Pani Magda napisała:
Moją bolączką jest to, że wszystko muszę robić najlepiej. Zaczęło się jeszcze
w szkole podstawowej, gdy nie wystarczały mi czwórki, lecz musiałam
mieć zawsze piątki. Oczywiście, nie wyobrażałam sobie zakończenia roku
ze świadectwem bez czerwonego paska. Potem przeniosło się to na dalsze życie.
Mój chłopak też musiał być ideałem – gdy zauważałam jakieś wady, natychmiast
zrywałam taką znajomość. Nie mówię tu już o własnym domu, który zawsze lśni
czystością, jest „na wysoki połysk”. I wreszcie gdy już pracuję, to także mam wiele
różnych problemów – kiedy mi coś nie wychodzi, dramatyzuję, że na pewno stracę
pracę albo otrzymam co najmniej naganę. Nie umiem się uwolnić od uczuć, które
mną targają – między perfekcjonizmem a całkowitą apatią. Po prostu zaczyna
się to przeradzać w jakąś obsesję.
Rzeczywiście, perfekcjoniści częściej niż inni ludzie uskarżają się na stresy. Są one nieuniknione w sytuacji, gdy nasze oczekiwania zderzają się z rzeczywistością i jej realiami. Nie ma ludzi doskonałych! Gdy chcemy być we wszystkim najlepsi, nawet gotowi z tego powodu na wielkie poświęcenia, aby osiągać same sukcesy, to bardzo boleśnie przeżywamy każdą najdrobniejszą porażkę. A przecież nie jesteśmy nadludźmi, mamy swoje ograniczenia i – obok zalet – także jakieś wady. Dlatego powinniśmy pracować na tyle, na ile nam ta nasza psychiczna konstrukcja pozwala.
Nie można brać na swoje barki zbyt wiele, bo to zwykle kończy się przykrą porażką. Nie powinniśmy wyręczać innych, ponieważ wtedy nie zawsze swoją własną pracę wykonamy odpowiednio dokładnie i solidnie. Musimy po prostu umieć odmawiać, mówić „nie”. Nigdy wszystkich nie zadowolimy. A jako ludzie też mamy prawo do własnych błędów. Któż ich nie popełnia?... Świadomość własnej niedoskonałości pomoże nam w życiu prawdziwie cieszyć się naszymi osiągnięciami zamiast ubolewać, że moglibyśmy zrobić coś lepiej lub inaczej. Wtedy też będziemy prawdziwie kochać drugiego człowieka, z jego wadami, a nie dlatego, że jest doskonały.
Pomóż w rozwoju naszego portalu