 50 tys. km od Ziemi.
Reklama
– A nie dałoby się jednak trochę zmienić tych założeń? No... tak, żeby ten Komunus mógł się przemieszczać... no, kilka miesięcy?
– Wyliczenia są precyzyjne, panie premierze.
– Mamy dla pana, profesorze, nowy instytut i zaproszenie do udziału w cyklicznym programie w państwowej telewizji.
– No jak tak... hmm. To jeszcze raz to wszystko przeliczymy.
– Słyszę, że się dobrze rozumiemy. Mamy wakat na stanowisku szefa zespołu doradców naukowych...
– Ależ pan profesor zadowolony, dawno go takiego nie widziałam. – Pani Jadzia pomachała do Nonsensusa jedwabną chusteczką.
***
– Teraz, gdy mamy naukowe podstawy, ogłosimy stan zagrożenia i znów sobie pożyjemy, co, Migacz?
– A pewnie, premierze. Żyć trzeba nawet w obliczu planetarnego zagrożenia. Nauczymy ludzi chodzić w pasiakach i zaraz będą grzeczniejsi.
– No i jeszcze co drugi dzień ćwiczenia schronowe. – Rozluźniony Notorius zapalił papierosa. Jego migrena zniknęła bez śladu.