Reklama

„Niedziela” w Ameryce

U Polaków za wielką wodą

Niedziela Ogólnopolska 51/2003

Panorama Chicago

Panorama Chicago

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Wspominałem już na łamach Niedzieli o wizycie naszej 3-osobowej delegacji redakcyjnej w Ameryce. Teraz, w świąteczny czas, nawiążę jeszcze do tej podróży, przedstawiając po kolei jej etapy.
Była to moja pierwsza wizyta na kontynencie amerykańskim i odkąd jestem związany z Niedzielą - pierwsza tak długa przerwa w pracy na miejscu - trwała pełne trzy tygodnie. Pojechaliśmy na zaproszenie chicagowskiej edycji naszego tygodnika - Niedzieli w Chicago, funkcjonującej tam od marca br. Nie ograniczyliśmy się jednak tylko do Chicago, przebyliśmy mnóstwo mil, odwiedzając Venice na Florydzie, Detroit, Toronto i London w Kanadzie oraz Nowy Jork. Tak najogólniej wyglądał plan naszej podróży.
We wszystkich miejscach tego ogromnego kontynentu są mniejsze lub większe skupiska Polaków, ogniskujące się wokół świątyń katolickich i duszpasterzy. Nasze wizyty też wokół nich oscylowały. Nacechowane były ogromną otwartością gospodarzy, zarówno kapłanów, jak i osób świeckich. Myślę, że trzeba nam się uczyć od Polonii takiego zaangażowania laikatu w życie parafialne, religijne, takiej współpracy duszpasterzy ze świeckimi. Było to niezwykle budujące.
W Chicago zatrzymaliśmy się u ks. Piotra Galka, brata redaktora chicagowskiej Niedzieli - ks. dr. Adama Galka, w parafii św. Domicylli. Gościnny Ksiądz Piotr zostawił nam klucze do swojej plebanii i bardzo się starał, byśmy czuli się jak w domu.
Niedziela w Chicago zdobyła już sobie swoją pozycję, ale znana chicagowskiej Polonii jest i Niedziela ogólnopolska. Spotkań i rozmów było więc dużo, w niedziele przy wypełnionych kościołach odprawiałem średnio trzy Msze św. i głosiłem kazania. Polacy przychodzą na te Msze św. gromadnie, a po nich spotykają się ze sobą, wymieniają doświadczenia, są dla siebie otwarci. Łączy ich też wiele zadań parafialnych, które podejmują, inspirowani przez duszpasterzy czy przewodników stowarzyszeń religijnych.
Chicago jest miastem bardzo polskim. Niemal wszystko można tu załatwić, posługując się językiem polskim, a w sklepach i restauracjach otrzymać polskie przysmaki, takie jak bigos, żurek i wiele potraw regionalnych.
Któregoś dnia odbyłem tam jedno z naszych ważniejszych spotkań, podczas którego nastąpiło podpisanie z archidiecezją chicagowską umowy pastoralnej dotyczącej wydawania Niedzieli w Chicago. Umowę tę z ramienia archidiecezji podpisywał biskup pomocniczy w Chicago Tomasz Paprocki. Złożyliśmy też wizytę kard. Francisowi George’owi, przedstawiając sprawę zasad funkcjonowania pisma, dziękując za jego życzliwość i otwarcie dla tego dzieła. Ksiądz Kardynał był bardzo serdeczny i choć nie zna języka polskiego, bardzo wiele rozumie, a bywa, że po polsku wypowiada całe zdania.
Jedno z ważniejszych spotkań to także wizyta u prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej - Edwarda Moskala. I on przyjął nas bardzo serdecznie. Środowisko to zna nasz tygodnik i wypowiada się o nim życzliwie. Udzielałem również wywiadu dla Dziennika Związkowego - ukazał się w jednym z numerów.
Nasza obecność bardzo ożywiła środowiska polonijne. Zapraszano nas do rozgłośni radiowych, proszono o rozmowy, a nawet o wizytę w jednej ze stacji telewizyjnych. Dość powiedzieć, że w tych dniach zabrakło Niedzieli w kościołach. Sprawiło nam to tym większą radość.
Pragnąłbym też zwrócić uwagę na aspekt pastoralny obecności naszego pisma na kontynencie amerykańskim. Księża bardzo żywo je odbierali, podkreślając, jak ważną rolę duszpasterską spełnia wśród wiernych, dzielili się swoimi spostrzeżeniami odnośnie do lepszej informacji lokalnej, podpowiadali, szczerze doradzali. Nie wszystkie uwagi można jednak wprowadzić w życie, gdyż tamtejszy zespół redakcyjny Niedzieli nie jest zbyt duży. Jest w nim jednak Boży zapał, jest ochocza i oddana praca, miłość do ludzi i otwarcie na krytykę. Myślę więc, że z Bożą pomocą dzieło będzie się rozwijało. Nadzieje ku temu daje także powołanie tzw. rady programowej Niedzieli w Chicago - ok. 10 kapłanów polskich, którzy będą z nią współpracować i pomagać w jej dotarciu do wiernych. A Polacy na obczyźnie niezwykle chłoną wszystko, co wiąże się z Ojczyzną. Już gdy wracaliśmy do kraju, były telefony, że nasza wizyta jest żywo komentowana w Chicago, że trzeba znów przyjechać, bo to ożywia i duszpasterstwo, i polskość.
Bardzo ciekawe i praktycznie niepowtarzalne były nasze spotkania w różnych kościołach. Wszędzie szczególne miejsce zajmował obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Można by nawet tę naszą podróż nazwać pielgrzymowaniem po ośrodkach polonijnych do Matki Bożej Częstochowskiej. Na pamiątkę naszej wizyty także ofiarowywaliśmy wiernym obrazki z Matką Bożą z Jasnej Góry - znak jednomyślności w wierze.
Wiele jest w Ameryce nowych świątyń, wiele ich jest jeszcze w budowie. Na uwagę zasługuje np. kościół i klasztor Cystersów w Willow Springs. W tej parafii jest wielu górali. Jakże pięknie i gromko śpiewali oni podczas Mszy św. w noc czuwania. Mogłem tam wtedy również wygłosić konferencję.
Podczas naszej podróży, która miała charakter pastoralny, spotykaliśmy się z niezwykłą otwartością kapłanów i świeckich. Tak było wszędzie. Wyłoniła się przy okazji nowa potrzeba: podobnego do chicagowskiego spotkania z Polonią kanadyjską, bardzo liczną, w Toronto. I dla nas byłyby to ciekawe doświadczenia.
I był jeszcze nowojorski etap naszej podróży, mniej przygotowany i bardziej spontaniczny. Spotkałem się tam przede wszystkim z moimi przyjaciółmi z czasów, gdy byłem duszpasterzem akademickim w Częstochowie - Mariolą i Andrzejem Lewandowskimi, którzy przybyli tu po stanie wojennym w Polsce wraz z maleńką córeczką, trzy ich następne córki urodziły się już w Nowym Jorku. I tu zostaliśmy serdecznie przyjęci przez księży misjonarzy w kościele polskim na Greenpoint. Sprawowałem także Mszę św. dla tutejszej Polonii - kościół był pełen ludzi - i głosiłem konferencję podczas 40-godzinnego nabożeństwa. Odprawiałem też Mszę św. w kościele Świętego Krzyża, gdzie pracuje nasz nowojorski korespondent - ks. Ryszard Koper. Było jeszcze wiele spotkań, rozmów - z duszpasterzami, z przedstawicielami Kurii w Nowym Jorku i kolejna prośba: nowojorska Polonia także potrzebuje Niedzieli, chciałaby jednak więcej materiału z tej części Ameryki.
Odwiedziliśmy, oczywiście, tzw. Strefę Zero, po pamiętnym zamachu terrorystycznym 11 września 2001 r. To, co ujrzeliśmy, do głębi nami wstrząsnęło.
Byliśmy również w Doylestown - Amerykańskiej Częstochowie (pisałem o tym na łamach Niedzieli Częstochowskiej, nr 48), gdzie przyjął nas serdecznie o. prowincjał Krzysztof Wieliczko, paulin. Mieliśmy możliwość zwiedzić to imponujące sanktuarium, będące w swej najistotniejszej części powtórzeniem Kaplicy Jasnogórskiej: z czarnym hebanowym ołtarzem, tabernakulum, rzeźbami, złoceniami, kratami. Było to wzruszające. Duże wrażenie zrobił na nas polski cmentarz przylegający do sanktuarium, gdzie spoczywa ok. 7 tys. Polaków. To miejsce było ostatnim etapem naszej podróży, którym chcieliśmy podkreślić znaczenie Jasnej Góry dla Polaka-katolika i znaczenie duszpasterstwa maryjnego, które daje człowiekowi ogromną moc i bardzo sprawdza się w życiu.
Tak dobiegła końca nasza podróż. Po 8-godzinnym locie, pod miłą i czujną opieką personelu samolotu, wylądowaliśmy w Warszawie.

