Helena Maniakowska: - Muzyka i śpiew to dziedzina Pani twórczości. Mimo młodego wieku dała się już Pani poznać wielu odbiorcom. Jaki rodzaj utworów Pani preferuje?
Ewa Maria Lewandowska: - Jestem na takim etapie w życiu, że nie mam sprecyzowanych założeń, który rodzaj muzyki chciałabym uprawiać w przyszłości. A życie pisze różne scenariusze. Na razie nie chciałabym się ograniczać tylko do muzyki operowej, rozrywkowej czy jazzu. Staram się więc wykonywać różne rodzaje muzyki, łączyć odmienne style.
- Proszę powiedzieć o początkowym okresie śpiewania, jak to się kształtowało?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- To, że śpiewam, zawdzięczam przede wszystkim moim rodzicom, choć śpiewałam chyba od zawsze. Rodzice planowali sobie czas dnia w takim zakresie, aby prowadzić mnie na zmianę na zajęcia muzyczne. To było trudne w tym względzie, że początki mojego śpiewania wiązały się ze stopniową utratą wzroku. Był to czas, gdy musiałam się jednocześnie „zaprzyjaźnić” z utratą wzroku i talentem śpiewania, przy czym śpiew stał się z czasem wielką moją miłością i życiową pasją. Początki nie były łatwe, bo pełne znaków zapytania, jak będzie wyglądało moje życie, ale dzięki muzyce przeszłam ten proces łagodniej i pogodziłam się z moją chorobą. Potem była szkoła muzyczna w Bydgoszczy i nauka u prof. Pospiecha, dzięki któremu pokochałam muzykę operową, bo przecież jako nastolatka słuchałam zupełnie odmiennej muzyki niezwiązanej z operą. Nie słuchałam arii w wykonaniu głosów żeńskich, a byłam zafascynowana repertuarem trzech tenorów. Kiedyś, gdy zaczęłam naśladować wielkiego Pavarottiego, wydałam z siebie takie dźwięki, że byłam sama zdumiona i zaskoczona. Zachęciło mnie to do szkolenia tych predyspozycji, bo nie chciałam być inna od swoich rówieśników tylko z powodu swojej choroby.
- Doświadczyła Pani już zapewne, jak bardzo trzeba pracować nad rozwinięciem talentu i jak bardzo jest on kruchy! Jak Pani to czuje z perspektywy lat?
- Robię to, co kocham, a śpiew stał się moim sposobem na życie, zawodem. Uważam, że każdy człowiek powinien być przygotowany na wzloty i upadki. A w moim życiu jest na razie więcej upadków. Musiałam zawsze nadrabiać pracowitością, musiałam być zawsze lepiej przygotowana od innych, aby nikt nie zarzucił mi, że tylko dlatego, że nie widzę, jestem gorszą śpiewaczką. Zawsze pracowałam dwa razy więcej, aby przede wszystkim sobie, ale też innym udowodnić, że dobrze zrobili, przyjmując mnie na uczelnię, iż nie muszę mieć taryfy ulgowej. Teraz jestem na takim zakręcie życiowym, gdy ta moja praca nie przekłada się na oczekiwania, które miałam, będąc na studiach. Wydawało mi się wówczas, że dyplom z wyróżnieniem i studia podyplomowe dają szansę na godne życie i otwierają wszystkie drzwi. „Obudziłam się” z pięknego snu, w którym niekoniecznie pracowitość i talent wygrywają, tylko układy personalne, choć niewątpliwie analogiczna sytuacja jest w innych profesjach. Mój dyplom leży zakurzony w szufladzie, a dla pracodawcy mam zbyt wysokie kwalifikacje.
- Jaką radę dałaby Pani młodej osobie, która uważa, że jest beztalenciem i ma często „doły”?
Reklama
- Ja sama mam często „doły”, więc cóż mogę poradzić? Ważne jest, aby uporządkować wszystko w swojej głowie, co jest najważniejsze, dać sobie czas na zdobycie umiejętności, bo nie wszystko przychodzi od razu. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i małymi kroczkami dążyć coraz wyżej i wyżej. Każdy ma jakiś talent. Jeśli ktoś myśli, że go nie ma, to może zbyt krótko szukał. Widzę to choćby po swoich uczniach. Pracowitością i cierpliwością można zrobić większe postępy niż z przekonaniem, że jestem super i to wystarczy. Przede wszystkim nie powinno się oceniać nikogo zbyt pochopnie.
- Czy wierzy Pani, że śp. Ojciec słyszy Panią i może Pani pomóc, jakie przesłanie życiowe on Pani zostawił?
- Mój Tata mówił mi dużo mądrych rzeczy, a ja byłam mała, więc nie wszystko od razu rozumiałam, czy też chciałam słuchać. Z perspektywy czasu doceniam to, co mi przekazał. Zaczynam ostatnio cenić słowa Taty, że nie powinnam przejmować się czyjąś opinią podyktowaną często zazdrością albo po prostu głupotą i nieświadomością, że słowem można kogoś skrzywdzić. Nie powinnam też, mówił, oceniać koleżanek po tym, co mają, jak są ubrane, czy zbyt szybko osądzać. Rodzice uczyli mnie uczciwości, która w dzisiejszym świecie nie jest opłacalna. Wiem, że uczciwość jest dobrą cechą, ale ja za tę uczciwość często dostaję po głowie. Rodzice nie nauczyli mnie kombinować, po prostu jestem szczera w postępowaniu. Przekazali mi wartości, które w dzisiejszych czasach nie są komercyjne. Często, modląc się, rozmawiam z Tatą, który nauczył mnie też pytać nie „dlaczego”, tylko „po co”, np. względem mojej choroby.
- Jan Paweł II pozostawił wskazanie: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. A co jest dla Pani mobilizujące w pracy i działaniu?
Reklama
- Słów Ojca Świętego doświadczyłam bardzo w moim życiu przez to, że musiałam dwa razy więcej pracować, chciałam więcej pracować, aby nikt mi nie zarzucił, że robię coś dla litości, czy korzystam z tego, że nie widzę. Bo litości nienawidzę. Moim motorem jest przede wszystkim chęć udowodnienia sobie, że potrafię coś zrobić i nie trzeba na mnie patrzeć przez pryzmat mojej niepełnosprawności. Choroba jest moim bonusem. Jeśli spotkam człowieka, z którym będę chciała iść przez życie, musi on zaakceptować mnie wraz z moją „przyjaciółką” w postaci choroby. Chcę wypełnić też słowa z Pisma Świętego, które są moim drogowskazem, że nie można zmarnować talentu.
- Życie Pani to też czas wielkiego pontyfikatu Jana Pawła II, czy w jakiś sposób on się zaznaczył w Pani życiu, może jakimś słowem?
- Nie tylko słowem zaznaczył się w moim życiu. Była taka historia, że miałam zaśpiewać Papieżowi utwór „Pie Jesu” - requiem Gabriela Fauré. W tym czasie Ojciec Święty był już bardzo ciężko chory. Bałam się, że mogę nie zdążyć i tak się stało. Wieczorem 2 kwietnia podczas próby otrzymałam wiadomość, że Papież nie żyje. Ze łzami w oczach, z wielkim smutkiem w sercu zaśpiewałam ku czci pamięci Ojca Świętego.
„Daj mi, Panie, wiarę w siebie” to słowa z pieśni Jacka Cygana „Modlitwa o wiarę w siebie” z muzyką Piotra Rubika, śpiewa Ewa Lewandowska (na płycie „RubikOne”). Wokalistka wydała CD z kolędami pt. „Idą święta”, a inne pieśni w jej wykonaniu można odsłuchać w Internecie.