Swoje pierwsze przemówienie po zwycięstwie wyborczym, 7 listopada 2020 roku, prezydent-elekt Joe Biden wygłosił w Wilmington w stanie Delaware. 78-letni polityk obiecał krajowi, że po niszczycielskiej erze Trumpa będzie przywracał ład, podkreślał też wspólnotę: „Jesteśmy dobrymi ludźmi! To są Stany Zjednoczone Ameryki. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy nie osiągnęli czegoś, co robiliśmy wspólnie!”.
Jego przemówienie było bardzo emocjonalne. „W ostatnich dniach walki wyborczej często przychodziła mi na myśl pieśń kościelna, mająca wielkie znaczenie dla mojej rodziny i dla mnie, a zwłaszcza dla mego zmarłego syna Beau – powiedział Biden. – Ona wyraża wiarę, która mnie podtrzymuje i wierzę, że także podtrzymuje Amerykę”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Słowa pieśni „On Eagle’s Wings” (Na skrzydłach orła) napisał w 1976 roku katolicki ksiądz Michael Jones. Tekst, oparty na Psalmie 91, mówi o opiekuńczym Bogu, który unosi ludzi na skrzydłach orła i „trzyma cię w swoich rękach”. Biden śpiewał tę pieśń w 2015 roku podczas Mszy św. na pogrzebie swego syna. Beau zmarł na raka mózgu, był już drugim dzieckiem, które w tragicznych okolicznościach stracił Biden, wówczas wiceprezydent w rządzie Baracka Obamy. Wcześniej, u progu kariery politycznej w 1971 roku, w kilka dni po tym, gdy jako 29-latek został wybrany najmłodszym w historii USA senatorem, w wypadku zginęła jego roczna córka Naomi oraz pierwsza żona. W tych chwilach, jak sam przyznał, to właśnie wiara wielokrotnie dawała mu nową siłę.
Wyrazami pociechy w trudnych czasach, przez dziesięciolecia swojej działalności Biden, syn irlandzkich emigrantów, zyskał dużą wiarygodność. Psalm 91, wzór dla jego ulubionego hymnu, mówi wyraźnie o Bożej ochronie „przed strachem nocy” i „zarazą, która skrada się w ciemności” – dlatego też prezydent-elekt odnosi „Na orlich skrzydłach” również do koronawirusa. „Mam nadzieję, że to może choć trochę pocieszyć 230 tys. Amerykanów, którzy stracili w tym roku ukochaną osobę – ofiarę tego strasznego wirusa. Łączę się sercem z każdym z was i mam nadzieję, że ta pieśń i was choć trochę podtrzyma na duchu!” – mówił Biden.
Sześćdziesiąt lat temu, kiedy John F. Kennedy – również pochodzący z irlandzkiej rodziny – wprowadził się do Białego Domu, wielu Amerykanów obawiało się, że ich prezydent będzie „przyjmował rozkazy i instrukcje od Watykanu”. W USA, bastionie wolności sumienia, nieufność do Rzymu była wysoka. Pełne stosunki dyplomatyczne z Watykanem nawiązano dopiero w 1984 roku.
„Idźmy naprzód i prowadźmy kraj, który Bóg kocha”, apelował Kennedy w przemówieniu inauguracyjnym w Waszyngtonie. „Prosimy o Jego błogosławieństwo i pomoc. Wiemy jednak, że tutaj na ziemi, dzieło Boże musi być naszym dziełem”, mówił pierwszy katolik na fotelu prezydenta USA.
Reklama
W przypadku wyboru Bidena, drugiego katolika na najwyższym stanowisku w kraju, sprawy miały się inaczej niż z „JFK”. W społeczeństwie nie było znaczącej debaty na temat katolickiego wyznania Bidena; w końcu Mike Pence, dotychczasowy wiceprezydent w rządzie Trumpa, również wyrósł jako katolik i – choć przeszedł do wspólnoty ewangelikalnej – wyraźnie nosi w sobie cechy katolickie. Katolicyzm napotyka w USA na coraz mniejszą nieufność, zdobywa coraz więcej szacunku.
Reklama
Natomiast wśród katolików USA już od wielu lat toczy się debata na temat, czy ten katolik, uczęszczający regularnie do kościoła w Wilmington, jest wystarczająco katolicki. Przecież nie sprzeciwił się legalizacji małżeństw osób tej samej płci. I choć osobiście jest przeciwny aborcji, nie zrobił nic przeciwko wyrokowi Sądu Najwyższego z 1973 roku („Roe vs Wade”), który zezwala na aborcję.
Silne skrzydło pro-life w Kościele katolickim w USA ma więc zastrzeżenia co do prezydenta Bidena, który w swoim czasie w Białym Domu będzie musiał wziąć pod uwagę również tendencje lewicowe w swojej Partii Demokratycznej. W jesiennych wyborach 52 proc. katolików oddało swój głos na Bidena, na Trumpa 48 proc.
„A teraz, razem na skrzydłach orła, przejdziemy do dzieła, które Bóg i historia dali nam do wykonania”, wezwał 46. prezydent USA w swoim przemówieniu w Wilmington. „Zaufajmy Ameryce i sobie samym... Bądźmy tym narodem, o którym wiemy, że możemy być! Narodem zjednoczonym, wzmocnionym i uzdrowionym”.
Apel Bidena o jedność dotyczy także katolików z USA. Również w konferencji episkopatu spotyka się z pewnym sceptycyzmem, co było widoczne w jej pierwszym oświadczeniu po jego wyborze. Wielu biskupów pamięta jeszcze walkę z Waszyngtonem w czasach Obamy, kiedy Biden był wiceprezydentem; chodziło tam przede wszystkim o reformę służby zdrowia, w której z katolickiego punktu widzenia ważne zasady prawa do życia zostały wyrzucone za burtę.
Z drugiej strony, istnieje wiele ważnych problemów także dla Kościoła katolickiego, które prawdopodobnie będą miały większy zasięg u prezydenta Bidena. Dotyczy to zwłaszcza polityki zagranicznej. A są to: zakończenie izolacji Kuby, nowe rozmowy pokojowe na Bliskim Wschodzie, czy powrót do polityki dotyczącej ochrony klimatu.
W każdym razie, nowo wybrany prezydent Biden nie chce, aby odebrano mu wiarę i ufność Bogu. „Pamiętam, kiedy jeszcze jako dziecko odwiedzałem dziadka, zawsze mówił na pożegnanie: Joey, zachowaj wiarę! A babcia mówiła: Nie Joey – ty krzew wiarę!”.