Bez szans na przeżycie
Półtoraroczna Agatka z Sosnowca, której śmierć wstrząsnęła całą Polską do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach trafiła w stanie krytycznym. W stanie śpiączki została umieszczona na oddziale intensywnej opieki medycznej. Podłączono ją do respiratora. Dwa dni później jej stan gwałtownie się pogorszył. Dziewczynka zmarła. Biegły stwierdził u dziecka obrażenia charakterystyczne przy maltretowaniu. Agatka tylko w ciągu ostatnich tygodni była wielokrotnie bita. Na jej ciele były ślady zarówno bardzo świeżych, jak i dawnych ran i siniaków. Jak ustalono, konkubent matki bił ją skórzanym paskiem po nogach, brzuszku i pośladkach. Rodzicielka nie reagowała. Oprawca dziewczynki, sosnowiczanin, odpowie za ciężkie uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym. W więzieniu może spędzić nawet 12 lat. Nic jednak nie wróci życia dziewczynce.
Szans na przeżycie nie miał także 3-letni Kamilek. Ta historia wydarzyła się 2 lata temu, była szokiem dla mieszkańców Zagłębia. Któregoś dnia do osiedlowej Przychodni Zdrowia w Dąbrowie Górniczej przybiegł mężczyzna z nieprzytomnym dzieckiem. Bezzwłocznie wezwano karetkę pogotowia. Lekarze natychmiast podjęli reanimację chłopca, ale ta nie przyniosła żadnego efektu. Chłopczyk zmarł. Przyczyną śmierci malca były obrażenia ciała spowodowane pobiciem. Na ciele dziecka w trakcie oględzin stwierdzono siniaki - były wszędzie - na brzuchu, plecach, nogach i głowie. Był też rozległy krwiak na powiece oka. Według lekarzy niektóre urazy zadawane były wcześniej, co świadczy o tym, że dziecko maltretowane było od dłuższego czasu.
Domowi oprawcy
Kiedyś znacznie rzadziej mówiło się publicznie o przypadkach katowania małych dzieci przez rodziców. Dlatego wiele osób było przekonanych, że problem nie istniał. Dzisiaj faktem pozostaje rosnąca skala tego zjawiska. Małe, bezbronne dzieci coraz częściej padają ofiarą przemocy ze strony najbliższych. Policyjne statystyki nie podają, ile dokładnie jest takich przypadków. Dramat z Dąbrowy Górniczej przeraził wszystkich. Sprawcą tragedii był konkubin matki chłopca. Sińce na ciele chłopca tłumaczył upadkiem w wannie podczas kąpieli.
Nierzadko akty skrajnego zezwierzęcenia odkrywane są przez przypadek. Nauczycielka w szkole zauważy ślady pobicia ucznia, opieka społeczna trafi na ślad domowego piekła, czy sąsiedzi wreszcie nie wytrzymają bezustannych krzyków malucha i zawiadomią, kogo trzeba. A co na to oprawcy? Zazwyczaj zapewniają prokuraturę o swojej miłości do dziecka, ale przecież kara za nieposłuszeństwo musi być. Taką karą oprócz bicia i psychicznego wyżywania się nad malcem jest np. wkładanie główki pod strumień lodowatej wody lub zamykanie dziecka zimą na balkonie.
Przykłady bestialstwa można mnożyć. Nie tak dawno słyszeliśmy o maltretowaniu 3-miesięcznego Marcinka z Sosnowca przez własnego ojca. Chłopczyk z popękanymi kośćmi czaszki znalazł się w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach-Ligocie. Wcześniej ten sam ojciec znęcał się nad 8-miesięczną córeczką Olą, za co dostał 3 lata, w zawieszeniu na 5 lat, jednak siedział tylko do sprawy. Również dziełem najbliższych są odmrożone nogi i siniaki na ciele 5-letniego Dawida. Oprócz tego chłopiec poddawany był głodówce. W chwili przyjęcia go na oddział ważył 11 kg. Malec błagał pielęgniarki, by nie oddawały go do domu. Znany jest też przypadek 2-letniej Andżeliki, którą przywieziono do jednego ze śląskich szpitali w stanie śmierci klinicznej. Mimo wysiłków lekarzy, którzy przeprowadzili 4-godzinną operację mózgu, dziewczynki nie udało się uratować. Dziecko miało złamaną podstawę czaszki i doznało szeregu innych obrażeń. To też sprawa rodziców.
Opisane tragedie to wierzchołek góry lodowej dramatów i nieszczęść dzieci w całej Polsce. Największa liczba przypadków stosowania przemocy zdarza się w rodzinach patologicznych, gdzie kult przemocy funkcjonuje tu z pokolenia na pokolenie. Pokiereszowani, połamani, pobici i posiniaczeni żyją, lecz, niestety, z tak samo zmaltretowaną psychiką jak ich ciała. Gdy dorosną, w 90 % przypadków zachowują się podobnie. Sami biją, tak jak ich bito. Istnieją ośrodki i punkty interwencji kryzysowej, centra pomocy rodzinie, w których schronienie znajdują ofiary przemocy. Jednak czy to wystarczy, by zmienić ludzkie losy, by zapobiec śmierci dzieci, które odeszły za wcześnie?
Mimo że teraz o wiele częściej słyszy się o tragicznych wydarzeniach, jakby wciąż jesteśmy głusi na płacz dzieci dochodzący zza ściany mieszkania sąsiadów. Nie reagujemy, bo nie chcemy się wtrącać, a może to po prostu zwykły lęk przed zemstą oprawcy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu