ŻANNA KORBA: - Święta spędza Pani raczej tradycyjnie czy może wyjeżdża...
DANUTA WAŁĘSA: - Święta Wielkanocne, tak jak Bożego Narodzenia, spędzam tradycyjnie w domu. Cała rodzina się zjeżdża. Ale czuję różnicę między Świętami Wielkanocnymi i Bożonarodzeniowymi, bo dla mnie Święta Wielkanocne są świętami bardziej duchowymi. Triduum Paschalne, Rezurekcja, modlitwa to jest wartość duchowa, natomiast Boże Narodzenie staje się - niestety - coraz bardziej konsumpcyjne.
- Wielkanoc jest dla Pani ważniejsza?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Tak, bo przeżywam ją bardziej duchowo.
- Czy w okresie Świąt Wielkanocnych zbieracie się wszyscy przy jednym stole?
- Tak. Oczywiście, ten kto ma taką możliwość, bo jedna córka mieszka w Warszawie, syn w Toruniu - oni nie zawsze przyjeżdżają. Ale dzieci, które mieszkają w Gdańsku, są z nami w niedzielę na śniadaniu.
- Czym najbardziej cieszycie się w tej chwili, przeżyciami duchowymi i modlitewnymi, wspólną obecnością, czy raczej chwilą wytchnienia od pędzącego świata…
Reklama
- Chyba wszystkim po trosze. Wspólnie spotykamy się, to też jest pewna wartość, że porozmawiamy, poznajemy się jakby na nowo, bo każdy mieszka gdzie indziej i to jest pewne oddalenie, które prowadzi do takiego wyobcowania. Spotkania podczas świąt prowadzą do bliższego poznania i odczytania zachowania danej osoby.
- Wspominała Pani o Triduum Paschalnym…. Jakie uczucia religijne wywołuje u Pani czas Bożego Zmartwychwstania?
- Trudno mi w tej chwili powiedzieć… każdy dzień jest inny. Zaczynając od czwartku, każdy dzień ma swoją liturgię i własne skupienie. I dlatego każdy kolejny dzień wzbogaca mnie duchowo.
- Naszych czytelników na pewno zainteresuje jak prezydentowa radzi sobie z przygotowaniami do świąt? Czy mogłaby nam Pani przybliżyć kiedy te przygotowania się rozpoczynają?
- Nie, nie… u mnie to nie jest jakieś szaleńcze przygotowanie, raczej tak na spokojnie.
- Każdy otrzymuje jakiś przydział obowiązków?
- O, nie! Jestem kobietą niepracującą zawodową, więc na co dzień zajmuję się domem. Dlatego u nas to ja przygotowuję wszystko. Zresztą moje dzieci twierdzą, że ja to lubię i że one nie mogłyby mnie zastąpić. Oczywiście chciałabym abyśmy wspólnie przygotowali stół wielkanocny, ale każdy z nas ma tyle zajęć, że jak już rodzina się schodzi, to rzeczywiście jest to taki moment wytchnienia. Oni po prostu przychodzą odpocząć u mamy.
- A co z pisankami… sama Pani je maluje, czy może z wnukami?
Reklama
- Jak młodszy wnuk był u nas, bo pomagam córce wychowywać go, to owszem czasami malował. Ale teraz ma dziesięć lat, więc nie wiem, czy w tym roku będzie malował. Sama także maluję, ale tradycyjnie w łupinie cebuli.
- A później igłą?
- Nie, nie… Smaruję tylko tłuszczykiem, żeby się świeciły…
- A jak wygląda Państwa palma wielkanocna?
- Raczej skromnie. Mam swoją brzozę i ją nacinam, samą palmę obkładam troszeczkę bukszpanem tak przy rączce… Wygląda bardzo tradycyjnie.
- A w koszyczku co znajdziemy?
- W koszyczku również tradycyjnie.... tak jak wszyscy…. 5 jajeczek, kiełbaska, szyneczka, chlebek, sól…
- A kiedy już Państwo wrócicie w Niedzielę Wielkanocną z porannej Mszy, to jak wygląda Wasze śniadanie wielkanocne?
- Jest zwyczajnie, jak u każdego. Przede wszystkim biała kiełbaska z chrzanem, wędliny, jajeczko.
- Jest barszcz biały, żurek?
- Nie u mnie nie ma żurku ani barszczu... tylko wędliny i ta kiełbaska.
- A z ciast?
- Ciast jakoś specjalnie się u nas nie je. Są takie trzy podstawowe ciasta: babka wielkanocna, sernik i makowiec... Rodzina nie zajada się raczej słodyczami. Na przykład tortów, ciast tortowych w ogóle nie jadamy.
- Czyli później po takich świętach nie ma problemu z odchudzaniem?
- Nie, ma problemu (śmiech).
- Jakie życzenia składają sobie Państwo podczas tych świąt?
Reklama
- Przede wszystkim zdrowia, wzajemnego zrozumienia
- A czego życzyłaby Pani czytelnikom tygodnika „Niedziela”?
- Życzę szczęścia i miłości, żeby każdy na swej drodze znalazł to szczęście. I żeby było więcej zrozumienia i takiej wspólnoty wzajemności. Jest to dla mnie największe marzenie, żeby doszło do takiej jakby wielkiej rodziny. Nie mówię tu o rodzinie jako jednostce tylko o rodzinie jako narodzie, żeby ludzie bardziej się odnaleźli i odczytali, że nie po to człowiek żyje, aby nawzajem się tępić i dręczyć, ale po to żeby się wzajemnie rozumieć i kochać.