Kamerun to kraj bardzo egzotyczny zarówno pod względem klimatu, fauny i flory, jak i pod względem wszystkich aspektów życia jego mieszkańców. Bez zrozumienia tutejszych warunków życia trudno pojąć, jak bardzo potrzebna jest praca misyjna i dlaczego należy ją wspierać.
O pracy misyjnej i konsekracji kościoła
Reklama
Ks. Marek od 20 lat pracuje na Czarnym Lądzie, obecnie jest proboszczem w położonej w dżungli parafii Nsimi na południu Afryki. Jest on fundatorem tej parafii, która istnieje od 15 lat. W skład misji wchodzi 15 okolicznych wiosek, które - notabene - są coraz mniej liczne, mieszkają w nich jedynie dziesiątki katolików. Nigdy wcześniej nie było tam księdza. Budowanie parafii zaczynało się właściwie od zera, ale przyjęcie przez ludzi było bardzo serdeczne, jak wspomina ks. Marek: „O wszystko, co było mi potrzebne, postarali się tutejsi mieszkańcy: od łyżki aż po łóżko”. W miejsce bardzo starej tablicy, przy której do tej pory się modlono, powstał z czasem kościół - cudowne osiągnięcie i duma dla misjonarza (konsekracja odbyła się w 2005 r., obecni byli z Polski ks. Zbigniew Karolak i ks. Zbigniew Grabowski, odpowiedzialny za misje) - i zaczęło się wspólne życie misyjne. Podczas wielkich świąt - Wielkanocy, Bożego Narodzenia, Wniebowzięcia Matki Bożej i Zesłania Ducha Świętego - kościół jest pełny, zbierają się wszyscy parafianie. Na cotygodniowe liturgie przychodzą tylko mieszkańcy trzech wiosek, oddalonych od kościoła o ok. 3 kilometry.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Potrzeby i pragnienia mieszkańców Czarnego Lądu
„Ludzie zajmują się uprawą manioku, makabo, orzeszków ziemnych oraz plantenów - opowiadał ks. Marek. - Ze sprzedaży tych produktów mają jednak niewiele, nieraz nie stać ich na zapłacenie za lekarstwa, szpital czy szkołę. Mimo swojej biedy moi parafianie są jednak bardzo radośni, serdeczni, gościnni i życzliwi. Wszyscy rodzice chcieliby posłać swoje dzieci do szkoły, ale - niestety - nie wszyscy mają na to pieniądze. A w Kamerunie szkoła jest płatna od podstawowej do najwyższej”. Widząc trudną sytuację parafian, ks. Marek oraz inni misjonarze zwracają się do wszystkich, którzy mają dobre serce, o modlitwę, a także o pomoc materialną. Misjonarze kierują apel do wiernych, realizowany przy okazji spotkań z ludźmi w Polsce: można opłacać kameruńskiemu dziecku szkołę podstawową albo zawodową, wpłacając ofiary na specjalnie utworzone konto (więcej informacji: ks. Marek Siekierko, Mission Catoligue de NSIMI B.P. 473 Sangmelima Cameroun). Pomoc otrzymują konkretne dzieci, które niejednokrotnie same piszą do ofiarodawców, dziękując za wsparcie, przesyłają nawet swoje zdjęcia. Akcja ta bardzo dobrze funkcjonuje, jak zapewnia misjonarz.
O wspólnotach religijnych i kontrolowaniu katechetów
Ks. Marek prowadzi na misjach kilka wspólnot religijnych (ministrantów, wspólnotę św. Teresy, Caritas, wspólnotę Miłosierdzia Bożego, stowarzyszenie dla dzieci), opiekuje się młodzieżą (rokrocznie odbywa się parafialny kongres młodzieży), chórem oraz regularnie odwiedza mieszkańców odległych wiosek, odprawiając nabożeństwa, udzielając sakramentów i katechizując. Bardzo dużą pomoc stanowią katecheci, bez których prowadzenie misji byłoby niemożliwe, choćby ze względu na barierę językową. Językiem lokalnym, w którym odprawiana jest liturgia, jest ewondo (czyt. eundo) (językiem oficjalnym jest francuski). Są różne formacje katechetyczne, które trzeba przygotować, np. formacje dla zrzeszenia różańcowego. „Świeccy katecheci to tubylcy, którzy mimo swoich codziennych prac znajdują czas, żeby służyć Panu Bogu - mówi ks. Marek. - Czują iskierkę powołania, bardzo się angażują, ale trzeba ich kształtować, szkolić, formować, trzeba im dać sporo odpowiedzialności - ale kontrolowanej, żeby misja dobrze funkcjonowała”. W tej chwili w parafii ks. Marka jest ok. 40 katechetów. W całej diecezji ks. Marek jest nie tylko jedynym Polakiem, lecz także jedynym białym. „Misjonarz wyjeżdża na wakacje na odpoczynek, ale również po to, by nabrać sił duchowych i zdobyć fundusze na egzystowanie swojej misji” - podkreśla proboszcz ks. Zygmunt Bronicki. Ks. Piotr Jurczak dodaje: „I żeby z zapałem być świadkiem Jezusa Chrystusa”.
Misjonarz, aby pokazać ludziom przykładową potrawę kameruńską, przywiózł ze sobą ekskluzywne tamtejsze danie, przygotowywane tylko na wyjątkowe okazje. Taką okazją stała się podróż misjonarza do Polski. Jest to danie z kurczaka (w wersji „uboższej” zastępowanego suszoną rybą) i pestek dyni, zmielonych wcześniej w maszynce i długo gotowanych w liściach bananowca. Parafianie obecni na Mszy św. próbowali zgadnąć, z jakich produktów składa się przywiezione danie, ale ani po wyglądzie, ani po zapachu nikomu nie udało się udzielić poprawnej odpowiedzi, za co - jak żartował ks. Marek - można było wygrać wycieczkę do Kamerunu. Misjonarz zapewniał, że potrawa jest wyśmienita, a potwierdził to ks. Piotr, który zdążył już wcześniej jej skosztować.
Ks. Marka w czasie jego wakacji trwających do początku sierpnia zaprosiła nie tylko parafia pw. Świętych Cyryla i Metodego w Hajnówce, lecz także druga parafia hajnowska pw. Podwyższenia Krzyża Świętego oraz sąsiednia parafia z Narwi, a także dwie parafie z Wielkopolski. Na zakończenie głoszonego słowa Bożego ks. Marek powiedział: „Jestem waszym ziomkiem. Dziękuję, że mogłem być między swoimi. Jestem wdzięczny za waszą ofiarność. Życzę wam dużo radości i... może do zobaczenia za dwa lata!”.