W ostatnią niedzielę stycznia br. po raz 60. obchodzić będziemy Światowy Dzień Trędowatych. Jest to znakomita okazja do przypomnienia światu o losie ludzi, którzy przez całe stulecia cierpieli nie tylko z powodu choroby wywołanej bakterią Hansena, ale przede wszystkim z powodu braku miłości. Trędowaci bowiem byli od zawsze uważani za ludzi przeklętych, niemających prawa do opieki, a nawet do życia. W krajach dalekiego Wschodu za pomoc trędowatym groziła nawet kara śmierci. I jeśli ktoś niósł pomoc tym, o których mówiono, że byli ludźmi umarłymi za życia - byli to zazwyczaj misjonarze, którzy potrafili w imię Chrystusa dzielić los swych podopiecznych. Dzięki postępowi cywilizacyjnemu w połowie ubiegłego stulecia trąd przestał być problemem Europy i innych zamożnych regionów świata, stając się chorobą zapomnianą. Tymczasem choroba ta wciąż rozwijała się wśród najuboższych mieszkańców naszego globu. Od 30 lat trąd jest uleczalny, ale wciąż groźny tam, gdzie panują głód, bieda i gdzie brak jest dostępu do elementarnej opieki medycznej.
Bóg daje nam wielkich ludzi
Reklama
Wszystko zaczęło się w listopadzie 1942 r. w klasztorze Sióstr Matki Bożej od Apostołów w Vénissieux k. Lyonu, gdzie sługa Boży Raoul Follereau schronił się przed wszechobecnym terrorem okupanta. Tam spotkał s. Eugenię, która wróciła akurat z Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie na terenie laguny w pobliżu Abidżanu natrafiła na kolonię dla trędowatych, których los poruszył ją do głębi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Raoul Follereau pierwszych trędowatych spotkał w 1936 r., kiedy to realizował dla argentyńskiego dziennika reportaż o wielkim misjonarzu francuskim Karolu de Foucauld. Spotkanie z s. Eugenią stało się doskonałą okazją do skonkretyzowania rodzących się planów zmierzających do zorganizowania wielkiej batalii na rzecz chorych, którzy od stuleci byli wyrzucani poza ludzkie osiedla i mogli liczyć co najwyżej na pomoc najodważniejszych misjonarzy.
Razem z s. Eugenią Follereau zaplanował budowę pierwszej, jak się później okazało, wzorcowej wioski dla trędowatych - Adzopé, miejsca, w którym trędowaci mieli być pielęgnowani, leczeni i przywracani do życia. By znaleźć pieniądze potrzebne do realizacji bądź co bądź śmiałego zamysłu, rozpoczął swoją wędrówkę po świecie, głosząc z wielkim zapałem konferencje. Był człowiekiem żywego słowa, niesłychanie elokwentnym i przekonującym. Wołał, prosił, napominał. Na uniwersytetach, w wielkich salach teatralnych, w kościołach, a nawet na stadionach otwarcie głosił pochwałę chrześcijaństwa, ale też przypominał obowiązki, jakie wynikają z opowiedzenia się za Chrystusem, który wzywa nas do miłowania nawet naszych nieprzyjaciół, nie mówiąc o tych, którzy akurat potrzebują naszej pomocy.
Światowy Dzień Trędowatych
Reklama
Jako człowiek czynu Follereau doskonale wiedział, że skuteczne działanie domaga się dobrej organizacji, logistyki i budowania struktur. Wiedział też, że wobec gigantycznego rozmiaru problemu trądu skuteczna misja musiała uzyskać wymiar światowy, globalny. Stąd gdy udało mu się przekonać odpowiednie międzynarodowe instytucje do ustanowienia Światowego Dnia Trędowatych, uznał to za pierwszy ważny krok do uzyskania sytuacji, w której bogaty i syty świat przypomni sobie o istnieniu tych, o których zapomniano, a którzy potrzebują naszej pilnej pomocy.
Światowy Dzień Trędowatych miał być okazją do upomnienia się o najuboższych mieszkańców świata. Raoul Follereau każdego roku uroczyście celebrował w różnych krajach Dzień Trędowatych, dbając, by było to prawdziwe święto i okazja do powrotu jeszcze niedawno izolowanych ludzi do normalnego życia wśród swoich rodzin, w swoich lokalnych społecznościach. Dbał o to, by w uroczystościach brali udział szefowie państw, przedstawiciele ministerstw, a także biskupi, księża, misjonarze i przywódcy innych religii.
Biorąc pod uwagę fakt, że sprzymierzeńcem trądu są głód i nędza, które są następstwem niesprawiedliwości i wojen w świecie - w walkę z trądem wpisują się starania sługi Bożego Raoula Follereau o ustanowienie Światowego Dnia Pokoju. Walka z trądem pod każdą jego postacią była zarazem walką o zagrożoną nowoczesnym barbarzyństwem kulturę chrześcijańską Europy, która za sprawą ideologii oświecenia i pozytywizmu zaczęła zapominać o swoim zakorzenieniu w chrześcijaństwie, tracąc swoją tożsamość.
Reklama
Dzięki geniuszowi organizatorskiemu udało mu się powołać międzynarodową federację ILEP, zrzeszającą wszystkie instytucje zaangażowane w walkę z trądem, która stanowi bardzo ważne ogniwo koordynujące pracę różnych instytucji, włącznie ze Światową Organizacją Zdrowia. Follereau tworzył struktury lokalne, wspierał badania naukowe, które doprowadziły do odkrycia skutecznej terapii.
Miłość w działaniu
Sługa Boży Raoul Follereau wspierał i inicjował nie tylko pomoc dla chorych, ale także badania naukowe, które doprowadziły w końcu w latach 80. ubiegłego stulecia do radykalnego przełomu. Odkryto bowiem skuteczną terapię w postaci precyzyjnie dobranej kompozycji antybiotyków. Wprowadzenie skutecznej z medycznego punktu widzenia terapii PCT nie zlikwidowało automatycznie trądu na świecie. Pomogło zradykalizować walkę z nim.
Mimo iż dzieło Follereau skierowane było do wszystkich potrzebujących pomocy, niezależnie od kultury, języka, przynależności etnicznej czy wyznawanej religii, Follereau, idąc za przykładem Karola de Foucauld, nie krył nigdy własnej tożsamości, swojego przywiązania do Ewangelii, która czyni nas ludźmi wolnymi, otwartymi i zdolnymi do tego, by kochać wszystkich, a zwłaszcza chorych i ubogich. Wszyscy bowiem są dziećmi tego samego miłującego nas Boga. W ten sposób uczył nas prawdziwego, niezakłamanego ekumenizmu, w którym nikt nie musi udawać ani ukrywać swojej tożsamości, swoich przekonań i hierarchii wartości. To sprawiało, że w leprozoriach zakładanych przez Apostoła Miłosierdzia do dziś pracują obok siebie katolicy, protestanci, muzułmanie czy hinduiści.
Nie byłoby wielkiego dzieła na rzecz trędowatych, gdyby nie gigantyczna praca formacyjna. Tysiące konferencji, tysiące spotkań z ludźmi różnych ras, poglądów i wyznań realizowanych podczas licznych podróży. Mówi się, że Follereau 23 razy objechał kulę ziemską z jednym wielkim przesłaniem wynikającym z doświadczenia Bożej miłości, która nas uzdalnia do odkrywania każdego dnia na nowo wielkości człowieka, którego kocha sam Stwórca.
Otwarcie się na miłość Bożą, doświadczenie tej miłości usprawnia nas do rzeczy wielkich, przekraczających naszą często zbyt ciasną wyobraźnię. To jest tajemnica wielkich dzieł ludzi świętych. Sługa Boży Raoul Follereau do takich właśnie ludzi należał, co powoli odsłania zainicjowany przez biskupa Paryża kard. André Vingt-Trois proces beatyfikacyjny.