Emigranci z Ameryki Łacińskiej przyczyniają się do liczebnego wzrostu Kościoła w Stanach Zjednoczonych, ale są też dla niego sporym wyzwaniem - pisał na swoich stronach „The New York Times”. Kościół katolicki jest dla emigranta częścią ojczyzny, z której przyjechał. Lgnie on do niego, bo dookoła wszystko jest obce. Ale Kościół, choć w swej istocie taki sam, to jednak w formie jest inny niż ten, w Meksyku, Brazylii czy innych krajach, z których przybyli emigranci. Brakuje im w amerykańskich parafiach poczucia wspólnotowości. Nieswojo czują się w pozbawionej żywiołowego południowego kolorytu liturgii.
Kościół stara się odpowiedzieć na to wyzwanie i zmienia styl duszpasterstwa, szczególnie tam, gdzie są największe skupiska hiszpańskojęzycznych emigrantów. Wprowadza znane im śpiewy, duszpasterze angażują się w pomoc nie tylko w wymiarze religijnym, ale codziennym. Emigranci coraz częściej zostają lektorami, odkrywają powołanie, które pielęgnują w seminariach, czy biorą aktywny udział w radach parafialnych lub ekonomicznych swoich wspólnot.
Niestety, nie zawsze jest tak dobrze. Część emigrantów - badania wskazują, że 1,3 mln - wybiera wspólnoty zielonoświątkowców. Ich nabożeństwa mają bardziej spontaniczny charakter, wykorzystywane są w nich elementy latynoamerykańskiej kultury i oferują większe poczucie wspólnotowości. Zielonoświątkowcy działają również w Ameryce Południowej. Tam też stanowią poważne wyzwanie dla Kościoła, o czym przypominał Benedykt XVI podczas swojej pielgrzymki do Brazylii.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu