W dzieje większości parafii diecezji drohiczyńskiej wpisują się osoby duchowne, które wierność powołaniu przypłaciły podczas II wojny światowej życiem. W naszym przypadku są to przede wszystkim księża, którzy tu się urodzili, dorastali lub pełnili posługę duszpasterską (zwykle przed okupacją). Jednym z ponad pięćdziesięciu kapłanów, związanych z naszą ziemią, którzy zginęli w tym strasznym czasie, jest ks. Edward Szabelski, pochodzący z parafii Sadowne.
Z muzykalnej rodziny
Ks. Edward Szabelski urodził się 13 października 1898 r. w Radoryżu k. Łukowa. Tam jego ojciec – Franciszek – był organistą. W 1905 r., gdy miał siedem lat, rodzina przeniosła się do Sadownego. Tu ojciec służył na chórze do śmierci w roku 1934. Po nim funkcję przejął jeden z pięciu synów – Józef, również pełniąc ją do końca życia, tj. do 1969 r. Talent muzyczny był cechą tej rodziny. Bolesław, starszy od Edwarda dwa lata, był w młodości organistą m.in. w katedrze płockiej. Potem został jednym z pierwszych profesorów Akademii Muzycznej w Katowicach i okazał się nie tylko wybitnym autorem dzieł muzycznych, ale i współtwórcą tzw. śląskiej szkoły kompozytorskiej. Edward zaś odczytał swoje powołanie życiowe w służbie kapłańskiej, do której przygotowanie rozpoczął mając 21 lat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Katecheta
Reklama
Do wyższego seminarium duchownego wstąpił w 1919 r. Wybrał Lublin, do którego po carskiej kasacie w 1867 r. przez ponad pół wieku należała dawna diecezja janowska, sięgająca aż po Sadowne. Edward wahał się z przyjęciem święceń lub też przełożeni uznali, że należy poczekać. Od 1924 r. katechizował w szkołach lubelskich. W 1925 r. otrzymał święcenia diakonatu, a w następnym kapłańskie, pozostając kolejne dwa lata jako prefekt szkolny w stolicy diecezji. Widocznie dobrze realizował się w pracy katechetycznej z młodzieżą, gdyż tę funkcję pełnił także w kolejnych miejscach posługi: przez rok w Zamościu, gdzie był jednocześnie rektorem kościoła św. Mikołaja, a w latach 1929-34 w Hrubieszowie (tu miał pod opieką świątynię św. Stanisława Kostki).
Kapelan
Z dniem 1 lipca 1934 r. przeszedł do służby w ordynariacie polowym jako proboszcz parafii wojskowej w Lidzie na Grodzieńszczyźnie. Pozostał tu do wojny. 23 sierpnia 1939 r. został zmobilizowany i jako kapelan 135. Pułku Piechoty w składzie 33. Dywizji, skierowany do twierdzy „Osowiec”.
Po walkach m.in. wokół Wizny i pod Kockiem, z wziętym do niemieckiej niewoli oddziałem jako oficer w stopniu kapitana trafił do Oflagu II B w Arnswalde (dziś Choszczno pod Szczecinem). Był jednym z czterech kapelanów, którzy tu się znaleźli. Wszyscy dalej pełnili posługę duchową wobec żołnierzy. Zorganizowano kaplicę, w której pierwszą obozową pasterkę w Boże Narodzenie celebrował właśnie ks. Szabelski.
Niemcy zorientowali się jak bardzo polscy kapelani we wszystkich obozach jenieckich podnoszą na duchu uwięzionych. 16 kwietnia 1940 r. ks. Edward po raz ostatni odprawił dla swych żołnierzy Mszę św., a następnego dnia z pozostałymi księżmi znalazł się w Rotenburgu, gdzie od kilku miesięcy byli już inni kapelani. 18 kwietnia wszyscy zostali oficjalnie zwolnieni z niewoli, a następnie jako cywile aresztowani i wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, skąd 6 lipca 1942 r. ksiądz Szabelski trafił do KL Dachau.
Dwóch Edwardów z Sadownego
Reklama
W Dachau został przydzielony do bloku nr 28, jednego z dwóch dla polskich kapłanów. W sąsiednim (nr 30) był już dłuższy czas bł. Edward Grzymała, jego młodszy rodak i imiennik z parafii. Tu byli jednak tylko numerami: Grzymała – 22664, Szabelski – 31230.
Wiele ich łączyło. Obaj wzrastali w wierze wraz z rosnącymi murami sadowieńskiej świątyni. Dla obu przykładem gorliwości kapłańskiej był długoletni proboszcz ks. Stefan Obłoza. Aby realizować powołanie jeden ruszył na południe i wschód, a drugi na północny zachód (do Włocławka), jednak u kresu tej drogi spotkali się na obcej ziemi, bardziej przypominającej piekło.
W ostatnim etapie towarzyszyła im Królowa Polski: ks. Grzymałę aresztowano 26 sierpnia 1940 r., w święto Matki Bożej Częstochowskiej, a ks. Szabelskiemu – gdy opuszczał w miarę bezpieczny oflag – oficerowie ofiarowali ryngraf z wizerunkiem Pani z Jasnej Góry. Obaj też zakończyli w 1942 r. ziemską pielgrzymkę, gdy zwykle z ich rodzinnych stron pątnicy ruszali do duchowej stolicy Polski: ks. Edward Szabelski zmarł z wycieńczenia w nocy z 6 na 7 sierpnia, a ks. Edward Grzymała został zagazowany trzy dni później. I chociaż tylko młodszy został beatyfikowany, to obaj synowie ziemi sadowieńskiej są dla nas świadkami zwycięstwa Chrystusa Zmartwychwstałego.
Ryngraf ks. Edwarda Szabelskiego Niemcy odesłali zbolałej matce. Dziś jest w posiadaniu jego bratanka jako szczególna pamiątka, a raczej relikwia, a na rodzinnym grobie Szabelskich w Sadownem, gdzie złożono ciała jego rodziców i dwóch braci z bliskimi, jest też tablica upamiętniająca tego, który do końca wiernie wytrwał w służbie Kościołowi i Ojczyźnie.
Święci i błogosławieni to skarb Kościoła i świadectwo żywej wiary wspólnoty. W chwalebnym orszaku szczególne miejsce zajmują męczennicy. Jeśli spojrzymy na liczbę wyniesionych na ołtarze, którymi może cieszyć się Kościół w Polsce, to zdecydowaną większość stanowią właśnie ci, którzy przelali swą krew dla Chrystusa.
W ciągu ponad tysiąca lat obecności chrześcijaństwa na polskiej ziemi najwięcej takich świadków wiary przyniósł nam wiek XX. Przyczyniły się do tego dwie ideologie totalitarne: nazizm i komunizm. Najgorliwszym szermierzem pierwszego okazała się większość narodu niemieckiego, bo przecież Hitler stanął na jego czele w wyniku demokratycznych wyborów. Ten okres „panowania ciemności” zebrał krwawe żniwo, ale w wielu polskich dzieciach Kościoła wyzwolił prawdziwy heroizm.
Wśród przeszło dwustu męczenników polskiego Kościoła, których kult został zatwierdzony, ponad sto dwadzieścia osób to ofiary niemieckiego nazizmu. W tym gronie przeważa duchowieństwo, bo w nim hitlerowcy widzieli największą przeszkodę w dziele zniszczenia Polaków. Największa grupa wyniesiona razem na ołtarze to 108 Błogosławionych Męczenników Polskich, beatyfikowanych przez św. Jana Pawła II 13 czerwca 1999 r. w Warszawie. W tej liczbie sześcioro – pięciu kapłanów i jedna siostra zakonna – jest związanych z ziemią, którą dziś obejmuje swymi granicami Diecezja Drohiczyńska. Nie zmarnujmy tych skarbów, którymi możemy się cieszyć już ćwierć wieku, ale korzystajmy z nich, wołając z głębi serca:
bł. Antoni Beszta-Borowski –
bł. Mieczysławie Bohatkiewiczu –
bł. Edwardzie Grzymało –
bł. Władysławie Maćkowiaku –
bł. Michale Woźniaku –
bł. Marto Kazimiero Wołowska –
módlcie się za nami!