* * *

Pragnę podziękować w tym miejscu przede wszystkim gościnnym Gospodarzom, ale także moim towarzyszom podróży: ks. Jackowi Kowalikowi oraz red. Mariuszowi Książkowi. Ks. Jacek wspomagał mnie swoją bardzo dobrą znajomością języka angielskiego, czasami zastępował, reagował na potrzeby duszpasterskie środowiska. Pan Mariusz wykazał swoją spostrzegawczość, szybką orientację w rozkładzie miast, do tego stopnia, że mieszkający w Chicago księża niejednokrotnie pytali go o drogę. Ta pomoc była bardzo potrzebna, bo wizyta była odpowiedzialna i dość skomplikowana, wymagająca bieżących konsultacji.
Matce Bożej Częstochowskiej dziękowałem przez cały czas i dziękuję raz jeszcze za opiekę nad nami i naszą redakcją. Pod Jej okiem mogliśmy czuć się bezpieczni.
Dziękujemy za wszystko serdecznie Panu Bogu - Jego Świętej Opatrzności, która kierowała naszymi krokami.

PS
Wkrótce ukaże się album z naszej amerykańskiej podróży, w którym zamieścimy teksty wygłoszonych kazań i przemówień, wraz ze wskazaniem miejsc duszpasterstwa polskiego, a także zdjęcia dokumentujące nasze wędrowanie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Franciszka z Asyżu

Św. Franciszku, naucz nas nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tyle szukać miłości, co kochać!

Wszechmogący, wieczny Boże, któryś przez Jednorodzonego Syna Swego światłem Ewangelii dusze nasze oświecił i na drogę życia wprowadził, daj nam przez zasługi św. Ojca Franciszka, najdoskonalszego naśladowcy i miłośnika Jezusa Chrystusa, abyśmy przygotowując się do uroczystości tegoż świętego Patriarchy, duchem ewangelicznym głęboko się przejęli, a przez to zasłużyli na wysłuchanie próśb naszych, które pokornie u stóp Twego Majestatu składamy. Amen.
CZYTAJ DALEJ

Warszawa: W październiku Nocna Droga Różańcowa i Warszawski Dzień Różańcowy

2025-10-01 09:11

[ TEMATY ]

Nocna Droga Różańcowa

Warszawski Dzień Różańcowy

Karol Porwich/Niedziela

IX Nocna Droga Różańcowa i 16. Warszawski Dzień Różańcowy - to niektóre z propozycji duszpasterskich przygotowanych dla katolików w październiku w stolicy. Zgodnie z decyzją papieża Leona XIII w Kościele katolickim jest to miesiąc poświęcony modlitwie różańcowej.

Pierwsze ślady modlitwy różańcowej zanotowali egipscy pustelnicy w V w. n.e. Mnisi powtarzali wielokrotnie pierwszą część modlitwy „Zdrowaś Maryjo”, czyli pozdrowienie anielskie i błogosławieństwo św. Elżbiety. Drugą jej część dodano prawdopodobnie w XIV w. podczas epidemii dżumy w Europie. Ostateczny tekst „Zdrowaś Maryjo” zatwierdził papież Pius V w 1568 r.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję