Reklama

Rosiewicz wciąż modny

Andrzej Rosiewicz lubi zaskakiwać. Co kilka miesięcy słychać o nim z okazji nowych zaangażowanych piosenek. Wiosną zaskoczył piosenką „Cztery Tuski”. - Moje piosenki mnie niosą. Nie są to śpiewy tuzinkowe. Tematy są odświętne i wbrew pozorom ważne - mówi

Niedziela Ogólnopolska 37/2008, str. 30-31

Archiwum parafii Syberia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzej Rosiewicz śpiewa: „Będzie u nas fajnie, będziemy mieć w Polsce drugą Irlandię” na melodię znaną z jego piosenki „Cztery Ziobra”, o Zbigniewie Ziobrze. Pochwałę partii Kaczyńskiego zastąpiły żarty z obecnej ekipy. Piosenka, w kilku wersjach, podbiła internet, można ją było usłyszeć w Radiu Maryja, z którym jest ostatnio kojarzony. Pewnie nie jest to jego wielki comeback, bo trudno się dziś przebić w świecie show-biznesu komuś takiemu jak Rosiewicz. Ale choćby wpisy na internetowych forach świadczą o tym, że wciąż jest lubiany i pamiętany. Może jest jak wino: im starszy, tym lepszy, ale największe triumfy święcił jednak w latach 70. i 80. Wtedy właśnie - bez żadnej przesady - cała Polska śpiewała jego piosenki: „Zenek blues”, „Najwięcej witaminy” i „Chłopcy radarowcy”. Dziś wciąż pisze, wydaje płyty, których jednak w zwykłych księgarniach raczej się nie kupi.

„My jesteśmy pszczółki trzy”

Reklama

Jest artystą wszechstronnym: piosenkarzem, tancerzem, kompozytorem, tekściarzem, gitarzystą, choreografem. Ten absolwent Wydziału Melioracji Wodnych warszawskiej SGGW jako inżynier pracował tylko rok. - Żeby zostać showmanem, trzeba wcześniej być magistrem inżynierem - lubi żartować.
Zaczynał jako dziewięciolatek w zespole pieśni i tańca „Dzieci Warszawy”, potem grał i śpiewał z beatową kapelą „Pesymiści”, jazzową „Old Timers” i z „Asocjacją Hagaw”. Komponował, pisał teksty, grał, tańczył i śpiewał.
Dzięki piosence „Zenek blues” został osobowością roku festiwalu w Opolu w 1976 r. Wsparł go wtedy pisarz Stanisław Dygat, szef jury. O Zenku śpiewała wkrótce cała Polska. Dlatego, gdy w 1980 r. otrzymywał w Opolu pierwszą nagrodę za piosenkę „Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”, był już sławny i wolno mu było więcej niż innym. A to w czasach aluzji i cenzury było ważne, kto wie nawet, czy nie najważniejsze. - Tam był taki akapit: „lecz jak czułbyś się w tym domu czystym, oczywistym, gdyby w kuchni, ktoś przy dziecku, mówił po niemiecku”. Chcieli zmienić, żeby nie denerwować towarzyszy z NRD, ale odpuścili - opowiadał po latach.
Chcieli mu też zakazać śpiewania „Bzy, bzy, bzy, my jesteśmy pszczółki trzy”. Śpiewanie o owadach, które chcą zbudować drugi ul, nie było rozsądne, gdy Edward Gierek budował drugą Polskę. - Dzięki pozie wesołka w kolorowej muszce byłem tolerowany i zapraszany na festiwale, ale już za granicę woleli mnie nie wypuszczać. Jeździli bezpieczni wykonawcy - Rodowicz, Skaldowie. O mnie się bali, że coś chlapnę - opowiadał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Michaił stroi nowy mir”

Reklama

Kiedy w 1980 r. wybuchł karnawał „Solidarności”, on, jak wielu innych artystów, występował na solidarnościowych imprezach. Pisał zaangażowane piosenki, m.in. „Propagandę sukcesu” i „Graj Cyganie, graj”, a prasa dostrzegła nagle jego drugą twarz. - Fircyk i żartowniś pojechał wtedy na poważnie - oceniał sam po latach. Radiowym hitem w 1981 r. stali się jednak „Chłopcy radarowcy”, kpina z milicji, w rytmie krakowiaka.
Dzięki „Radarowcom” udawało mu się, jak opowiadał, nie płacić mandatów. Nie obrażali się milicjanci, lecz cenzorzy, którzy zakazali piosenki w stanie wojennym. Dopiero, gdy kilka lat temu Rosiewiczowi zabrali prawo jazdy (za rzekomą ucieczkę przed policją), dowiedział się, że nowe pokolenie radarowców nie zna już jego piosenki.
W 1987 r., z okazji pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, napisał piosenkę „Rzecznik ludu”: „Odjechałeś od nas ojcze, odpłynąłeś w chmurach,/ zostawiłeś nas z panami w szarych garniturach./ Ty tam sobie do słoneczka wysoko, wysoko./ A my w dole, tu na ziemi, a my tu z macochą./ Zostań z nami, wysłanniku dobrej gwiazdy./ Zostań z nami, serca oczekują cudu./ Zostań z nami, bądź rzecznikiem ludu”.
Bardziej zapamiętano piosenkę „Wieje wiatr od Wschodu”, o tym, że „Michaił [Gorbaczow] stroi nowy mir”. W ZSRR trwała odwilż, a w Polsce panowała martwa cisza. - Okazało się, że rozpoczęła się walka w odpowiednich departamentach KC PZPR, czy można „Michała” puszczać - mówił.
Rok później zaśpiewał Gorbaczowowi, gdy ten przyjechał do Polski. Po koncercie próbował przypiąć gościowi wielką złotą muchę. Pokazała to telewizja, a wielu miało potem do niego pretensje, że adorował sowieckiego sekretarza.

Dał się porwać fali

Reklama

Na początku lat 90. Rosiewicz nagle zniknął. Nie było go ani w telewizji, ani w radiu, rzadko ktoś zapraszał go na koncert. Czuł się fatalnie, bo przez lata był gwiazdą pierwszej wielkości. Jakie czasy, tacy artyści, oceniał. - Dziś wystarczy siedzieć na sofie i bluzgać, by być gwiazdą - tłumaczył lokalnej gazecie.
Gdy jeden z producentów wpadł na pomysł, żeby przerobić na nową nutę kilka piosenek Rosiewicza, ten dał się porwać fali disco polo. Nie miał wyjścia, twierdzi dziś. „Chłopcy radarowcy” brzmieli współcześnie i znaleźli się na discopolowej liście przebojów.
- Niektórzy śpiewali „riki, tiki, tak”. Ja nie poszedłem w takie tanie rzeczy, lecz śpiewałem na muzycznych podkładach swoich dawnych piosenek - mówi. Znów go ludzie słuchali, bo śpiewał to, co chcieli słuchać.
Nic złego nie widział w tym Jan Pietrzak, dawny kolega i współpracownik Rosiewicza. - Próbował różnych rzeczy, bo musiał. W pewnym momencie skasowano go administracyjnie, tak samo jak mnie. Nie miał prawa wystąpić w telewizji Kwiatkowskiego. Artyści niepokorni w czasach PRL-u, w III RP mieli zniknąć ze sceny - mówi Pietrzak.
Kiedy dwa lata temu Rosiewicz pojawił się w TVP z propozycją programu „Oblicza Rosiewicza”, powitano i przyjęto go po królewsku, ale o konkretach nie było mowy. I nie ma ich do dziś. Ale to już od dawna go nie dziwi. - Ręce mi opadają, jak widzę, kogo się lansuje - mówił.

Afryka czeka

Gdy znikło disco polo, on zniknął razem z nim. Późno, po pięćdziesiątce, założył rodzinę, urodziło mu się troje dzieci - syn i bliźnięta. W życiu rodzinnym mógł się czuć spełniony. W zawodowym - nie. Odnalazł się kilka lat temu w Radiu Maryja.
- Śpiewam tam, gdzie mnie chcą - tłumaczył. Ot, zadzwonili do niego współpracownicy o. Tadeusza Rydzyka i zaproponowali występ. Nieprzypadkowo zadzwonili: śpiewał przecież także piosenki patriotyczne i opowiadał w nich o rzeczywistości w sposób, który o. Tadeuszowi odpowiadał.
- On się z tego wszystkiego śmieje, z tych bzdur, które się o nim wypisuje - mówił Rosiewicz o o. Tadeuszu. Miał okazję poznać innego Ojca Dyrektora, niż ten, którego opisują media. Zrobił nawet program „Afryka czeka na ojca Rydzyka” (gdy pojawiły się pogłoski, że Ojciec ma pojechać na misję), a o. Tadeusz nie obraził się.
Rosiewicza znów można było usłyszeć w radiu i zobaczyć w telewizji. Innej możliwości pokazania się nie miał. Puszczano jego hit sprzed lat „Pytasz mnie, co właściwie cię tu trzyma”. Ale także nowe, zaangażowane utwory, choćby „Mamo, ja chcę do Iraku”, krytykujący wyjazd naszych żołnierzy na wojnę.
Piosenki o Iraku nie zyskały popularności. - Na moje piosenki zaangażowane jest małe zapotrzebowanie, chyba dlatego, że są niepoprawne politycznie, a ja nie jestem tubą oficjalnych poglądów - przypuszcza. W 2004 r. w politykę próbował zaangażować się osobiście. Wystartował z prawicowej listy do Parlamentu Europejskiego. Bez powodzenia.
Gdy w 25. rocznicę polskiego Sierpnia chciał wystąpić na koncercie w Gdańsku, dostał kosza. - Woleli Jeana-Michela Jarre’a. Przyjechał, wziął pieniądze, parę fajerwerków było, ale czy rzucił na kolana? - zastanawiał się w wywiadzie.
1 maja wystąpił na Czerwonym Pikniku przed Pałacem Kultury w Warszawie. Wszystko zepsuła gwałtowna burza, ale jest zadowolony: choćby dlatego, że ludzie odśpiewali mu „Sto lat”.

Druga Irlandia

W ubiegłym roku sensacją stał się występ Rosiewicza na zjeździe PIS-u, a piosenka „Cztery Ziobra” stała się nieoficjalnym hymnem tej partii. - W CV piszę o sobie: Andrzej Rosiewicz, kiedyś podpora PRL-u, a teraz artysta IV RP i o. Rydzyka - żartował w jednym z nielicznych wywiadów 64-letni dziś artysta.
- Wróciłem ze Stanów, gospodarka miała 6 proc. wzrostu, a tu słyszałem dziwne komentarze polityków PO. Dlatego usiadłem i napisałem: „Kaczory to potwory [dla PO]” - mówił.
Czy artysta nie bał się, że ludzie włożą go do jednej szufladki z PiS-em? - Nie boję się, lubię wyrażać swoje zdanie - mówi Rosiewicz. O Zbigniewie Ziobrze napisał, bo - jak tłumaczył - to, co robił minister, bardzo mu się podobało.
Dlatego uważa, że „Jeszcze cztery Ziobra i Polska będzie dobra”, a ostatnio ironizuje, że „Wystarczą cztery Tuski, no i porządek pruski, a będzie u nas fajnie, będziemy mieć w Polsce Irlandię”. Druga wersja nawiązywała do deklaracji rządu o wprowadzeniu podatku liniowego. „Wystarczą cztery Tuski, a będziem zbierać puszki” - śpiewa.
Piosenka pojawiła się na płycie „IV Stańczyk RP”. - Jestem tym Stańczykiem, w duszy tak się czuję. Czuję się w pewnym sensie kontynuatorem tego historycznego Stańczyka - tłumaczył.
Irlandię docenił zresztą piosenką po odrzuceniu przez nią Traktatu Lizbońskiego. Uznaje to za ważne wydarzenie, które pokazuje, że zwykli ludzie też mają coś do powiedzenia i od nich też coś zależy. Irlandia to dla niego „Wyspa zielona, nadzieja wolności narodów”.
- To artysta z klasą i własnym stylem, bardzo twórczy człowiek. Lubię go, cenię i podziwiam - mówi o nim Jan Pietrzak. Lubią, cenią i podziwiają Rosiewicza słuchacze, skoro wciąż, od kilkudziesięciu już lat, przychodzą na jego występy.

2008-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Różaniec z ojciem Pio - tajemnice chwalebne

2025-09-30 20:50

[ TEMATY ]

różaniec

św. Ojciec Pio

Agata Kowalska

Różaniec był ulubioną modlitwą Ojca Pio, a jego koronkę miał zawsze przy sobie. W dzień nosił go zawieszony na pasku przy habicie lub trzymał w ręce. Gdy kładł się spać do łóżka, dwa różance umieszczał pod poduszką po jednym z każdej strony, a trzeci okręcał wokół nadgarstka.

FRAGMENT KSIĄŻKI [KLIKNIJ]: "Różany ogród Maryi. Modlitwa różańcowa z Ojcem Pio". Wydawnictwo Serafin . DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!
CZYTAJ DALEJ

W Krakowie więcej uczniów uczęszcza na religię niż edukację zdrowotną

2025-10-02 06:50

[ TEMATY ]

religia

edukacja zdrowotna

religia w szkole

Adobe Stock

Około 33 proc. uczniów szkół w Krakowie będzie chodziło na lekcje edukacji zdrowotnej – wynika z danych urzędu miasta. To mniej niż przewidywały władze samorządowe. Im starsi uczniowie, tym mniejsze zainteresowanie przedmiotem.

To 17 081 uczniów z 51 116 uprawnionych – powiedziała w środę PAP dyrektor Wydziału Edukacji i Projektów Edukacyjnych w Urzędzie Miasta Krakowa Magdalena Mazur.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję