Reklama

(Nie)Zwykły Świadek

Niedziela kielecka 2/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mąż i ojciec piątki dzieci, opiekun i przyjaciel niepełnosprawnych o sobie mówi bardzo niewiele. Wyrósł w wielodzietnej rodzinie, wychowując się z pięcioma siostrami. Mimo że było ciasno (długo zajmowali jedynie jedną izbę, większy dom udało się wybudować pod koniec lat 70.), był to ciepły dom - podkreśla. W tym samym podwórku mieszkali dziadkowie. Rodzice prowadzili w Mąchocicach Kapitulnych spore gospodarstwo. Ojciec Stanisław, pracowity człowiek, zawsze był dla niego autorytetem i wzorem. - Pracował na roli i był operatorem koparki. Cenię go za jego charakter i postawę wobec bliskich oraz szacunek dla rodziny, sąsiadów. Taki pozostał. Mama Janina - ciepła, wrażliwa kochająca, wyrozumiała - prowadziła dom - opowiada Eugeniusz. Niedawno rodzice obchodzili złoty jubileusz małżeństwa.

Integrowali nas niepełnosprawni

Reklama

Eugeniusz ukończył „budowlankę” w Kielcach, ale pracował w różnych zawodach; m.in. jako stolarz, mechanik, kierowca, prowadził firmę, najbardziej cenił sobie jednak pracę leśnika. Las i kontakt z przyrodą dają mu do tej pory wytchnienie i odpoczynek.
Z niepełnosprawnymi po raz pierwszy zetknął się podczas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę w latach 80. - Wtedy dopiero zaczęli wychodzić z domów, do tej pory byli izolowani. Zrozumiałem, że to są zwyczajni, wrażliwi ludzie, tacy jak my, mimo że mają problemy, potrafią im stawiać czoła - mówi. Zaprzyjaźnił się z nimi. Razem z grupą znajomych młodych ludzi zaczęli odwiedzać osoby niepełnosprawne w ich domach. Organizowali wspólne ogniska, spotkania, imprezy. - Każdy z nas miał swoje zajęcia, jedni studiowali, inni pracowali, ale integrowali nas niepełnosprawni - opowiada. W grupie tej byli klerycy, a dziś już księża: ks. Witold Janocha, ks. Grzegorz Olejarczyk, ks. Matuszewski, ks. Siciarski, Stefan Leśniewski. - Przewodnikiem, który wprowadził mnie w świat osób niepełnosprawnych była Barbara Dutkiewicz z osiedla Bocianek. - Niezwykła osoba, cierpi na gościec i porusza się na wózku - mówi o niej. W tym środowisku odnalazł swoją drogę, zrozumiał że poprzez służbę, pomoc i obecność wśród niepełnosprawnych można stawać się lepszym. Przyjaźń wciąż trwa. Nadal utrzymują ze sobą kontakty, spotykając się całymi rodzinami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Droga - wielki dar

Z żoną Agatą poznali się na Sylwestrze w 1987 r. Potem były wspólne pielgrzymki, aż dojrzeli do narzeczeństwa. Agata studiowała w Lublinie, tutaj wstąpiła do Neokatechumenatu. On także był we wspólnocie od 1991 r., tyle że w Kielcach w parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Zaczęło się od przyjaciół ze środowiska. Wśród nas były dwie koleżanki, które należały do wspólnoty. Kiedy przychodziła sobota, a była jakaś impreza, one mówiły, że nie mogą przyjść. Wtedy zacząłem się zastanawiać: co może być fajniejszego, ciekawszego od takich naszych spotkań i wspólnego przebywania? Tak trafił na katechezy. Formacja na Drodze umacniała narzeczeństwo Agaty i Eugeniusza, pomagała im wzrastać w wierze, a potem nauczyć się małżeństwa. - Wielkim darem Drogi jest ciągłe uczenie się przebaczenia i budowanie życia rodzinnego i małżeńskiego. To bardzo ważne, aby w kryzysach małżeńskich, przebaczać sobie - tłumaczy. I dodaje - Katechezy, liturgie, wspólna modlitwa, Eucharystia pomagają budować nam jedność małżeńską.
Droga Neokatechumenalna wspiera nas również w wychowaniu dzieci. Dziś są inne zagrożenia, problemy. Bycie blisko Boga pomaga nam przezwyciężyć je i żyć wartościami - wyjaśnia.

Pięciokrotne szczęście

Reklama

Z żoną Agatą wychowują pięcioro dzieci. - Sam wzrastałem w rodzinie wielodzietnej, wydawało mi się to naturalne, że będę miał dużą rodzinę. Zawsze wspominam moich dziadków, którzy żyli w o wiele trudniejszych czasach, a jednak potrafili wychować dobrze swoje dzieci. Jakub, Michał, Wiktor, Zuzanna, Marysia to pięciokrotne szczęście i pięciokrotne troski i radości każdego dnia. Każde dziecko jest inne, każde czegoś nas uczy. - Jakub jest zrównoważony, raczej skryty, nie wyraża swoich emocji. Michał to najlepsza opiekunka dla Zuzi i Marysi. Jak siostry były młodsze, można było je z nim zostawić nawet na cały dzień. Przy tym spontaniczny i otwarty - opowiada.
- Jeśli Pan Bóg daje dzieci, to również daje na dzieci, troszczy się o nie. Mogę powiedzieć, że tak jest, ponieważ zasadniczo nic im nie brakuje. Nawet byliśmy na wczasach w Chorwacji całą rodziną. Owszem, musiałem pożyczyć pieniądze, ale mieliśmy wspólnie cudowne, wymarzone wakacje - mówi. Ceni sobie wspólnie spędzony z rodziną czas, niedzielne rodzinne przechadzki do Radostowej, na Klonówkę, wycieczki piesze i rowerowe na Łysicę, św. Katarzynę i inne urokliwe miejsca Gór Świętokrzyskich.

Ta praca daje mi dużą satysfakcję

Od 2000 r. pracuje w Domu dla Niepełnosprawnych jako administrator. - Współpracuję z dużym zespołem ludzi, terapeutami, mam także stały kontakt z osobami niepełnosprawnymi, chorymi, cierpiącymi. Widząc ich walkę z przeciwnościami, z chorobą, zmagania z ograniczeniami, codziennie uczę się pokory. Ta praca daje mi dużą satysfakcję, w tym wszystkim, co robię mam poczucie sensu. Mogę czuć się potrzebny - podkreśla.
Ks. Jagiełka, dyrektor Domu dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie, mówi o nim - „to moja prawa ręka”. - Miałem z nim kontakt już od lat, jednak bardziej poznałem go, kiedy rozpocząłem pracę w Piekoszowie, w 2005 r. - Kiedy Gienek jest na terenie Domu, wiem, że wszystko jest w porządku. Mogę na nim polegać. Bardzo odpowiedzialny człowiek, znający się na sprawach technicznych, hydraulice, mechanice i wielu innych. Złota rączka, przy tym inteligentny, biegły w przygotowaniu dokumentacji do różnego rodzaju projektów unijnych. Swoją pracę wykonuje w sposób zaangażowany, przy tym jakby się nie męczył, przechodząc od zajęcia do zajęcia. Poproszony o pomoc, nigdy nie powiedział „nie.”

Niezastąpiony animator

Reklama

Ks. Jagiełka podkreśla: Gienek jest pogodny i pozytywny. Nie widziałem go w złości. Niezastąpiony animator podczas wyjazdów integracyjnych naszej rodziny piekoszowskiej, pracowników i podopiecznych. Pamięta dużo piosenek biesiadnych, wojskowych i znakomicie animuje śpiew i całą zabawę, porywając wszystkich do tańca. Wiem także od osób niepełnosprawnych w Kielcach, że Gienek je odwiedza, towarzysząc im w cierpieniu, pomaga im w różnych sprawach.

„Dla mnie jest niezwykłym świadkiem”

To nie jest łatwa praca, wymaga ciągłej dyspozycyjności wobec drugiego, cierpliwości i pokory. Wiele osób obserwuje jego codzienną troskę o niepełnosprawnych.
Kierownik Centrum Interwencji Kryzysowej Edyta Domagała, prowadząca turnusy dla osób niepełnosprawnych w Piekoszowie, ceni sobie współpracę z Eugeniuszem Gołąbkiem. - Podczas turnusu w momencie pojawienia się jakichś problemów wśród uczestników - drobiazgowych czy poważniejszych, można było liczyć na Gienia. Komuś popsuł się prysznic, komuś woda nie ściekała w brodziku, innemu nie działał telefon - Gieniu był do dyspozycji. Zawsze wysłucha i powie „Zobaczę co się da zrobić”. I wiem, że nie zostawi sprawy.
Na koniec turnusu zazwyczaj przygotowujemy bal dla wszystkich uczestników. Trzeba zamówić soki, owoce, poczęstunek. Ledwo powiedzieliśmy o tym, Gieniu zajął się wszystkim. Pojechał po zakupy, przygotował salę, nawet napompował wszystkie koła w wózkach…
Wiem, że jako mąż, ojciec piątki dzieci ma prawo być zmęczony, zagoniony, ale on nigdy nie odmawia, jeśli się go o coś poprosi. Niedawno do naszego ośrodka trafił chłopak po wypadku. Potrzebował wózka, zapytałam Gienia. Zajął się tym od razu, bez dodatkowych pytań, co to za człowiek, skąd, dlaczego…?
Bardzo ciepło i pięknie mówi o swojej żonie, o swoich dzieciach. Czuje się tutaj jego wielki szacunek przywiązanie do rodziny. Nie zawahał się przyjąć kolejnego życia i nigdy nie słyszałam z jego ust słów narzekania, że jest ciężko, chociaż wiadomo, że jest to duży trud, aby zapewnić licznej rodzinie byt czy zatroszczyć się o nią.
Raz w miesiącu w kościele Niepokalanego Serca NMP organizowane są nocne czuwania. Pewnego razu, kiedy przyszłam do kościoła, zobaczyłam go w ławce - siedział i modlił się. Pomyślałam: „Jak on to robi, że przy tylu obowiązkach w pracy, rodzinie znajduje siłę, czas i ochotę, by być na czuwaniu?”. Myślę, że ta postawa wypływa z jego głębokiej wiary - podkreśla Edyta Domagała.
Eugeniusz Gołąbek angażuje się również poza pracą, choćby w przygotowaniu jakiś uroczystości. Przywozi niepełnosprawnych na opłatek z Kielc czy z terenu powiatu i uczestniczy w tych spotkaniach Nieraz zabiera swoich kolegów, swoje dzieci, które przygrywają na gitarze i śpiewają ze wszystkimi wspólnie kolędy.
Pomaga po cichu. - Kiedyś, pod koniec turnusu chciałam się mu jakoś odwdzięczyć za dobro, jakie nam okazywał przez ten cały czas, za wszelką pomoc i serce, przygotowałam mu dyplom, specjalnie wyrysowany, aby na pamiątkę mógł sobie powiesić w gabinecie. Przyjął go, ale w swojej skromności schował do szuflady. Mam okazję obserwować go wśród innych ludzi, wiele osób niepełnosprawnych, pensjonariuszy lgnie do niego, a on nie stwarza żadnego dystansu. Potrafi z każdym porozmawiać, w ciepły, naturalny sposób.
- Dla mnie jest niezwykłym świadkiem. Podziwiam go jako mężczyznę, ojca i człowieka. To nie jest tylko moje zdanie, ale wielu ludzi, którzy go znają - mówi Edyta Domagała. - Gieniu pracuje tutaj już dwanaście lat. Inny człowiek mógłby wypalić się zawodowo, on wciąż ma tę samą energię. Myślę, że to właśnie wypływa z jego wiary.

* * *

EUGENIUSZ GOŁĄBEK Z MĄCHOCIC KAPITULNYCH
pracujący w Domu dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie od 2000 r., jako administrator jest prawą ręką ks. dyrektora Jana Jagiełki. Do jego zadań należy dbałość o wszelkie instalacje i urządzenia, utrzymanie obiektu, serwis, logistyka oraz transport i wiele innych ważnych i drobnych spraw, które przynosi codzienność. - Ujmuje mnie jego skromność, to że, pomaga zwyczajnie, bez rozgłosu - opowiada Edyta Domagała - kierownik CIK w Kielcach, współpracująca z Eugeniuszem.

W następnym numerze sylwetka bł. Jerzego Matulewicza

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Przybylski do alumnów: ludzie nie potrzebują zeświecczonych kapłanów

2025-09-30 15:05

[ TEMATY ]

abp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Abp Andrzej Przybylski

Abp Andrzej Przybylski

- Jezus przyszedł na ten świat, ale nie był z tego świata. I to jest może dla was, którzy przyszliście ze świata, bardzo ważna decyzja: jak ten świat zostawić, żeby nie być zsekularyzowanym, zeświecczonym klerykiem, zeświecczonym księdzem - mówił abp Andrzej Przybylski podczas Mszy św. na rozpoczęcie nowego roku formacyjnego w Wyższym Śląskim Seminarium Duchowym w Katowicach.

Mszą św. w seminaryjnej kaplicy rozpoczął się oficjalnie nowy rok formacyjny w Wyższym Śląskim Seminarium Duchowym. - Pamiętamy, że seminarium to nie budynek, ale społeczność ludzi. Dynamiczna i żywa. Seminarium to wspólnota drogi, w której kształtuje się powołanie i wynikające z niego przyszłe posłanie - powiedział ks. dr Krzysztof Matuszewski, rektor WŚSD.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Lourdes: czy maryjna procesja trafi na listę UNESCO?

2025-10-01 08:23

[ TEMATY ]

Lourdes

Adobe Stock

Sanktuarium w Lourdes chce wpisać maryjną procesję z lampionami na listę niematerialnego dziedzictwa Francji. Nabożeństwo, które w sezonie pielgrzymkowym odbywa się tam każdego wieczoru, ma swoje odpowiedniki w maryjnych parafiach na całym świecie.

W Lourdes rozpoczyna się właśnie największe tegoroczne wydarzenie – pielgrzymka różańcowa z udziałem 17 tys. pielgrzymów ze wszystkich stron Francji. Możliwe, że wkrótce sanktuarium, które jest trzecim najliczniej odwiedzanym miejscem kultu na świecie, zyska nowe zainteresowanie także poza kręgiem wierzących. Wszystko za sprawą pomysłu, by wieczorną procesję z lampionami wpisać na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję