Warto na wstępie przypomnieć wskazania Jana Pawła II z Listu apostolskiego Dies Domini:
"Jest [...] zrozumiałe, dlaczego na płaszczyźnie duszpasterskiej należy szczególnie podkreślać wspólnotowy wymiar liturgii niedzielnej. Jak już przypomniałem przy innej okazji, pośród różnych form działalności parafii „żadna nie ma tak żywotnego znaczenia i tak silnego wpływu formacyjnego na wspólnotę, jak niedzielna celebracja dnia Pańskiego połączona z Eucharystią”. Z tą właśnie myślą sobór przypomniał, że należy rozwijać „poczucie wspólnoty parafialnej, zwłaszcza w zbiorowym odprawianiu niedzielnych Mszy świętych”. W tym samym kierunku zmierzają także późniejsze instrukcje dotyczące liturgii, zalecające, aby w niedzielę i w dni świąteczne celebracje eucharystyczne odprawiane na co dzień w różnych kościołach i oratoriach były skoordynowane z celebracją sprawowaną w kościele parafialnym, a to właśnie po to, by „rozwijać poczucie przynależności do kościelnej wspólnoty, które umacnia się i wyraża w szczególny sposób przez wspólnotowe świętowanie niedzieli, zarówno w obecności biskupa, zwłaszcza w katedrze, jak i w zgromadzeniu parafialnym, którego pasterz zastępuje biskupa”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W zgromadzeniu niedzielnym najpełniej urzeczywistnia się jedność: w nim bowiem sprawowane jest sacramentum unitatis [sakrament jedności], które stanowi istotny element natury Kościoła – ludu zgromadzonego „przez jedność” i „w jedności” Ojca, Syna i Ducha Świętego. Chrześcijańskie rodziny znajdują w nim jeden z najbardziej wyrazistych znaków swej tożsamości i „posługi” jako „kościoły domowe”, gdy rodzice przystępują wraz z dziećmi do jednego stołu słowa i Chleba życia. Mówiąc o tym, należy przypomnieć, że przede wszystkim sami rodzice mają wychowywać swoje dzieci do udziału we Mszy świętej niedzielnej, korzystając z pomocy katechetów, którzy winni zadbać o to, aby program formacji dzieci powierzonych ich opiece obejmował przygotowanie do uczestnictwa we Mszy świętej, oraz wyjaśnić im, jakie jest istotne uzasadnienie obowiązku niedzielnego. Może się do tego przyczynić – w sprzyjających okolicznościach – także celebracja Mszy świętej dla dzieci w różnych formach przewidzianych przez przepisy liturgiczne (Dies Domini 35–36).
Reklama
Dziś mamy różnego rodzaju Msze św.: dla dzieci, dla młodzieży, dla studentów, dla rodzin, lekarzy, nauczycieli. Przykłady można by mnożyć. U podstaw tej różnorodności leży chęć uczynienia Mszy bardziej atrakcyjną, dostosowania jej do potrzeb określonych grup. Msze dla dzieci są często krótsze, dla młodzieży bardziej „nowoczesne”. Różnorodność oprawy liturgicznej, wychodzenie ku wiernym stanowią cenną zdobycz soboru.
Z pewnością, w zależności od charakteru wspólnoty wiernych, ich potrzeb, stanu, powinno się albo regularnie, albo od czasu do czasu odprawić specjalną Mszę św. Można na przykład zastosować odpowiednie czytania, dostosować rodzaj kazania, wprowadzić komentarze, jednak nie należy przez to rozumieć, że coś się zmienia w samej istocie celebracji. Doskonałą okazją do formacji liturgicznej młodzieży i dorosłych mogą być rekolekcje parafialne.
Jednocześnie każda msza św. powinna być odprawiana w taki sposób, by każdy znalazł w niej coś dla siebie. Spójrzmy na Ewangelię. Nie ma osobnej dla dzieci albo dla rodzin. Ewangelia jest jedna. Podobnie Msza św.
W nawiązaniu do przytoczonych na wstępie słów Jana Pawła II należy podkreślić znaczenie formacji liturgicznej dokonywanej przez rodziców i katechetów poza liturgią. Można bowiem odnieść wrażenie, że ta różnorodność Mszy jest dla wielu wygodną wymówką do porzucenia domowej katechizacji. Rodzice zabierają swe pociechy na liturgię eucharystyczną dla dzieci i oczekują, że na niej kapłan wszystko dzieciom wyjaśni. A Msza św. nie jest właściwym miejscem do tego, by dzieciom tłumaczyć, co to krzyż, a co to hostia i tak dalej.
Reklama
Oczywiście, trzeba dbać o to, aby dzieciom liturgia nie kojarzyła się z najnudniejszą rzeczą na świecie. Nie można jednak infantylizować obrzędów liturgicznych tylko po to, by je uatrakcyjnić dla dzieci. Kapłan musi przede wszystkim uważać, by nie przegadać Mszy, nie zamienić jej w talk-show. Owszem, komentarz wprowadzający w sens liturgii jest ważny. Trzeba jednak pamiętać, że wprowadzenie ma pomóc we właściwym przeżyciu Eucharystii czy przyjęciu słowa Bożego. Często dwa/trzy sensowne zdania są lepsze od długich i zawiłych wywodów.
Dziś wielu kapłanów, chcąc za wszelką cenę przyciągnąć do kościoła dzieci czy młodzież, zamienia Mszę w jarmark. W taką pułapkę łatwo wpadają kapłani pracujący z młodymi. Niektórzy z nich próbują naśladować język młodzieży, opowiadając im, że Pan Jezus jest „spoko”, a modlitwa może być „odlotowa”. Oczywiście, trzeba szukać nowych dróg docierania do ludzi młodych, jednak przykład Ojca Świętego Jana Pawła II pokazuje, że można doskonale rozumieć młodzież i rozmawiać z nią językiem Ewangelii.
Przykład papieża uświadamia nam, jak ważna jest wrażliwość na człowieka, do którego idzie się z Dobrą Nowiną. Trzeba umieć właściwie ocenić, jacy ludzie uczestniczą w liturgii, jakie są ich potrzeby. Jednak nie można zapominać o tym, że przesłanie Ewangelii jest jedno i jest ono uniwersalne. Ewangelia ma moc docierania wszędzie i do wszystkich. Nie trzeba za wszelką cenę uatrakcyjniać jej przesłania. Praca z dziećmi uświadomiła mi, że każdy z nas ma inną wrażliwość religijną.
Reklama
Na przykład są dzieci, które nawet podczas najbardziej nudnej mszy mają tak głębokie poczucie sacrum, że z nabożnym przejęciem przeżywają całą liturgię: wstają, siadają, klękają, uważnie śledzą kapłana i całym sercem uczestniczą. Takie dzieci instynktownie czują Boga. Są także takie, które podczas Mszy biegają, rozrabiają, wdrapują się na ołtarz. Nie potrafią się skupić. Podobnie jest z młodzieżą czy osobami dorosłymi. Trzeba umieć w sobie odkryć własny typ wrażliwości i odszukać taką liturgię czy takiego kapłana, który jej odpowiada.
Często rodzice zadają mi pytanie: w jakim wieku dziecko powinno zacząć uczęszczać wraz z rodzicami na mszę? Zawsze odpowiadam, że ściśle rzecz biorąc, obowiązek regularnego uczestnictwa w Mszy dotyczy dziecka, które przystąpiło do Pierwszej Komunii. Do tego czasu wszystko zależy od temperamentu i wrażliwości dziecka. Zdarza się, że podczas Mszy jakieś dziecko płacze, krzyczy, dokazuje. Jeżeli dzieje się tak w trakcie odprawiania Mszy dla dzieci, kiedy w kościele i tak panuje większy harmider, nie jest to wielki problem. Gorzej, gdy takie dziecko dokazuje podczas Mszy dla dorosłych. Myślę, że wówczas lepiej, aby rodzice zdecydowali się na udział w Mszach dla dzieci, a dorosłym pozwolili modlić się w spokoju.
W dużym mieście nie ma problemu z tym, by rodzice mogli uczestniczyć w Mszy świętej nawet z bardzo małym dzieckiem. Są przecież Msze dla dzieci, są kościoły, w których zbudowano osobne kaplice oddzielone od prezbiterium szybą, by zapewnić tam miejsce dla małych dzieci, albo przynajmniej gdzie można usiąść z dzieckiem gdzieś z boku, tak by nie rozpraszać innych. Nieco gorzej jest na wsiach lub w mniejszych miastach, w których nie ma Mszy dla dzieci. Dlatego jestem przeciwny temu, by na „dorosłą” Mszę świętą zabierać dziecko, które nie jest w stanie w spokoju wytrzymać godzinnej liturgii.
