Reklama
Wojciech Dudkiewicz: Wybuchy wojen, epidemie, inflacja, wybory przynoszące zaskakujące zmiany... W ostatnich latach wydarzenie goniło wydarzenie. Czego możemy się spodziewać w nowym roku?
Norbert Maliszewski: Jesteśmy po wizycie czterech jeźdźców Apokalipsy, czyli po czterech kryzysach: energetycznym, wojennym, inflacyjnym i pandemicznym. Z każdego z nich trzeba wyciągać wnioski dotyczące funkcjonowania państwa w nowym roku, a także długofalowego myślenia o przyszłości. Chociaż poprzednie lata były czasem niepewności, a ten rok będzie poszukiwaniem małej stabilizacji, to wciąż dominującym paradygmatem powinien być model państwa silnego, bliskiego ludziom, gdyż sprawdza się ono także w czasie wychodzenia z kryzysów. Owszem, w starym roku już widzieliśmy oznaki poprawy sytuacji gospodarczej w Polsce, ale wciąż mamy dwa trwające wielkie konflikty – na Ukrainie i Bliskim Wschodzie – których końca nie widać, a które stanowią stałe zagrożenie wystąpieniem kolejnych kryzysów. W nowym roku odbędą się ważne wybory, które też mogą przynieść bardzo istotne zmiany. W Polsce – samorządowe i do Parlamentu Europejskiego, a poza nią – m.in. wybory w USA i wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej. Ich wyniki mogą przynieść pewne zaskoczenia. Na przykład można byłoby się spodziewać, że ugrupowania, które w Polsce tworzą nową koalicję rządową, będą na fali i łatwo wygrają te wybory. Istotny wpływ na wyniki głosowania może mieć jednak to, że rozpalono nadzieje, którym trudno będzie rządzącym sprostać. Nierealizowane zapowiedzi mogą skutkować spadkami poparcia, zwłaszcza jak miną kolejne miesiące rządów, a rządzącym nie uda się zrealizować obietnic z kampanii wyborczej.
„Konkrety” Donalda Tuska już znacząco stopniały?
Ze stu zrobiło się kilkanaście. Nie ma mowy np. o kwocie 60 tys. zł wolnej od podatku, o płaceniu przez ZUS, a nie przez pracodawcę zasiłku chorobowego od pierwszego dnia nieobecności pracownika itp. Obiecano dużo, ze świadomością i dużego deficytu finansów publicznych, związanego z przyspieszonymi wydatkami na zbrojenia, i istnienia stabilizującej reguły wydatkowej, która ma ograniczać nadmierne wydawanie pieniędzy. Koalicja, która – wydawałoby się – jest na fali, będzie miała wiele różnych problemów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W gospodarce trafili chyba na stabilizację sytuacji...
Rok 2023 rzeczywiście był czasem miękkiego lądowania. W tym roku można się spodziewać wzrostu na poziomie 3% PKB, dwa razy mniejszej inflacji – ok. 5-6%. Te wyniki zależą jednak od prowadzonej polityki gospodarczej. Rząd Zjednoczonej Prawicy stosował różnego rodzaju tarcze, które nie tylko pomagały osobom najbardziej narażonym na skutki inflacji, ale też ją obniżały. Teraz się okazuje, że zamrożenie zerowej stawki VAT na żywność oraz cen energii i gazu ma obowiązywać tylko przez pół roku. Skutkiem będą wyższy wskaźnik inflacji i... zawiedzione nadzieje. Poza tym nowa koalicja jest trudna, są spore różnice programowe, które mogą się ujawnić.
Reklama
Ale różnice chyba nie ujawniają się tak szybko, a nastroje nie obniżają w takim tempie...
Zagrożeń jest sporo, długo mógłbym wymieniać kolejne. Polacy odczują niekorzystne regulacje unijne, które będą uderzały w ich portfele, oraz fatalne skutki kryzysu migracyjnego. Donald Tusk zapowiedział twardą postawę w tej kwestii, ale jeśli tak się nie stanie, to będzie kolejny powód do niezadowolenia. Źle wróży początkowy chaos, czyli to, co się działo wokół projektu ustawy dotyczącej OZE – stawiania elektrowni wiatrowych. Zapowiadano nową jakość, poprawę standardów, a okazało się, że to powrót do przeszłości z czasów rządów PO-PSL. Projekt przygotowano tak, by był bardzo korzystny dla firm wiatrowych, ale nie uwzględniał on dostatecznie interesów mieszkańców okolic tych farm. Poza tym działa efekt wahadła. PiS będzie zbierał głosy tej części społeczeństwa, która uważa, że jej wartości nie są realizowane.
Co będzie ze spółkami skarbu państwa, np. z Orlenem? Zapowiedzi mrożą. Mowa jest o przejmowaniu zysków, prywatyzacji. Czy nie wygląda to na zarzynanie kur znoszących złote jajka?
Spółki energetyczne, takie jak Orlen, PGE, w sytuacjach kryzysowych kierowały się misją, aby troszczyć się o bezpieczeństwo ekonomiczne, o bezpieczeństwo Polaków. Redukowały marże albo państwo nakładało na nie różne ograniczenia, chociażby w postaci podatku od nadmiarowych zysków, z których finansowano koszty mrożenia cen energii i gazu. Teraz, jeżeli nowy, liberalny rząd będzie chciał prywatyzować te spółki, to w sytuacji kryzysowej pozbawi się ważnego narzędzia reagowania. I to jest zagrożenie. Jedną sprawą jest odpartyjnienie spółek, a zupełnie inną – wzmacnianie ich. Szczególnie tych, które – jak w przypadku tych energetycznych – muszą, tak jak Orlen, być duże, żeby inwestować, dokonywać transformacji energetycznej. Jeśli nie będą tego robiły, to zrobią to firmy zagraniczne.
Reklama
Czy obecny rząd jest w stanie przetrwać 4 lata?
Zagrożeniem są różnice programowe, ale trudno się np. spodziewać, żeby już w pierwszym roku rządzenia partie tworzące ten układ się rozeszły. Działają mechanizmy spajające. Politycy pamiętają, co obiecywali wyborcom, koalicja ma znacząco więcej niż 230 mandatów, niepokornych da się jeszcze usunąć. Jeśli już to przesilenie może nastąpić później.
Ale w opinii publicznej i wśród polityków jest podejrzenie, że rząd potrwa tyle, ile rotacja na stanowisku marszałka Sejmu – 2 lata. Czy za rok lub 2 lata premierem nadal będzie Donald Tusk?
To się okaże. Czwarte istotne tegoroczne wybory to wskazanie przewodniczącego Komisji Europejskiej. Pewnie Donald Tusk będzie sondował możliwości uzyskania tego stanowiska. Jeżeli nie dostrzeże na to szansy, nagłych zmian nie należy się spodziewać. Działają mechanizmy związane z obietnicami danymi wyborcom, z tym, że przewaga mandatowa koalicji jest duża, a także z tym, że wszyscy politycy byłej opozycji, łącznie z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, szefem PSL, w tej koalicji lokują swoje nadzieje polityczne.
Wydaje się, że wahadło polityczne odchyla się w kolejnych krajach europejskich. Wybory wygrywają ugrupowania raczej z prawej strony.
Wygrywają, ale nie mają większości, która daje możliwość rządzenia. To jest także przykład Polski. Tak może też być w Parlamencie Europejskim. Stan posiadania partii prawicowych się poprawi, ale najmocniejsze karty pozostaną w rękach tych samych frakcji.
Reklama
Czy to wystarczy do tego, żeby szybkiej próby przeforsowania zmian traktatowych – zmierzających ku federalizacji Unii – nie było?
Autorzy tych zmian będą bardziej powściągliwi, zwłaszcza w krajach o silniej pozycji partii prawicowych, tak jak w Polsce. Takiej wolty taktycznej dokonuje np. Donald Tusk, mówiąc wręcz, że będzie blokował proponowane zmiany. Ale co będzie po wyborach PE, to już inna sprawa.
A jak, zdaniem Pana Profesora, ta sprawa się rozwinie?
Jest zagrożenie, że po wyborach do PE brukselscy biurokraci na czele z Niemcami i Francuzami wrócą z planem federalizacji, zniesienia weta. Ze sprawami, które teraz – z obawy przed porażką i dobrym rezultatem oponentów, partii prawicowych – pozostaną w sferze debaty.
Jak potoczy się dalej wojna na Ukrainie? Czy się zakończy? Mówi się o pewnym przejmowaniu inicjatywy przez wojska rosyjskie.
Istnieje dużo zagrożeń dla Ukrainy. Jednym z nich jest długotrwałość tej wojny, co powoduje zmęczenie społeczeństwa i ryzyko kończenia się różnych zasobów, spadku poparcia dla działań prezydenta Ukrainy. Kto wie, czy jeszcze większym niebezpieczeństwem nie są wybory w USA. W trakcie kampanii Amerykanie zajmują się polityką wewnętrzną. Może się okazać, że linia wsparcia Ukrainy będzie obowiązywała, ale wojna na wschodzie Europy nie będzie w centrum uwagi w USA i pomoc nie będzie tak hojna jak dotąd.
A nikt Amerykanów w tym wsparciu nie zastąpi...
Zdecydowanie, dlatego prezydent Wołodymyr Zełenski szuka innych możliwości, innych partnerów, zwłaszcza europejskich. Końca wojny nie widać, tak jak żadnego przełomowego momentu czy dobrego, realnego rozwiązania tej sytuacji. Ta wojna – jak się wydaje – będzie trwać jeszcze długo.
Reklama
Jak my, z perspektywy Polski, powinniśmy się do tej wojny odnosić?
Ukrainę cały czas warto wspierać w wysiłkach wojennych. W nowym roku może się jednak pojawić dużo napięć w relacjach między naszymi państwami. Pamiętajmy, że Ukraina to tańsze produkty rolne, z którymi w Polsce trudno konkurować, to także tańsza siła robocza. Widać to chociażby w protestach na granicy, których przyczyną jest negatywny wpływ tańszych firm transportowych z Ukrainy na polskich przedsiębiorców. Może być poważny problem ze wsparciem społecznym dla Ukrainy. Problemy Kijowa mogą się pogłębiać, a przełomu wciąż nie widać.
Niektórzy uznają tę wojnę za zastępczą w rywalizacji amerykańsko-chińskiej. Albo że wojna dwóch supermocarstw już trwa, choć my jeszcze tego nie wiemy. Czy nowy rok przyniesie znaczące zaostrzenie konfliktu, uspokojenie czy wręcz przeciwnie – obserwowana dziś zimna wojna amerykańsko-chińska będzie trwać?
Ostatni szczyt chińsko-amerykański pokazał uspokojenie w relacjach obu państw, ale także tu nie należy się spodziewać przełomu. Przyczyną dążenia do małej stabilizacji są wspomniane wybory prezydenckie w USA, kiedy to polityka krajowa nabiera tam największego znaczenia, ale także problemy gospodarcze Chin.
Jednym z punktów zapalnych była Afryka, w szczególności Środkowa i Wschodnia, gdzie rozpychają się Rosjanie i Chińczycy, a wypychana jest Unia Europejska; gdzie dochodzi do kolejnych zamachów stanu, a skąd nie dociera do nas zbyt wiele wieści. Czy należy się spodziewać dalszej destabilizacji, czy raczej stabilizacji w tamtej części świata?
Mało wieści dociera, ale destabilizację w Afryce mocno odczuwamy. Bo skąd się biorą kryzysy migracyjne? Także stamtąd napływają kolejne fale migrantów, którzy potem pojawiają się na granicy m.in. Polski czy Finlandii. Sa oni wykorzystywani, wypychani przez Łukaszenkę i Putina. Trzeba pamiętać, że Kreml już po aneksji Krymu zintensyfikował swoje działania w Afryce. To inicjatywy dyplomatyczne Putina, wsparcie militarne i działalność prywatnych firm wojskowych, np. Grupy Wagnera. W 2023 r. aż siedemnastu przywódców państw wzięło udział w szczycie Rosja – Afryka, pomimo wojny, ale także sankcji i nacisków ze strony państw UE.
Im tam jest mniej stabilnie, tym więcej migrantów tu napływa? Czy należy się liczyć z kolejnymi falami migrantów z Afryki?
Tak, szczególnie że wspomnianym reżimom zależy na ich pojawieniu się w Europie i jej destabilizacji. Trudno się spodziewać, żeby różne ogniska zapalne w nowym roku, szczególnie w obliczu wyborów do Parlamentu Europejskiego, gdy mogą – jak sądzą – więcej „ugrać”, nie tworzyły napięć i kolejnych fal migrantów.
Norbert Maliszewski w latach 2019-23 szef Centrum Analiz Strategicznych, przekształconego w 2021 r. w Rządowe Centrum Analiz, w latach 2021-23 – sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Mateusza Morawieckiego.