W parafiach, w których LSO jest bardzo rozwinięta, ministranci często podkreślają, że ksiądz jest z nimi. Czy kluczem jest więc codzienność?
Towarzyszyć w codzienności
Reklama
– Podstawą każdej formacji młodego człowieka, w tym ministrantów, jest miłość, która objawia się w towarzyszeniu każdemu z nich. Towarzyszenie jest słowem, na które zwracam szczególną uwagę już od początku – wyjaśnia ks. Kosecki. – Zawsze, gdy przychodzi chłopak, który chce zostać ministrantem, staram się go poznać, a z czasem także jego rodziców. Jednocześnie zależy mi na tym, by wszedł w całą wspólnotę, by od początku poczuł, że jest wśród swoich. W ten sposób jesteśmy wszyscy razem przy ołtarzu, przy Jezusie. Na dalszym etapie drogi jest dawanie odpowiedzialności: wysyłanie na kursy lektorskie, ceremoniarskie, animatorskie, powierzanie konkretnych zadań – kontynuuje kapłan. Podkreśla, jak ważną rolę w LSO odgrywa obecność księdza prowadzącego grupę. – Nie da się prowadzić wspólnoty, nie dając tego, co najcenniejsze – obecności. Z tymi chłopakami trzeba po prostu być. Nie tylko na zbiórce. Trzeba dla nich mieć czas po Mszy św., trzeba z nimi być na sali gimnastycznej, czasem w kinie czy na wyciecze. Trzeba być z nimi w szkole (nie trzeba być ich katechetą, ale warto się interesować, jak im idzie). Na to samo uwagę zwracają sami młodzi: – To przecież głównie dzięki księdzu się gromadzimy i spotykamy na zbiórkach, przy ołtarzu i jeździmy na wycieczki. Ksiądz jest dla nas wzorem do naśladowania, który wspiera i pomaga w trudnych chwilach na wzór św. Jana Bosco – mówi Niedzieli 15-letni ministrant Igor. Co bardzo ważne, ksiądz „nie musi robić cudów” – zaznacza ks. Kosecki. Wystarczy być, żyć Jezusem i dawać tego świadectwo. – Wspólnota ministrantów przy parafii będzie dobrze funkcjonować, jeśli księdzu prowadzącemu będzie na tym zależeć. Ksiądz powinien dawać przykład, postępując zgodnie z tym, czego nas uczy. W końcu kto może dać nam większy przykład niż osoba, przez ręce której odbywa się cud na każdej Mszy św.? – retorycznie pyta 19-letni Mikołaj. – Mam szczęście, że przejąłem ministrancką wspólnotę po 6-letniej kapitalnej pracy mojego poprzednika ks. Krzysztofa Saka, który w 100% zrealizował tę misję obecności. Chłopcy są nauczeni, że ksiądz jest z nimi, dlatego razem możemy robić wielkie i małe rzeczy – precyzuje kapłan.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niemodna codzienność?
Reklama
Wielu ludzi twierdzi, że młodzieży nie ma w Kościele, a jak już w nim są, to „życzliwi” życzą opamiętania i jak najszybszej ucieczki. Wbrew pozorom, ta młodzież w Kościele jest i nigdzie się nie wybiera. Mało tego – chce więcej! Czy spotykają się z hejtem w związku z tym, co robią? – Przy ołtarzu służyć się nie boję. Ufam Bogu i w Nim pokładam nadzieję na każdy dzień mojego życia. Z hejtem spotykam się niemalże codziennie, ale tylko w towarzystwie osób nielubiących Kościoła. Wśród przyjaciół cieszę się szacunkiem – zaznacza Igor. Mikołaj dodaje: – Nigdy nie miałem momentu, w którym wstydziłbym się służyć przy ołtarzu. Moi znajomi nie mieli z tym problemu, gdy nie mogłem się z nimi spotkać, bo miałem w planach iść do kościoła. Ważne jest jednak to, aby wytłumaczyć bliskim, dlaczego to robimy – podkreśla. Co takiego jest w tej służbie, że tylu chłopców ciągle chce się rozwijać, być, działać? – Tym, co nie tylko przyciąga, ale przede wszystkim zatrzymuje młodych ludzi przy ołtarzu, jest wspólnota chłopaków, którzy razem robią bardzo dużo pięknych rzeczy – wskazuje ks. Kosecki. – Odkąd tylko pamiętam, zawsze patrzyłem podczas Mszy św. na chłopaków wokół ołtarza; zazdrościłem im, że są tak blisko i że mają takie ciekawe stroje. Gdy podczas przygotowania do Pierwszej Komunii św. ksiądz wspomniał, że można dołączyć do LSO, od razu powiedziałem rodzicom, że będę ministrantem. Zostałem do dziś. Nie mam zamiaru kończyć „przygody” z ministranctwem – opowiada Mikołaj.
Codzienność każdego jest inna...
Reklama
Czy istnieje coś takiego jak „profil” ministranta? Czy po latach praktyki pracy z młodymi już można stwierdzić, czy wszyscy ministranci są mniej więcej tacy sami, czy też bardzo się od siebie różnią? – Im dłużej pracuję z ministrantami, tym bardziej widzę, że coś takiego jak „profil” ministranta nie istnieje. Może w wyobrażeniach wiernych jest coś takiego, ale od kuchni to bardzo dynamiczna i pełna życia grupa młodych chłopaków, z których każdy jest inny i przez to wnosi coś wyjątkowego do całej wspólnoty – mówi ks. Kosecki. Jak dodaje, właśnie ta różnorodność czyni wspólnotę wyjątkową. – Są tacy, którzy świetnie grają w piłkę i zdobywają dla nas puchary; są tacy, którzy interesują się liturgią i troszczą się o jej piękny przebieg. Jedni lubią ciszę i spokój, a są też tacy, którzy po każdej zbiórce robiliby kilkugodzinną bitwę na nerfy (wyrzutnie strzałek – przyp. red). Wymieniać można bez końca – uśmiecha się duszpasterz. Każdy jest inny, jednak wszyscy świetnie się ze sobą dogadują i spotykają również poza kościołem. Co ważne, przedział wiekowy jest duży, więc każdy znajdzie swoją „bratnią duszę”. – Ministranci to grupa chłopaków, którzy nie tylko siedzą w kościele, modlą się czy szkolą w służbie. W wolnym czasie strzelamy się nerfami, gramy w ping-ponga, piłkę nożną czy przeprowadzamy popularne teleturnieje – wymienia Mikołaj. Ksiądz Kosecki dopowiada: – Co roku w wakacje jeździmy na 12-dniowe obozy ministranckie, ferie również spędzamy razem. Bierzemy udział w mistrzostwach LSO w piłce halowej i tenisie stołowym. Nagrywamy filmy i seriale, które wykorzystujemy do formacji. Jeździmy na wycieczki autokarowe i rowerowe. Dzięki uprzejmości dyrekcji Szkoły Podstawowej nr 5 w Zawierciu trenujemy w niedzielne popołudnia na sali gimnastycznej. No i to, co najważniejsze – zawsze jesteśmy z Jezusem.
Proboszcz parafii ks. Jacek Reczek również odgrywa niebagatelną rolę. – Możemy działać naprawdę prężnie także dzięki proboszczowi. Zawsze można na niego liczyć, zawsze nas wspiera – podkreśla wikariusz.
Dopytujemy jeszcze, z kim lepiej się pracuje: z młodszymi czy starszymi ministrantami. – Odnajduję się zarówno w bieganiu i wygłupach z dzieciakami, jak i w poważniejszej pracy z nastolatkami. Jeśli wychodzę z domu z myślą, że idę tam dla nich, a nie dla siebie, to łatwiej jest odnaleźć radość w tej posłudze bez względu na to, z kim ta praca może być łatwiejsza – odpowiada kapłan.
– Czy ministranci to pewien charyzmat parafii? Zapraszamy do naszego kościoła, a odpowiedź pojawi się sama! – zachęca ks. Kosecki.