Reklama
Czasami lepszym rozwiązaniem jest odwiedzenie z dzieckiem kościoła poza Mszą św. W każdej chwili można z dzieckiem wejść do świątyni, pokazać mu kościół, spokojnie wytłumaczyć, że to jest dom Boży i jak się trzeba w nim zachowywać. Ważne, by przyzwyczajać dziecko do kościoła stopniowo, zachęcać, by w przyszłości samo zechciało tam chodzić.
Uważam, że trzeba również wspomnieć o sposobie, w jaki ubieramy się do kościoła. Pod tym względem w ciągu ostatnich lat bardzo wiele się zmieniło. Dawniej niedziela była dniem, w którym każdy ubierał się odświętnie. Przez strój dawał wyraz temu, że dzień święty jest inny niż pozostałe. Większość wiernych wie i dzisiaj, że do kościoła nie chodzi się w stroju plażowym czy dyskotekowym, ani ubranym byle jak.
Jednak jeden z kapłanów, prowadząc od ołtarza rekolekcje dla młodzieży, miał przed sobą siedzące w pierwszej ławce dziewczyny ubrane w bardzo krótkie spódniczki, noga na nogę pozakładane, brzuchy na wierzchu. Zastanawiał się, w jaki sposób mówić do tych młodych ludzi o Bogu. Nagle przyszło olśnienie. Popatrzył na te spódniczki mini i powiedział: „O, widzę, że przyszłyście podrywać Pana Boga!”. Dziewczyny jakoś próbowały się ogarnąć i księdzu łatwiej było tłumaczyć, że Msza św. to nie spotkanie towarzyskie, podczas którego można żuć gumę i siedzieć z założonymi nogami. To tłumaczenie powinno być permanentne. Dziś, w dobie laicyzacji tak wielu środowisk, trzeba ludziom jednoznacznie powiedzieć, że liturgia to sfera sacrum, aby wiedzieli, czego się mogą spodziewać i czego się od nich wymaga.
Reklama
Zbliżając się powoli do końca naszych rozważań, warto jeszcze poszerzyć nieco zagadnienie udzielania i przyjmowania Komunii św. Ostatnimi czasy przez Polskę przetoczyły się niezwykle gorące dyskusje dotyczące sposobu przyjmowania Eucharystii. W znacznej mierze skupiały się one właśnie na kwestii, czy przyjmować Ciało Pańskie w postawie klęczącej, czy stojącej, na rękę, czy do ust?
Otóż trzeba powiedzieć, że komunia na rękę czy na stojąco nie jest gorszącym wymysłem nowoczesnym! Przystępowanie do Komunii św. w postawie stojącej czy przyjmowanie Ciała Pańskiego na rękę było i dawniej praktykowane. W średniowieczu w czasie uroczystych mszy św. udzielano Komunii św. na rękę szlachcie.
Jesteśmy zawsze i będziemy dziećmi Bożymi, i mamy stawać się jak dzieci, ale jednocześnie od ludzi, którzy dorastają, trzeba wymagać samodzielności i dojrzałości, dlatego nie musi się podawać im Ciała Pańskiego do ust jak dzieciom pokarm. Co więcej, Eucharystię przyjmowano, stojąc. Postawa ta bowiem nie tylko wyraża dynamikę, gotowość do dawania świadectwa, lecz także jest symbolem Zmartwychwstania. A przecież Dzień Pański, czyli niedziela, a i każda msza św. jest czczona jako pamiątka Zmartwychwstania.
Reklama
Wielu ludzi zastanawia się, dlaczego zazwyczaj Komunia jest rozdawana wiernym jedynie pod postacią chleba. Otóż dzieje się tak przede wszystkim ze względów praktycznych. W Polsce w niedzielnych mszach uczestniczy około trzydziestu procent wiernych, z czego Komunię przyjmuje około szesnastu procent. W efekcie daje to wciąż setki, a czasem tysiące uczestników liturgii.
W krajach, w których wspólnoty wiernych są znacznie mniejsze, Komunia jest zazwyczaj rozdawana pod dwiema postaciami. W Kościele polskim dzieje się tak podczas ważnych momentów w życiu wiernych: ślubu, prymicji, rekolekcji. W takich momentach chodzi bowiem o to, by zachować pełnię znaku. Jednocześnie należy podkreślić, że każdy, kto przyjmuje Komunię pod jedną postacią, przyjmuje całego Chrystusa.
Fragment książki „O Mszy świętej”
Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.