Reklama

Wiara

Jak zasłużyć na miłość Boga?

Jeśli Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, to po co się starać, po co się zmieniać? Czym są wobec tego wymagania, które stawia nam Bóg, albo te, które sami sobie stawiamy? A może jednak na Bożą miłość trzeba sobie zasłużyć?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Bóg jest Miłością, ale miłość nie jest Bogiem. O tym, że tak jest, czytamy w Pierwszym Liście św. Jana (4, 8. 16). O tym, że jest to prawda, wiemy, gdy patrzymy na krzyż Jezusa. Nie było i chyba wciąż nie ma lepszego argumentu, który by potwierdzał, że jesteśmy kochani przez Boga, niż śmierć Jezusa Chrystusa przez najcięższy wówczas sposób uśmiercania człowieka. Bóg nie musiał tego czynić, wystarczyło Jego jedno słowo, a bylibyśmy zbawieni. A jednak z miłości do człowieka stał się człowiekiem i umarł, by człowiek mógł żyć.

Ja nie zapomnę...

To prawda, Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, bo powołał nas, byśmy byli takimi, jakimi jesteśmy. Byśmy byli mężczyzną, kobietą, żyli w określonym czasie, pośród określonych ludzi i w konkretnych sytuacjach życiowych, które w różnym stopniu i w różnej formie oddziałują na każdego z nas. Bóg kocha nas, bo jesteśmy Jego dziećmi. Powiedział to nam przez proroka Izajasza: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Dzięki prorokowi Ozeaszowi, który na podstawie alegorii miłości męża do żony przedstawił w swojej księdze dramat wzgardzonej miłości Boga do człowieka, dowiadujemy się o naturze Bożej miłości do każdego z nas. Przeczytajmy z uwagą tekst Księgi Ozeasza: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie, składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je” ( 11, 1-4).

Co możemy powiedzieć o miłości na podstawie tego tekstu? W miłości nie ma racjonalności (w. 1). Rodzice kochają swoje dziecko, bo jest ich dzieckiem. Dziecko nie musi zasłużyć sobie na ich miłość. Jest kochane, bo jest ich. Bóg nas kocha, bo jesteśmy Jego.

Wzgardzona miłość

W miłości Boga do człowieka pojawia się jednak pewna dramaturgia, bo człowiek niejednokrotnie wybiera grzech odstępstwa pomimo widocznej opieki Boga (w. 2). Tutaj zaczyna się pojawiać zarys odpowiedzi na dalszą część Pańskiego pytania – miłość Boga potrzebuje stałego zaangażowania z naszej strony. Nie potrafi ona do niczego zmuszać. Owe wymagania, „które sami sobie powinniśmy stawiać”, czyż nie stają się odpowiedzią na Bożą miłość? Wszystko, co czynimy z obowiązku (np. praktyki religijne), z czasem może nas męczyć i prowadzić do zniechęcenia oraz rezygnacji. To jednak, co czynimy z miłości – pomimo zmęczenia i utrudzenia – trwa.

Reklama

Miłość angażuje (w. 3-4). To kolejny przymiot prawdziwej miłości. Miłość trzeba umieć okazywać, a nie tylko ją wnioskować. Nie mamy się domyślać, że jesteśmy kochani, ale mamy doświadczać tego, iż jesteśmy kochani: przez rodziców, żonę, męża..., Boga. I odwrotnie – rodzice, żona, mąż..., Bóg nie mają się domyślać, że ich kochamy, ale powinni doświadczać konkretnych oznak naszej miłości. Miłość jest nie teorią, ale praktyką. Nie to, co mówimy, ale to, co czynimy, wskazuje na to, czy kochamy czy nienawidzimy.

Więzy uczuć

Prorok Ozeasz opisuje więzy, które łączą Boga z człowiekiem: „pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości” (w. 4). O ile ta relacja jest stała ze strony Boga, to niestety, nie jest tak w przypadku człowieka. Życie można traktować jako oczyszczanie naszych więzi z Bogiem, co w języku biblijnym oznacza ciągłą realizację słów Jezusa: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15).

Reklama

Skorzystajmy z jeszcze jednego tekstu biblijnego, tym razem z Ewangelii Janowej, z opisu wydarzeń nad jeziorem Genezaret po zmartwychwstaniu Jezusa. Jeśli możemy, przeczytajmy cały passus J 21, 1-19. To opis ponownego powołania Piotra (analogiczny do opisu zawartego w Ewangelii według św. Łukasza – 5, 1-11), a dokładniej – odbudowania siły jego miłości. Nasze rozważania zawężamy tylko do ostatnich wersetów (15-19): „A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?». Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje». I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?». Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?». Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?». I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to, rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»”.

Piotr jest po przejściach. Zdradził swojego Mistrza, a jednak Mistrz nie każe mu się tłumaczyć, dlaczego to uczynił; nie wyrzuca mu zdrady, ale też nie bagatelizuje tego czynu. Trzykrotnie pyta Piotra o miłość, w trzecim pytaniu jakby obniżając już nieco poprzeczkę (zmiana czasowników: w wersetach 15. i 16. jest czasownik agapao, który definiuje miłość Osób Boskich, miłość małżeńską, braterską, Boga do człowieka i człowieka do Boga, a w wersecie 17. – czasownik fileo, który określa relacje przyjaźni, serdeczności, upodobania).

Jezus chce tylko miłości Piotra i równocześnie leczy go miłością. To, czy Piotr kocha Jezusa, ma okazać przez troskę o Jego baranki i owce. Powtórzmy: miłość to nie teoria, ale praktyka życia. Nasze słowa z obszaru miłości mają wyrażać relację, więź, to, co przeżywamy wobec siebie. To, jak kochamy, pokazują nasze postępowanie, podejmowane decyzje i działania wobec osób kochanych. Tak samo jest w miłości do Boga. To, jak Go kochamy, jest najbardziej widoczne w stylu naszego życia, a nie w wypowiadanych słowach. I tak jak w przypadku Piotra Bóg wymaga od nas na płaszczyźnie miłości. Im mniej kochamy, tym bardziej lekceważymy Boże wymagania (np. Dekalog). Nie oznacza to jednak, że Bóg kocha nas wtedy mniej.

Z miłości trudzimy się

Nie możemy nic zrobić, by Bóg kochał nas bardziej. Nie możemy też nic zrobić, by Bóg kochał nas mniej. Jesteśmy przez Niego kochani, bo jesteśmy, bo zechciał nas powołać do istnienia. Myśl ta nie może nas jednak spychać w stronę bierności czy bylejakości życia, wręcz przeciwnie – ma nam dodawać sił i motywacji do trudu pięknego życia.

Z miłości do Ciebie, Boże, staramy się, trudzimy i wciąż nawracamy. Może nie wszystko nam wychodzi tak, jak byśmy chcieli, żeby wyszło, ale czynimy to dla Ciebie i równocześnie prosimy, byśmy czynili to z Tobą. Bez Ciebie przecież nic nie możemy uczynić.

Autor jest duszpasterzem i biblistą, redaktorem naukowym serii „Biblia Impulsy”.

2023-09-26 14:21

Oceń: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wielkanocna wiara

Modne było dawniej mówienie, że ktoś jest wierzący a niepraktykujący. Może dziś moda na takie mówienie trochę zelżała, ale tego typu postaw pewnie wciąż nie brakuje. Miałem kiedyś takiego znajomego, który, co tu dużo mówić, przychodził na plebanię, żeby wyżebrać parę złotych na wódkę. Zawsze próbowałem mu tłumaczyć: „Kaziu, nie dam ci pieniędzy, bo jesteś alkoholikiem i zamiast chleba kupisz sobie coś do picia!”. Mój rozmówca nabierał wtedy powietrza w płuca, a potem z mocą i pewnością w głosie odpowiadał: „Proszę Księdza, jak Boga kocham, ja jestem abstynentem, tylko niepraktykującym”. Musiałem mu przyznać rację i podziwiałem, jak potrafił siebie zdefiniować. Od tamtej pory, kiedy słyszę, że ktoś deklaruje wiarę, a nie żyje nią i nie prowadzi życia sakramentalnego, przypominam sobie Kazia i myślę, że jest bardzo podobny do tych „wierzących a niepraktykujących”. Nie sądziłem jednak, że może też pojawić się w naszym duchowym krajobrazie skrajnie odmienna grupa ludzi, tacy, którzy praktykują, ale nie wierzą, którzy podejmują jeszcze jakieś religijne praktyki, ale są to już tyko dla nich elementy tradycji, albo swego rodzaju religijnej socjalizacji. Czy naprawdę można praktykować i nie wierzyć? Jaskrawym przykładem tego jest dla mnie zawsze Wielka Sobota w naszych polskich kościołach. Nie wiem, czy jest taki drugi dzień w roku, kiedy nasze świątynie tak licznie zapełniają się ludźmi i są tak bardzo ozdobione kolorowymi koszyczkami z jedzeniem przynoszonym do poświęcenia. Zwyczaj naprawdę piękny i niesłychanie symboliczny, szkoda tylko, że Pan Bóg jest gdzieś w tym wszystkim daleko z tyłu. My, księża, jak umiemy najlepiej, próbujemy wtedy przekierować uwagę zebranych z malowanych jajek na wystawionego w Pańskim grobie Pana Jezusa. Bardzo to trudne zadanie i z bólem serca widzimy, jak Pan Bóg niekiedy przegrywa ze święconymi jajkami. Takich praktykujących i niewierzących można czasem spotkać przy udzielaniu sakramentów świętych. Ile to razy przy chrzcie, pytając rodziców, o co proszą Kościół Boży dla swojego dziecka, usłyszałem odpowiedź: „O zdrowie!”. Trudno czasem, nawet najpobożniejszemu kapłanowi, zachować pokój serca, kiedy podczas sakramentalnego związku małżeńskiego cała ceremonia bardziej przypomina sesję zdjęciową niż modlitwę i spotkanie z Bogiem. Zapamiętałem nawet taką pannę młodą, która podczas przysięgi małżeńskiej była bardziej wpatrzona w fotografa niż w swojego narzeczonego. Przykładów można pewnie mnożyć i może nie zawsze niestosowne zachowania w kościele muszą wynikać z braku wiary, ale warto przy okazji Wielkanocy przyjrzeć się sobie i zobaczyć, ile w tym moim religijnym życiu jest zwyczaju, a ile wiary, ile tradycji, a ile Pana Boga. Bo dziś Chrystus chce zmartwychwstać w tym wszystkim, co Go dotyczy, a w czym odebraliśmy Mu życie, w tym, w czym On naprawdę żyje, a co my traktujemy tak, jakby w tym nie chodziło już o żywego Pana Boga. Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwe zmartwychwstał! Z duszpasterską troską życzę sobie, moim współbraciom w kapłaństwie i wszystkim wiernym wielkanocnej wiary, czyli takiej, w której Chrystus żyje, a nie leży w grobie i ciągle czeka na zmartwychwstanie.
CZYTAJ DALEJ

Warto modlić się i prosić za innych

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Łk 11, 1-13.

Niedziela, 27 lipca. Siedemnasta niedziela zwykła
CZYTAJ DALEJ

Papież apeluje o zawieszenie broni i poszanowanie prawa humanitarnego w Strefie Gazy

2025-07-27 14:04

[ TEMATY ]

Watykan

Vatican Media

Po odmówieniu modlitwy „Anioł Pański” i udzieleniu apostolskiego błogosławieństwa Ojciec Święty zaapelował o pokój, pozdrawiał starszych i młodzież, a także grupy wiernych obecne na placu św. Piotra.

Drodzy Bracia i Siostry!
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję