Świadomie pominąłem w poprzednim odcinku ważny wątek kolejnego dnia pielgrzymki, jakim była wizyta nad Jordanem. Dzięki darowi Ojca Świętego w postaci czwartej części Różańca Świętego - tajemnic światła, obecność Jezusa nad tą rzeką stała się częstym momentem medytacyjnym naszej modlitwy. I oto po owym obiedzie, podczas którego podano rybę św. Piotra pojechaliśmy w miejsce, gdzie Chrystus pojawił się po raz pierwszy publicznie i został przez Jana ukazany światu ówczesnemu jako Baranek Boży, przeznaczony na zgładzenie świata.
Infrastruktura pielgrzymkowa zatarła nieco krajobraz z tamtych dni, ale nieco dalej leniwie płynący Jordan z bogactwem zieleni i pochylonych drzew, których gałęzie niemal dotykają nurtu rzeki dawał okazję do przeniesienia się wyobraźnią w tamten czas. Publikowane zdjęcie tego miejsca, mam nadzieję, przybliży czytelnikom choćby w części atmosferę chrztu Jezusa w Jordanie.
Chrzest w starożytności, co wiemy z opisów i katechezy, dokonywano w specjalnie budowanych baptysteriach. Katechumen odziany w szaty jakby starego człowieka schodził po schodkach ku tafli wody. Na ostatnim ze stopni zrzucał z siebie swoje szaty i nagi wchodził do wody, w której zanurzał się cały. Po wyjściu na pierwszy stopień odziewano go w białą szatę i tak w tej bieli „wschodził” po kolejnych schodkach w stronę wschodnią jako nowo narodzony człowiek, jako ten, który stał się dzieckiem Bożym. Stąd lepiej rozumiano wówczas słowa natchnionej księgi, że jeśli zanurzyliśmy się w śmierć Chrystusa, to także mamy udział w Jego zmartwychwstaniu. W pewnym przybliżeniu mogliśmy to obserwować w ów dzień nad Jordanem patrząc na obrzęd odnowienia chrztu dokonywany przez braci i siostry obrządku wschodniego. Ubrani w białe tuniki wchodzili do wody (a nie było zbyt ciepło) i zanurzali się w niej cali. Potem wychodzili jak nowo narodzeni. Nasza tradycja dokonuje tego aktu nieco mnie spektakularnie, bardziej symbolicznie. Zatem po odczytaniu fragmentu Ewangelii o chrzcie Jezusa w Jordanie, bp Adam odebrał od nas deklarację wyrzeczenia się zła i wyznanie wiary, a potem każdy podchodząc pochylał swoją głowę przyjmując wodę z Jordanu na znak ponownego odnowienia, a może bardziej odświeżenia owego niezatartego znamienia dziecka Bożego, które jakoś może przybladło obsypane prochem doczesnej pielgrzymki.
Patrzyłem na ludzi i widziałem, że nawet flesze aparatów jakby spowolniały. Odchodząc od Księdza Biskupa zostawaliśmy w długim milczeniu. W tym wieku, w takim miejscu, kolejny, ale po raz pierwszy w tej scenerii wypowiedziane słowa zobowiązują. Czy nie zdmuchnie ich wiatr kolejnych doznań, kolejnych dni szarej codzienności. Doświadczenie życiowe podpowiada, że owszem, nie trzeba popadać w uczuciowy patos. Oczywiście, że diabeł znowu rozpocznie zmagania o niszczenie owej pieczęci synostwa. Stąd milczenie pogłębiało się przechodząc w gorącą modlitwę. Panie, Ty wiesz, że chcemy być Twoimi dziećmi, ale wiemy, boimy się swojej słabości. Bez Twojej pomocy niewiele zdziałamy.
Jedynie Sylwek, najmłodszy, swoimi roześmianymi oczami stawał się dla nas żywym świadkiem, jak pięknie być dzieckiem Bożym. I niech tak zostanie ten obraz i ta modlitwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu