Boża Wola koło Mińska Mazowieckiego. Cisza, spokój, do miejskiego gwaru daleko. Wokół las, pola. To właśnie tu znajduje się Centrum Konferencyjne i Formacyjne „Dworek”. Odbywają się w nim rekolekcje prowadzone przez Opus Dei. Zaproszeni są wszyscy chętni. Jednak oddzielnie mężczyźni, kobiety i księża. Standard hotelowy. Pokoje w większości jednoosobowe. Do dyspozycji uczestników rekolekcji są też dwie kaplice, dwa duże salony, jadalnia, sale wykładowe.
Jak tam Boża Wola?
Reklama
Rocznie „Dworek” przyjmuje ok. tysiąca ludzi. Wśród nich są przedstawiciele różnych stanów i zawodów. Stałym gościem „Dworku” jest np. Paweł Zuchniewicz, dziennikarz i publicysta z Warszawy. - Życie to trochę tak jak informacja radiowa albo artykuł w gazecie. Jest to, co najważniejsze, mniej ważne i najmniej ważne. Właśnie tu uczę się, jak na co dzień to stosować. Jak wybierać te rzeczy, które są najważniejsze i według nich ustawiać wszystko inne - pisze Zuchniewicz na stronie internetowej:
Kiedy Jan Paweł II pierwszy raz usłyszał o „Dworku”, spodobało mu się, że leży we wsi o nazwie Boża Wola. Jakiś czas później zapytał nieżyjącego już bp. Álvaro del Portillo, prałata Opus Dei: - Co się dzieje z Bożą Wolą?
„Dworek” koło Mińska to jedna z wielu inicjatyw formacyjnych Prałatury Personalnej Opus Dei (Dzieło Boże) w Polsce. Organizacji trochę tajemniczej, niekiedy oskarżanej o posiadanie ukrytych skarbów, a nawet o nieformalne wpływanie na losy świata. - Nic podobnego. Nie mamy absolutnie żadnych tajemnic. Jesteśmy całkowicie przezroczyści. Płacimy natomiast wysoką cenę za to, że jesteśmy zwyczajnymi, normalnymi ludźmi. Tymczasem media zawsze szukają sensacji. A jak jej nie znajdują, to na siłę wymyślają. I przekazują potem, że coś kryjemy - mówi ks. prał. Piotr Prieto, wikariusz regionalny Opus Dei w Polsce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kierowca i sprzątaczka
Trzy lata temu niektóre media pisały o wpływie, jaki na polski rząd zdobyło Opus Dei. Sugerowano, że kilku ministrów jest związanych z tą organizacją. Tak było rzeczywiście, nie można jednak z tego wysuwać wniosku, że organizacja chce wpływać na politykę. - Osoba, która korzysta z formacji Opus Dei, działa na własną rękę. Nasze spotkania dotyczą tylko spraw duchowych. W sprawy polityczne nie ingerujemy - mówi ks. Prieto.
Inny zarzut stawiany Opus Dei to elitarność. Podobno nie każdy może wstąpić do tej organizacji, a formację kieruje ona do elit, ludzi bogatych, wpływowych, na stanowiskach. Ks. Prieto temu też zaprzecza. Nikt przecież nie ma wypisanej na twarzy przynależności do Opus Dei. Ale gdyby miał, to okazałoby się, że jest to np. kierowca autobusu, którym jedziemy do pracy, lub sprzątaczka w biurze, w którym pracujemy. - Przeciętni ludzie z Opus Dei mają problem, żeby im starczyło do pierwszego. Jesteśmy otwarci na każdego, bo każdy jest wezwany do świętości. Byłoby zupełnie nie po chrześcijańsku dyskryminować ludzi - podkreśla wikariusz Dzieła w Polsce. Nie neguje, oczywiście, również elity należą do Opus Dei. - Chrystus jest dla wszystkich, także dla tych osób, które mają wpływy w świecie - zaznacza. I dodaje, że jeżeli chce się dotrzeć naprawdę do każdego człowieka, to tym bardziej nie można zaniedbywać apostolstwa wśród tych, którzy wpływają na świat.
Najłatwiej związać się z Dziełem nieformalnie. Nie trzeba się nigdzie zapisywać, wystarczy przyjść na spotkanie formacyjne, przyjechać na rekolekcje. Każdy może to uczynić. Inaczej sprawa wygląda z formalną przynależnością. Żeby zostać przyjętym do Opus Dei, trzeba poprosić Prałaturę o przyjęcie. Następnie rozpoczyna się okres kandydacki, w czasie którego Dzieło sprawdza kandydata pod względem jego dojrzałości. Bo formalna przynależność wiąże się z konkretnymi zobowiązaniami: członek Opus Dei musi wszystko wykonywać rzetelnie i niczego nie zaniedbywać. - To naprawdę kosztuje, zwłaszcza gdy ktoś ma np. pięcioro dzieci i ciężką pracę, a oprócz tego stara się codziennie uczestniczyć w Eucharystii, odbywać półgodzinną medytację, czytać Pismo Święte, odmawiać Różaniec i regularnie korzystać z formacji Opus Dei. To kosztuje, ale ludzie decydują się na to dlatego, że chcą - mówi ks. Prieto w wypowiedzi dla KAI.
Dzieło bardzo duży nacisk kładzie na formację indywidualną: kierownictwo duchowe, regularną spowiedź. Odbywa się to równolegle z formacją wspólnotową.
Numerariusze
Większość członków Opus Dei to tzw. supernumerariusze. Mają oni swoje rodziny, żyją w małżeństwie, wychowują dzieci, normalnie pracują w swoim zawodzie. Ich misją jest przede wszystkim jak najlepsza realizacja powołania małżeńskiego, rodzicielskiego, jak najrzetelniejsze wypełnianie obowiązków zawodowych. Dużo mniejsza grupa to tzw. numerariusze. Ci zachowują celibat, nie zawierają małżeństw. - Dla nich rodziną jest Opus Dei. Ten czas, który normalnie poświęca się dla rodziny, oni oddają Dziełu. Mają pogłębioną własną formację, po to, żeby potem móc prowadzić i formować innych - wyjaśnia ks. Prieto.
Numerariusze mieszkają w ośrodkach Dzieła. Tak jak np. w pięknie położonym domu w centrum Warszawy przy ul. Górnośląskiej. Blisko stąd do Łazienek, a z okien widać Sejm. Mieszkające tu osoby stanowią radę wikariusza regionalnego w Polsce. Każdy ma własną pracę zawodową, ale po niej wraca do domu przy Górnośląskiej i resztę czasu poświęca na sprawy formacyjne i organizowanie działalności Opus Dei w Polsce. Chociaż numerariusze zachowują celibat, ubóstwo i posłuszeństwo, to jednak nie można tego porównać do życia w zakonie. - Nie jesteśmy zakonnikami, chociaż zakony bardzo szanujemy. Ale Bóg nie dał nam takiego powołania. Celibat istniał w Kościele od początku. Jezus wybrał dla siebie celibat i pierwsi chrześcijanie naśladowali Go właśnie często w celibacie. Podobnie i my, chociaż nie jesteśmy w zakonie - tłumaczy ks. Prieto. Dodaje, że wszystkie cnoty są ważne. Nie tylko czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, ale również pracowitość, lojalność, szczerość itd. - Zresztą - podkreśla wikariusz Dzieła - cnoty te są powiązane ze sobą. Bo jak ktoś nie zachowuje ubóstwa, to i nie będzie potem lojalny i szczery.
Opus Dei obecne jest w 54 krajach świata, na wszystkich kontynentach. Ma 83 tys. świeckich członków i prawie 1900 kapłanów. Powstało 80 lat temu. Dzieło założył w Madrycie św. Josemaria Escrivá de Balaguer. Chociaż może słowo „założył” nie jest tu najszczęśliwsze. - On je po prostu ujrzał. Ujrzał wielką mobilizację chrześcijan wezwanych do świętości pośród świata - mówi ks. Prieto.
I chociaż św. Josemaria niczego nie chciał zakładać, to jednak zrozumiał, że Bóg przygotował dla niego pewien konkretny plan, który trzeba zrealizować. Powstały więc struktury Opus Dei. Dzieło rozszerzało się. W 1992 r. Jan Paweł II beatyfikował Escrivę, a 10 lat później kanonizował. „Idąc jego śladami, szerzcie w społeczeństwie, niezależnie od rasy, klasy, kultury lub wieku, świadomość, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości” - mówił wtedy Jan Paweł II.