Łukasz Krzysztofka: Księże Biskupie, raczej nie trzeba nikogo przekonywać o tym, że kultura europejska zawdzięcza chrześcijaństwu ogromnie dużo. Ale czym właściwie jest kultura?
Bp Michał Janocha: Definicji jest bardzo wiele, ale – mówiąc najogólniej – to cała sieć relacji człowieka do nadprzyrodzoności, do świata, do drugiego człowieka i do samego siebie. Trzeba by wyjść od świata antycznego, bo dopiero na tym tle zobaczymy lepiej, co chrześcijaństwo wnosi w ten świat; myślę o świecie hellenistycznym grecko-rzymskim. A jednocześnie trzeba zauważyć, co świat czerpie z chrześcijaństwa, bo przecież tutaj zachodziła wzajemna wymiana. Chrześcijaństwo nie powstało na pustyni, ono weszło w istniejącą kulturę hellenistyczną w bardzo wysokiej fazie rozwoju.
Reklama
Kultura grecka kojarzy się z podstawowymi pytaniami, od których zaczyna się filozofia...
...ale także z pewnym ideałem sztuki, która ukazuje człowieka – bo to jest kultura antropocentryczna – w jego pięknie najpierw fizycznym, później psychicznym. To dziedzictwo przejmuje Rzym, by następnie wnieść do tej kultury idee prawa i porządku, które przekładają się na organizację społeczną i polityczną. Tak naprawdę to wszystko wychodzi od porządku myślenia – ordo. W ten świat – świat śródziemnomorski, na bardzo wysokim poziomie kulturowego rozwoju – wchodzi chrześcijaństwo. Sięgnąłbym do terminologii greckiej, przywołując takie kategorie jak eros, czyli kategorię miłości wywodzącej się jeszcze od Platona, miłości, która wychodzi od zmysłów, ale dąży do ideału; koncepcję storge – rodzaj miłości także w pewnych określonych sytuacjach społecznych, a także filia, czyli przyjaźń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W języku polskim wszystkie te słowa tłumaczymy jednym terminem: miłość.
Tak, chrześcijaństwo natomiast wnosi kategorię, którą Grecy wprawdzie znali, ale była ona zupełnie zmarginalizowana, a określa ją słowo agape. To jest miłość, która oddaje siebie. Jezus powie, że nie ma większej miłości, niż gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Słowa Jezusa odnoszą się najpierw do Niego samego.
Boga-Człowieka nie ma przecież w żadnej innej religii...
Zgadza się. Jezus oddaje siebie z miłości do ludzi, aby dać im życie wieczne utracone przez grzech. Ta idea bezwarunkowej, bezinteresownej miłości, która daje siebie, stanowi DNA chrześcijaństwa.
Reklama
W czym przejawiała się inspiracja sztuki europejskiej chrześcijańską duchowością?
Na początku nie było sztuki. Wydaje się, że dwa pierwsze wieki chrześcijaństwa radziły sobie bez niej. Pojawia się ona dopiero w końcu drugiego stulecia i w trzecim stuleciu. Tę sztukę nazywamy sztuką katakumb. Ona się rozwija w ukryciu, mówi językiem antycznym, powszechnie zrozumiałym – tak jak Ewangelia używa greki powszechnie znanej. A zatem posługuje się pewnymi formułami, np. „Orfeusz wśród zwierząt” albo „Helios” bądź „Pasterz”. To są formuły znane wszystkim od wieków. To natomiast, co jest w tej sztuce absolutnie nowe, to treść, która za nimi stoi. W mitologii Orfeusz swoją muzyką przywabiał dzikie zwierzęta i te zwierzęta milkły, stawały się łagodne, gdy słuchały pięknej muzyki Orfeusza. Chrześcijaństwo zaś widzi w Orfeuszu Chrystusa, który przez instrument, którym jest krzyż, przynosi pokój całemu światu.
Chrześcijańscy twórcy bazowali zatem na reinterpretacji antycznych symboli.
Tak, ale ta inspiracja jest zawarta nie w samej formie, lecz w treści, która wyrażona jest w starej formie, np. Helios, który jest bogiem słońca, samym słońcem. Mamy go na mozaice pod Bazyliką św. Piotra. Ten Helios jest na pozór pogański, ale wiemy, że na tym złotym tle, na rydwanie, jak go przedstawiali Grecy i Rzymianie, tak naprawdę jest Tym, który powiedział o sobie, iż jest światłością świata i że przyszedł światło przynieść na ten świat. A więc to Jezus Chrystus. Podobnie Dobry Pasterz. Znamy te sceny jeszcze przynajmniej z VI wieku przed Chr., gdy Hermes trzyma cielca na swoich ramionach. Kiedy widzimy młodzieńca z barankiem, to poganie na widok takiego fresku, płaskorzeźby czy rzeźby figuralnej odnajdują znajome treści. Chrześcijanie natomiast ten fresk interpretują już zupełnie inaczej – w kluczu Biblii: to Chrystus jest Dobrym Pasterzem, który zna swoje owce, szuka zabłąkanych, życie oddaje za swoje owce. I tutaj zauważamy istotną różnicę.
Reklama
Hermes idzie z cielcem po to, żeby go zabić, złożyć bogu w ofierze, a Chrystus przychodzi po to, żeby tę owieczkę odnaleźć i przyprowadzić do domu Ojca. Papież Benedykt XVI sięgnął po tę metaforę, zaczerpniętą z Ojców Kościoła: tą owcą jest natura ludzka, stworzona przez Boga, obdarzona wolnością, natura, która została zepsuta przez grzech. I oto Syn Boży bierze na siebie ludzką naturę jak pasterz owcę. To jest niepojęte. Czyni to po to, żeby ją zaprowadzić do Ojca. I w tym jest istotna różnica między światem antycznym i światem chrześcijańskim. Po 313 r. chrześcijaństwo wchodzi w sferę publiczną, staje się religią dopuszczalną za Konstantyna, a za Teodozjusza – już religią panującą, która tworzy swój własny język i wielką sztukę, bez której nasza Europa byłaby bardzo uboga.
Czyli sztuka europejska jest mocnym argumentem na rzecz apologii chrześcijaństwa w Europie...
Bez wątpienia. Gdybyśmy usunęli z pejzażu Europy te dzieła rzeźbiarskie, malarskie, architektoniczne, muzyczne, literackie, które były zainspirowane chrześcijaństwem, to zostałoby nam naprawdę bardzo niewiele. Również te dzieła, które na chrześcijaństwo się nie powoływały – myślę o epoce nowożytnej, a potem szczególnie od oświecenia – a nawet czasem wręcz z chrześcijaństwem walczyły, w gruncie rzeczy odwoływały się do tych wartości, które przyniósł Chrystus. Choćby sztandarowe hasła francuskiej rewolucji: wolność, równość, braterstwo – znamy z Ewangelii.
Reklama
Które z dzieł sztuki w historii średniowiecznej Europy wskazałby Ksiądz Biskup – subiektywnie – jako mające największy wpływ na kształt kultury europejskiej?
Jest ich bardzo wiele. Wymieniłbym np. Hagię Sophię – jedną z najwspanialszych świątyń świata. Niestety, bezcenne bizantyńskie mozaiki w niej odkryte teraz znowu zostały zasłonięte, nad czym można tylko ubolewać. Prawdziwe arcydzieło architektury, mozaiki. Gdy mówimy o architekturze, żeby wspomnieć o Polsce, wskazałbym kolegiatę w Tumie pod Łęczycą. To jeden z najlepiej zachowanych romańskich kościołów w naszym kraju, który jest uproszczoną formą rozwiniętych zachodnich świątyń romańskich. Zachowuje niezwykłą szlachetność proporcji, a w dodatku w zachodniej absydzie ma resztki polichromii, które przedstawiają modlitwę wstawienniczą Maryi i Jana do Chrystusa Pantokratora. Jeden z najstarszych fresków w Polsce. Z kolei na Zachodzie wskazałbym np. katedrę w Chartres – arcydzieło gotyku. Katedry gotyckie – jak ta w Chartres, z jej rzeźbami, witrażami – są arcydziełami wykutymi w kamieniu, które można porównać z innym arcydziełem XIII wieku, arcydziełem myśli ludzkiej – Summą Teologiczną św. Tomasza z Akwinu.
Gdyby dzisiejsza kultura europejska odcięła się od chrześcijaństwa, czy coś by z niej pozostało?
Kultura rodzi się z kultu. Kult bez kultury nie istnieje, ale kultura bez kultu również zostaje pozbawiona korzenia. Jesteśmy dzisiaj świadkami tworzenia kultury, która się świadomie i programowo odrywa od kultu. Takie próby już były – to rewolucja francuska, a potem – na wielką skalę – rewolucja bolszewicka. Skutki tej drugiej widzimy i odczuwamy do dzisiaj. Co z tego wyniknie – nie wiem. Święty Jan Paweł II mówił bardzo mocno o cywilizacji śmierci i dlatego dzisiaj przez wielu jest tak nienawidzony. Niewątpliwie jest to zderzenie kulturowe, zderzenie cywilizacji życia i cywilizacji śmierci. Wydaje mi się, że jesteśmy dopiero na początku tej walki, która nie jest walką orężem, jak bywało dawniej, ale jest walką na polu idei, do której jesteśmy mało przygotowani. Posłużę się metaforą Mahatmy Gandhiego, który gdy mówił o świecie przyrody, zauważał, że ryby żyją w głębinach wód i milczą, ptaki – w przestworzach niebios i śpiewają, zwierzęta – na ziemi i krzyczą, a człowiek w sobie te wszystkie trzy żywioły łączy.
Reklama
Bardzo ciekawa metafora.
Równie interesujący jest komentarz Benedykta XVI w kontekście muzyki pop lat 70. To słowa prorocze i po pół wieku absolutnie się sprawdzają. Mianowicie: kultura, która się programowo odcina od nieba, traci łaskę śpiewu, ale również milczenie głębin. Co jej zostaje? Krzyk zwierzęcia. Nasza sztuka w swoim mainstreamie jest podpisem pod tym komentarzem.
Dlaczego powinniśmy bronić naszej chrześcijańskiej kultury?
Ponieważ bez niej umieramy. Kiedy chrześcijaństwo wchodziło w świat wysokiej, wysublimowanej kultury hellenistycznej, przynosiło też głęboką krytykę tamtej kultury, a przede wszystkim krytykę mitologii pogańskiej i ubóstwienia władzy. Chrześcijanie nie mogli się na to zgodzić i byli za to prześladowani. Dzisiejsze propozycje współczesnej kultury nie wnoszą w ten świat nic konstruktywnego. Głównym hasłem tej kultury jest przewrotnie rozumiana wolność, polegająca na „prawie” do zabijania nienarodzonych dzieci i do eutanazji. Czyli ostatecznie, na początku i na końcu, chodzi o śmierć. Ta kultura sama siebie skazuje na śmierć.
Jaką postawę mamy więc przyjąć w spotkaniu z kulturą współczesnego świata?
W pewnych newralgicznych dziedzinach, a konkretnie antropologicznych, konfrontacja jest nieunikniona. Żyjemy w czasach herezji antropologicznej, która odrywając człowieka od metafizycznych korzeni, czyni go Bogiem. W gruncie rzeczy – nihil novi. To jest pokusa Adama i Ewy z raju, z której chętnie skorzystali: być jak Bóg. Współcześnie przeżywamy kolejną odsłonę tej pokusy, która w epoce wszechogarniającej komunikacji bardzo szybko się rozprzestrzenia. Z drugiej strony – we współczesnej kulturze jest bardzo wiele elementów szlachetnych, wartościowych, których nie możemy nie dostrzegać. Powinniśmy nieustannie uczyć się odkrywać to wszystko, co jest dobre, szlachetne i piękne w innych kulturach. Żyjemy w niezwykłym świecie, bo za naciśnięciem klawisza mamy dostęp do arcydzieł wszystkich kultur, wszystkich epok całego świata. A więc – mądre, uważne szukanie tego, co św. Justyn i Ojcowie Kościoła nazywali Logos spermatikos, czyli Słowo rozsiane po całym świecie. A z drugiej strony – czujność i trzeźwość, która pozwala nam demaskować zło, ukryte bardzo często pod pozorem prawdy.
Bp Michał Janocha historyk sztuki, teolog, biskup pomocniczy warszawski