Reklama

A dobro pozostało…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę”. Tego dnia pierwszy wers pięknej aowskiej modlitwy pokazał, jak prawda tkwiąca w tych słowach potrafi być wymagająca i trudna. Jakże zachować pogodę ducha, gdy łza w oku się kręci, jak godzić fakt śmierci przyjaciela z największą ludzką potrzebą, chęcią istnienia. Tym bardziej, jeżeli wedle ziemskiej miary kres życia nadszedł zbyt wcześnie. Łatwiej wówczas o gwałtowne emocje, czasem wątpliwość, a nawet bunt, niż o refleksję. A przecież warto pomyśleć, co tak naprawdę jest ważne, czy czas nam darowany, czy jego treść. Ileż bowiem wokół nas jest istnień banalnych, zmarnowanych i nieważnych. Jego życie było spełnione.
W wymiarze, jaki otrzymał, mieściło się doświadczenie własnej ułomności i nauka, którą potrafił wyciągnąć. Na niej właśnie zbudował swą siłę moralną oraz niecodzienną osobowość. Przeniósł te wartości na życie prywatne, jako troskliwy syn, kochający mąż i ojciec, a także obdarował nimi drugiego człowieka.
Jak mało kto rozumiał mechanizmy uzależnienia, dlatego zdobytą wiedzę, umiejętności i wrażliwość poświęcił alkoholikom. Wiedział, że bez profesjonalnej pomocy oraz bezgranicznego zaangażowania w budowanie nowej świadomości czeka ich klęska. Najgorsza z możliwych degradacja, a w wielu przypadkach śmierć, bo przecież alkoholizm jest chorobą śmiertelną. Na to się nie godził. Uczepił się swej idei i ruszył naprzeciw ludzkim dramatom, cierpieniu i bezsilności. Przez wiele lat pracował jako terapeuta uzależnień na oddziale odwykowym Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy. Inicjował i współtworzył lokalną strategię trzeźwościową, organizacje pomocowe i grupy aowskie, również w regionie i w Polsce. Posiadał rzadką zaletę trafiania do ludzi. Gdy zawodziła terapia naukowa czy inaczej mówiąc książkowa, potrafił dotrzeć do człowieka własnym przykładem i doświadczeniem w indywidualnej, szczerej rozmowie. Wtedy otwierały się najbardziej zatwardziałe serca i w niejednym zniewolonym umyśle zapalało się światło. Skoro on mówił, że można, to widocznie tak jest. Rosła więc wiara w prawdę tych słów i Jego charyzma. Umiał przywrócić utraconą nadzieję, która wielu straceńcom pozwoliła na nowo odkryć życie. Trzeźwe życie. Ilu ich jest, tego nie poda żadna statystyka. Twierdzę jednak, że wysiłek Andrzeja przyniósł wymierny efekt społeczny. Miał także świadomość poniesionych porażek, ale nigdy nie potępiał i nie skreślał człowieka. Uważał, że dopóki żyje, ma szansę, by podnieść się z upadku i spróbować raz jeszcze. Z sukcesami się nie obnosił. Niedługo przed śmiercią, z właściwą sobie skromnością, powiedział „Starałem się żyć jak najlepiej. Tylko tyle i aż tyle”.
Pogrzeb Andrzeja Chomiaka odbył się w ostatni dzień lipca. W kościele parafialnym pw. św. Brata Alberta, została odprawiona Msza żałobna. W uroczystej liturgii wzięło udział: 4 kapłanów, rodzina, przedstawiciele szpitala w Żurawicy, instytucji pomocowych, koledzy szkolni, znajomi i przyjaciele, a przede wszystkim trzeźwi alkoholicy. Pełna świątynia świadczyła o szacunku, jakim darzono zmarłego. W mowie pogrzebowej ks. Jerzy Rojek, proboszcz z Medyki, przywołał postać Miłosiernego Samarytanina i fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego: „Uczmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Symbolika tych przykładów trafia w sedno i porusza wyobraźnię. Andrzej nie przechodził obojętnie obok sponiewieranych istnień. Wyciągał ku nim rękę. I wtedy, gdy na szpitalnym łóżku wyło w delirycznym obłędzie spętane pasami ludzkie zwierzę, i później, kiedy w otępiałym umyśle nie było nic prócz apatii i zwątpienia, wreszcie, gdy przyschły rany, a w pokaleczonej świadomości zaczęły pojawiać się wątpliwości i pierwsze pytania. Wówczas najbardziej był potrzebny, nadchodził bowiem czas, by pokazać drogę. Miał ku temu dar wyjątkowy, gdyż potrafił kochać ludzi. Bezinteresownie i w samą porę. Andrzej odszedł, ale pozostawił po sobie jeszcze i tę naukę, iż trudna i współcześnie niepopularna miłość bliźniego ma sens właśnie dzisiaj. Jutro może być spóźniona, bo kiedy już zapłoną znicze, wygląda niestety jak wyblakły ornament. Myślę, że ta refleksja była obecna przy Jego grobie, w sercach i umysłach przyjaciół. Bo gdy otoczyli mogiłę łańcuchem splecionych rąk i wypowiadali słowa ukochanej modlitwy Andrzeja: O pogodę ducha, to nie tylko oddali mu cześć i pokłon ostatni, lecz zadeklarowali kontynuację idei, której służył. Dwa dni po pogrzebie Mszę św. w kościele Świętej Trójcy odprawił ks. prał. Stanisław Zarych, wielki autorytet moralny w środowisku trzeźwościowym przemyskiej archidiecezji, przewodnik i przyjaciel zmarłego, o którym powiedział: „Jestem przekonany, że Andrzej Chomiak bardzo ubogacił nasze środowisko. Swoją osobowością, szlachetnością, swoją wielkością i otwartością na potrzeby drugiego człowieka. Z takiej perspektywy patrząc, chcą powiedzieć, że nasza wspólnota nie tyle straciła, co zyskała dzięki jego pracy. Znam go z dawien dawna, gdy powstawały grupy AA, kiedy włączał się w tę wielką pracę. Później spotykaliśmy się często, z racji wspólnej działalności trzeźwościowej. Czy to w komisji ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych, na zjazdach i spotkaniach, w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka i w wielu innych okolicznościach. Imponował mi swoją dobrocią, szlachetnością i zatroskaniem o rozwój wszystkich struktur i form pracy trzeźwościowej. Swoim oddaniem sprawie ubogacał innych, w tym także mnie. Zawsze można było na niego liczyć, zawsze był gotów nieść pomoc potrzebującym. Tym mi imponował. Myślę, że Andrzej pozostawił całej wspólnocie coś wielkiego, pięknego i trwałego. Dzisiejsza Msza św., którą odprawiłem, była dla mnie przeżyciem radosnym, a nie smutnym. Andrzej poszedł do Pana, poszedł po nagrodę i stamtąd będzie orędował w naszej intencji. Takie jest chrześcijańskie spojrzenie na śmierć, która stanowi początek nowego i lepszego życia. A On na nie szczególnie zasłużył. Zaniósł Bogu piękny dar swego dobrego istnienia, a żyjącym pozostawił dorobek, który powinni kontynuować”.
Charakterystyka postaci Andrzeja nie byłaby pełna, gdyby pominąć osobiste refleksje ludzi związanych z nim przez grupę „Quo Vadis”, która przed 12 laty powstała przy oddziale odwykowym szpitala w Żurawicy. Tworzą ją byli pacjenci, podopieczni Andrzeja, dzisiaj trzeźwi alkoholicy, propagatorzy życia w abstynencji. Połączył ich cel nadrzędny i świadomość, że wspólnota jest najlepszą i sprawdzoną formą trwania w trzeźwości. Wytworzyła się między nimi więź szczególna, przyjaźń, a nawet braterstwo, z którego czerpią swą siłę. Dzisiaj być może czują się osamotnieni, bo odszedł ten, który ich jednoczył. Jeżeli po nieskorych do wzruszeń twarzach płyną łzy, jeżeli twardzielom boleśnie doświadczonym przez życie łamie się głos, to wiem, że w wypowiadanych słowach nie ma okolicznościowej egzaltacji i przesady, lecz prawda.
Janusz: „Usłyszałem o Andrzeju piękną myśl. Mały, skromny człowiek o wielkim sercu, które oddał dla ludzi. Komunikatywny i kreatywny, żył dla innych. Mało mówił, ale bardzo wiele widział i głęboko czuł. Duże znaczenie miały dla mnie Jego słowa. Mądre słowa. Z perspektywy czasu widzę, że grupa «Quo Vadis» przetrwała dzięki niemu. Smutno mi, że już odszedł, ale takie jest życie. Dla mnie ogromną wartość ma dzisiaj Jego modlitwa, a zwłaszcza fragment: «Abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę»”.
Lucjan: „Stojąc nad trumną Andrzeja zadałem sobie pytanie - człowieku, dokąd zmierzasz, dokąd pędzisz? Zatrzymaj się na moment. Zazdrościłem mu skromności i pokory. Miałem ochotę krzyczeć na cmentarzu: Żurawico, co z tobą się stanie, bo takiego pracownika już nie będziesz miała! Śmierć Andrzeja jest motywem, by zastanowić się nad własnym życiem, On zostawia nam przesłanie. Nie bądź pewien, pomyśl, co zrobiłeś, ile masz jeszcze do zrobienia, czy zdążysz”.
Artur: „Nie mogę pogodzić się z tą stratą, tym bardziej, że przyszła tak nagle. Jechaliśmy do Lichenia, by modlić się o Jego zdrowie, tymczasem tam właśnie dosięgła nas tragiczna wiadomość. Dzisiaj dopiero widzę, jak bardzo mu na nas zależało. Nie mówił o tym, ale myślę, że cierpiał, gdy spostrzegł, iż udział w terapii czy mityngu traktujemy banalnie, czy powierzchownie. Nie narzekał, nie krzyczał, czekał, dając szansę czasowi. Gdyby nie kontakt z Nim, marnie wyglądałaby moja trzeźwość i moje życie”.
Podobnych opinii padło dużo więcej. Nie sposób ich wszystkich cytować. Wyłania się z nich wielka wdzięczność i szacunek, przywiązanie i ból. Jest w nich cała paleta ludzkich uczuć i wzruszeń. W wypowiedziach Andrzeja G., Gienka, Staszka, Marka, Janka, tkwi jakaś tajemnicza mistyka. Niby opowiadają o koledze i przyjacielu, ale mówią tak, jakby On był szczebel wyżej lub krok dalej. Być może ta śmierć odkryła takie pokłady dobra, których za życia nie dostrzegali, bo też to dobro było niepozorne i ciche. Kryło się we wspólnych przeżyciach, pielgrzymich wędrówkach, w zwykłych rozmowach, smutkach i radościach. Ciągle obecne i naturalne. Jak woda i powietrze.
Andrzeja już nie ma, ale dobro pozostało i właśnie teraz przemawia pełnym głosem. W dziesiątkach wspomnień i opowieści, w ludzkich uniesieniach i dramatach. Tym wszystkim, dla których droga Andrzeja była bliska rzuca wyzwanie o pamięć i wierność sprawie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z wysokości krzyża Jezus zwrócił się do każdego i każdej z nas

2025-09-11 12:46

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Człowiek może odwrócić się od Boga, ale Bóg nigdy nie odwróci się od człowieka. Jego miłość do nas nigdy nie ustaje. Jest wierna i wytrwała. Bóg szuka człowieka, aż go odnajdzie i wy dobędzie z ciemności i brudu, ze śmiertelnej pułapki.

W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca».
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: w utrapieniu słuchajmy orędzia nadziei, płynącego ze Stworzenia

2025-09-11 17:29

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

orędzie nadziei

PAP

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

W przesłaniu do uczestników XII Latynoamerykańskiego Kongresu Nauki i Religii „Języki stworzenia. Hermeneutyka naukowa, filozoficzna i teologiczna Księgi Natury jako droga nadziei”, Ojciec Święty, cytując św. Augustyna, zachęca do „szukania dróg, które pozwolą człowiekowi przekroczyć wszystko to, co da się zmierzyć, aby kontemplować Miarę bez miary; przekroczyć to, co można policzyć, aby kontemplować Liczbę bez liczby; przekroczyć to, co może być grzechem, aby kontemplować Ciężar bez ciężaru”.

Św. Augustyn jest inspiracją wskazań, jakie Leon XIV kieruje do uczestników obrad XII Latynoamerykańskiego Kongresu Nauki i Religii, w przesłaniu podpisanym przez watykańskiego sekretarza stanu kard. Pietro Parolina. Naukowe spotkanie odbywa się w Rzymie, w Ateneum Regina Apostolorum.
CZYTAJ DALEJ

Łódź-Głogowiec: Pielgrzymka śladami św. siostry Faustyny

2025-09-12 15:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódza

Parafia św. Faustyny w Łodzi

Powołanie to droga. Miłosierdzie to kierunek

Powołanie to droga. Miłosierdzie to kierunek

13 września wyrusza pielgrzymka biegowo–rowerowa śladami św. siostry Faustyny z Głogowca do Sanktuarium Powołania w Łodzi.

Z racji na przypadające w tym roku dwie rocznice - 120 lat urodzin Helenki Kowalskiej i 90 lat objawienia Koronki do Miłosierdzia Bożego, chętni wyruszą z miejsca narodzin św. Faustyny Kowalskiej w Głogowcu do Łodzi, gdzie młoda święta otrzymała objawienia. - Zapraszam na rodzinne przeżycie, które zostanie w pamięci! Już 13 września 2025 ruszamy na. Polecimy najpierw autokarem z Łodzi do Głogowca i stamtąd ruszymy przez Świnice Warckie ->Zgierz -> Aleksandrów Łódzki -> Łódź. Trasa ma 88 km, ale możesz pokonać tylko część. Udział jest całkowicie bezpłatny – zapewniamy transport rowerów i opiekę organizatorów. To wydarzenie dla całych rodzin – od najmłodszych po dorosłych. Zabierz żonę, dzieci, znajomych – zróbmy coś dobrego razem! – zachęca Michał Owczarski, pomysłodawca biegu. 
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję