Bogumił Dudczenko: - Przed szerszą publicznością zadebiutowałaś w 1995 r. wygrywając program „Szansa na sukces” z repertuarem Alicji Majewskiej, a następnie zdobywając główną nagrodę im. Anny Jantar w opolskich „Debiutach”. W 1996 r. ponownie w Opolu, tym razem w konkursie „Premiery” śpiewałaś utwór „Szarości me”, który gościł na listach przebojów i w telewizji, a został napisany specjalnie dla Ciebie przez Jacka Cygana i Piotra Rubika. Długo, bo aż 6 lat, współpracowałaś z teatrem Buffo i występowałaś w musicalu „Metro”. Jak dziś wspominasz tamten czas?
Violetta Brzezińska: - To była jedyna taka edycja „Szansy na sukces”, w której nagrodą oprócz występu w opolskich „Debiutach” było nagranie teledysku do piosenki napisanej dla zwycięzcy. Trafiło akurat na mnie. Do „Metra” dostałam się jeszcze przed „Debiutami”, miałam 19 lat. Z małego Giżycka do wielkiej Warszawy, na wielkie wody bohemy artystycznej. Prawdę mówiąc, często było mi ciężko. Bywało, że musiałam pracować ponad siły, zostawać po godzinach. Bardzo dużo się jednak nauczyłam - jeśli chodzi o warsztat wokalno-taneczno-ruchowy. Te lata bardzo mnie ukształtowały i nauczyły pokory, bo Janusz Józefowicz nie należy do łatwych szefów.
Reklama
- W 2000 r. zostałaś solistką zespołu „Saruel Music” (Salezjański Ruch Ewangelizacyjny). Jak to się stało, że Violetta Brzezińska zaczęła współpracować z zespołami chrześcijańskimi? To chyba przełomowa decyzja...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- W moim przypadku potoczyło się to bardzo spokojnie. W wyniku różnych sytuacji życiowych, z bezsilności zaczęłam się dużo modlić. Bóg rzeczywiście mnie wtedy uzdrawiał, dużo we mnie zmieniał - przede wszystkim, moją dotychczasową hierarchię wartości, która nie była powodem do dumy. W tamtym czasie moja siostra, która wcześniej się nawróciła, podsuwała mi muzykę „New Life’m” czy też „Petra Praise”. Słuchając takich zespołów, zobaczyłam, że naprawdę można grać dla Pana Boga w sposób profesjonalny. Wcześniej wstydziłam się muzyki chrześcijan, gdyż kojarzyła mi się niestety z fałszującymi wokalami i rozstrojonymi gitarami. Jednak zobaczyłam, że można inaczej. Zapragnęłam śpiewać z dobrymi zespołami, więc poprosiłam o to Boga. Odpowiedź na moje modlitwy była błyskawiczna. Wkrótce otrzymałam zaproszenie do współpracy z zespołem „Saruel”. To był mój pierwszy zespół.
- Co myślisz o określeniu muzyka chrześcijańska? Czy nie uważasz, że w naszym kraju, jeśli ktoś otwarcie mówi o Bogu, doznaje pewnego rodzaju ostracyzmu, przede wszystkim medialnego?
Reklama
- Rzeczywiście tak bywa, ale myślę, że tego ostracyzmu jest coraz mniej. Choćby w wywiadach słyszę, że coraz więcej ludzi mówi wprost o tym, że wierzy w Boga. Uważam jednak, że nie można dzielić muzyki na chrześcijańską i nie-chrześcijańską. Po prostu są muzycy, którzy spotkali Boga w swoim życiu i tacy, którzy tego nie doświadczyli. To nie znaczy, że jesteśmy lepsi, czy gorsi - tylko… może szczęśliwsi. Wtedy zupełnie inną jakość zyskuje śpiewanie i postrzeganie swoich talentów i twórczości. W Polsce artystów, którzy grają koncerty tzw. chrześcijańskie traktuje się czasem po macoszemu. Tymczasem w wielu krajach, gdzie ta muzyka od wielu lat istnieje, są pisma, oficjalne nagrody, wytwórnie płytowe, a na koncerty przychodzą tysiące ludzi. Są na to po prostu środki finansowe i kompetentni ludzie. Musimy się tego jeszcze cały czas uczyć. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze i w tej sytuacji warto podglądać inne kraje.
- Pamiętam Twój wrocławski koncert w 2004 r. jeszcze wtedy z grupą „Viola i New Day”, z którą współpracowałaś 3 lata. Tamten koncert był zorganizowany razem z naszym rodzimym zespołem o chyba najdłuższej do wymówienia nazwie - „40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach”. To nie jedyny Twój kontakt z naszym miastem.
- Tak, to nie jedyny kontakt z Wrocławiem, ani z tym fantastycznym zespołem, który gorąco pozdrawiam. Miałam przyjemność grać z naszymi wrocławskimi przyjaciółmi kilka koncertów w różnych miastach Polski. We Wrocławiu byłam na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej jeszcze z teatrem Buffo, grałam też w Hali Ludowej z „Metrem”. Wrocław pojawia się na mojej mapie, bo jest to przecież miasto bardzo kulturalne.
- Na Twoją pierwszą solową płytę fani i sympatycy czekają od dawna. Udostępniłaś na stronie internetowej 3 nowe piosenki. Uważam, że są one co najmniej przebojowe. Czy taka będzie cała płyta?
Reklama
- Mam nadzieję, że ta płyta będzie przebojowa. Trochę nad nią pracowaliśmy. Podkreślę tylko, że nie wszystkie piosenki, które słyszeli młodzi stypendyści pojawią się na płycie. Będą dodatkowe, moim zdaniem o wiele lepsze. Płytę będzie produkował przyjaciel z zespołu Grzesiu Hinczewski razem z Bartkiem Mielczarkiem - naszym basistą. Ja już ją bardzo lubię… Oczywiście mam do niej dystans, ale jest mi niezwykle bliska. To moja pierwsza solowa płyta, wyczekana, wymodlona po prostu. Wierzę, że będzie dobra i skrycie w sercu mam nadzieję, że Państwu też będzie się podobała. Planujemy jej wydanie we wrześniu. Powinna być gotowa, gdy wrócimy z tych wakacji. Będzie nosić tytuł „Przystań”.
- Dziękuję serdecznie za miłą rozmowę. Czekamy na Twoją płytę i zapraszamy do Wrocławia.
- Z radością. Mam nadzieję, że na naszej mapie nie zabraknie Wrocławia, kiedy już wydamy płytę i będziemy jeździli promując ją. Pozdrawiam serdecznie.