Mateusz Wyrwich: Dlaczego tak się stało, że niektóre środowiska artystyczne podjęły w 2015 r. swoisty bojkot rządu prawicy? To wynik ich lewackości, przenicowania na neokomunizm, w którym pod pozorem wolności sztuki artyści tego kręgu propagują marksizm w czystej postaci, czym wcale nierzadko popularyzują antypolskie postawy, czy też ulegają panującej wśród twórców w Europie, a właściwie na świecie, lewackiej modzie?
Jerzy Kalina: Może to, co powiem, będzie nadinterpretacją, właściwie zbyt dalekim sięganiem do historii, ale początków tego dzisiejszego chorobliwego stanu dzielenia narodu, w kraju i za granicą, należy szukać w dużo wcześniejszej historii – w czasach kolejnych prób wydobywania się Polaków z niewoli, walki o niepodległość. A więc to są te chwalebne powstania i upadki, które trwają do dziś.
Reklama
Masz na myśli powstania: listopadowe, styczniowe, inne...?
Mam na myśli wszystkie nasze powstania, a więc też to z 1944 r. Myślę też o tym, co było później dla nas największym wstrząsem, którym był wybór Jana Pawła II, czyli podniesienie naszego narodu z upadku. Można powiedzieć, że papież Polak nas zreanimował. Powiedział: „Nie lękajcie się!”. Wskazał: już czas powstać i się odrodzić. Duch Święty powiał i duch wiary odzyskania niepodległości powrócił. Ale wraz z tym zwiększyła się jeszcze czujność naszych przeciwników, którzy robili z nami przez kilkadziesiąt lat PRL to, co chcieli. Za komuny byliśmy przekonani, że nie ma takiej siły sprawczej, byśmy mogli się zorganizować i obalić komunizm. Tak jak nam dzisiaj wmawiają, że nie ma innej opcji niż Unia Europejska i – można powiedzieć – „jej przewodnia rola”. Tak jak kiedyś PZPR. Wracając do początku pytania, jeśli chodzi o czasy nam współczesne, to ważnym momentem podziału naszego społeczeństwa był stan wojenny. Jedni artyści postawili się przeciwko komunistycznemu reżimowi, a inni przy nim pozostali.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tak, ale wtedy artyści skupiali się wokół niepodległościowych dążeń narodu. Dziś można odnieść wrażenie, że właśnie dążą do kolejnego zniewolenia. Wczoraj pod czerwoną gwiazdą, dziś pod dwunastoma gwiazdami na niebieskim tle, a w istocie pod kolorami czarnym, czerwonym i złotym, czyli pod flagą niemiecką.
Artyści, którzy kreują, powinni dążyć do wspólnego działania dla dobra Polski. Tymczasem dali się rozbić. Dali się nie tylko rozbić, ale też tak się zmanipulować, że postawiono nas naprzeciwko siebie. I w tym upatruję podział Polaków, który trwa do dziś. Zostało to zorganizowane przez odpowiednich fachowców w tej dziedzinie – fachowców od skłócania narodów, systemów wartości, wszystkiego, co sprzyja dzieleniu. Okazało się, że po 1989 r. zamarło środowiskowe działanie i myślenie filmowców, ludzi teatru, muzyków, plastyków, filharmonii.
Reklama
I w tym podziale po 1989 r. biorą udział twórcy, którzy mają kreować w Polakach tę „pedagogikę wstydu”.
Oczywiście, wywołać wilka z lasu można w każdym momencie. Tylko trzeba mu poświęcić trochę czasu i środków finansowych. Uruchomić zorganizowane grupy ludzi, którzy przenikają w środowiska. I można powiedzieć, że ta rosyjska władza, jeśli chodzi o działalność propagandową, ma znakomicie opanowane metody dzielenia. Dla nich to abecadło postępowania w manipulowaniu opinią publiczną. Można ukierunkować zachwyty nad jakąś sztuką czy lęk wobec jakiejś grupy artystów czy ich sztuki. Można stłamsić oddolną awangardę, powołać w jej miejsce nową. Tak jak to było choćby w okresie socrealizmu, kiedy to jednych wywyższano, a innych niszczono. Symbolem niech tu będzie postać malarza Władysława Strzemińskiego.
Z jakimś szczególnym upodobaniem twórcy, plastycy czy ludzie teatru atakują Kościół. Notabene szczególnie znienawidzony przez komunizm. Mam tu na myśli choćby spektakle Klątwa czy Diabły w warszawskim Teatrze Powszechnym. Wiele kreacji z lat 2015, 2017, 2021 itd. Chyba to nie przypadek?
Współpracowałem z teatrami nie tylko w Warszawie, Krakowie, ale i w mniejszych miastach. Jeździłem po Polsce i zauważyłem, że nastąpiło coś, czego bym się nie spodziewał. A mianowicie pogarda „tych lepszych” z wielkich miast wobec „tych gorszych” z mniejszych. Bo to prowincja i nie ten pułap, który jest w Warszawie czy Krakowie. A ci lepsi to lewica, ci gorsi natomiast to ludzie związani z Kościołem. To moherowe berety, jak to powiedział przed laty Donald Tusk. Ważnym momentem było powstanie Gazety Wyborczej, publikującej teksty, które zaczęły nas skłócać. GW, według mnie, stała się zaczynem podziału i jest absolutnie współwinna dzielenia naszego narodu. Jej twórcy z pełną świadomością przystąpili do dezintegracji polskiego społeczeństwa. I tu pojawiło się pytanie: dlaczego dla nich taki ważny stał się Kościół?
Reklama
Jak powiedział prymas Stefan Wyszyński: „Jeśli przyjadą zniszczyć ten naród, to zaczną od niszczenia Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”.
Otóż to. Tym szczególnym znakiem był moment, kiedy panujący w 2000 r. zarząd „Zachęty” zaprosił artystę Maurizia Cattelana, żeby swą instalacją uświetnił obchody 100-lecia budynku Zachęty Narodowej Galerii Sztuki. Było nią ukamienowanie Jana Pawła II. Na Zachodzie ta instalacja nie uzyskała uznania, w Polsce wiadomo, było to uderzenie we wszystko, co wiązało się z symboliką Jana Pawła II. A więc uderzenie w Kościół, autorytet Karola Wojtyły, dążenia niepodległościowe Polaków. I to był znak, że walka się zaczęła, że jest to wypowiedzenie otwartej wojny z Kościołem, jak mówią lewica i liberałowie – z klerem. Zaczęło powstawać mnóstwo wystaw, które posługują się językiem propagandy przez wykorzystywanie czasu, chwili. I wypadków, które się rozgrywają na arenie polityki światowej, i kreują „nowego człowieka”. Tak jak już to było w ubiegłym wieku. Czy to w czasie leninizmu, stalinizmu, czy niemieckiego nazizmu.
Jedną z odsłon walki z Kościołem są filmy, jak choćby Kler Wojciecha Smarzowskiego, ukazujący księży jako ludzi niebotycznie bogatych i rozpustnych, czy obraz Ida Pawła Pawlikowskiego, który w zawoalowanej postaci propaguje komunizm z najokropniejszego czasu, jakim był stalinizm. Najnowszym zaś „dziełem” jest obraz Agnieszki Holland Zielona granica, pokazujący Polaków w zdehumanizowanej postaci...
Dziwi mnie to, że tak wybitni artyści podejmują się realizacji produkcji w tak spłaszczonej formule. Jednowymiarowej. Znam twórczość Smarzowskiego, który jest urodzonym narratorem filmowym. Doskonale czuje kino. Ale, moim zdaniem, wyłożył się na każdym z tych swoich propagandowych obrazów. One są zbrutalizowane i sprowadzone do jednego wymiaru. A nie da się Kościoła, a szczególnie wiary, opowiedzieć w jednym wymiarze. Przystąpienie wielu artystów do tego frontalnego ataku na Kościół jest dla mnie niezrozumiałe. Na pewno część z tych ekranizacji jest realizowana na zamówienie. Inni natomiast chcą nadążyć za ogólnoeuropejską czy nawet ogólnoświatową tendencją uderzania w Kościół, który przeszkadza w formowaniu nowego człowieka. Człowieka bez religii. Jakiejś zatomizowanej hybrydy, którą łatwo jest manipulować. I twórcy, którzy chcą się znaleźć w tym nurcie, będą postępowali z ogólnie obowiązującym lewicowo-liberalnym trendem, bo taka twórczość jest dziś nagradzana – w teatrze, filmie, literaturze czy sztuce wizualnej.
Z drugiej zaś strony te środowiska liberalno-lewicowe krytycznie odnoszą się do Marszu Niepodległości. Środowiska naukowe czy artystyczne cenzurują sztukę i historię, choćby próbując z przestrzeni Muzeum II Wojny Światowej usunąć postaci takie jak o. Maksymilian Maria Kolbe, rodzina Ulmów czy Witold Pilecki. Sięgają też po cenzurowanie sztuki, m.in. przez eliminowanie z Biennale Sztuki w Wenecji obrazów Ignacego Czwartosa czy ociosywanie Twojej ubiegłorocznej retrospektywnej wystawy w Muzeum Sztuki.
Jestem twórcą, którego nieraz cenzurowano – zarówno w czasie PRL, jak i później. Wspomnę choćby wyeliminowanie mnie z Biennale w Sao Paulo. Dlaczego tak się stało? Dlatego że poszedł jakiś sygnał z Polski, że Kalina jest artystą, który sklerykalizował się w swojej sztuce. Niestety, tak jest do dzisiaj, że to partie wybierają artystów, którzy mają reprezentować Polskę, a tak naprawdę poglądy danej partii. Czyli jak za PZPR. Tymczasem ja zawsze będę powtarzał – urodziłem się w Polsce i swój początek mam w chrzcielnicy. I wcale nie mam zamiaru z tego rezygnować. To jest moje niezatrute źródło.
Jerzy Kalina autor setek prac plastycznych, m.in. rysunków, scenografii, instalacji, ołtarzy polowych podczas wizyt Jana Pawła II w Polsce (1987, 1991), pomników, w tym pomnika krzyża przy tamie we Włocławku poświęconego ks. Jerzemu Popiełuszce, również grobowca ks. Jerzego, pomnika Tragedii smoleńskiej oraz narracji plastycznej Muzeum Katyńskiego w Warszawie. Za całokształt twórczości został odznaczony Orderem Orła Białego.