Reklama

Wiadomości

Dziecko ma być niemieckie i już!

Niedziela Ogólnopolska 33/2013, str. 38-39

[ TEMATY ]

dzieci

Niemcy

dziecko

Archiwum prywatne Wojciecha Pomorskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KATARZYNA WOYNAROWSKA: - Jak wieloma sprawami zajmuje się w tej chwili stowarzyszenie, które Pan założył?

Reklama

WOJCIECH POMORSKI: - Do naszego stowarzyszenia Dyskryminacja.de non stop zgłaszają się ludzie z prośbą o pomoc, bo niemiecki urząd ds. zarządzania dziećmi i młodzieżą, czyli Jugendamt, w dzisiejszej formie założony w 1939 r. przez Hitlera, którego celem była germanizacja dzieci, nawet wbrew korzystnym dla rodziców wyrokom sądu, przetrzymuje w przytułkach lub w tzw. rodzinach zastępczych ich dzieci. Zdarza się, że mamy 2-3 telefony lub e-maile dziennie, a są i takie dni, że mamy ich kilkanaście. W tej chwili toczy się kilka spraw, gdzie próbuje się, jak to zazwyczaj bywa, psychiatryzować polskich rodziców, by za wszelką cenę odebrać im dzieci. Pamiętajmy, że rodziny, o których tu mówię, to nie żadna patologia (ta stanowi może 2 proc.), lecz ludzie zaradni życiowo, często z wyższym wykształceniem, a ich jedyną „winą” jest to, że są Polakami. Wystarczy jakikolwiek wydumany powód, np. że dziecko jest smutne po śmierci babci lub jest „przestraszone” w szkole, gdyż zetknęło się z nowym środowiskiem, językiem i nie może znaleźć toalety. Zamiast zrozumieć takie dziecko i mu pomóc, zabiera się je często podstępem ze szkoły, kieruje do psychologa i psychiatry oraz doszukuje się u niego oraz u jego rodziców choroby psychicznej. Taki scenariusz „psychiatryzowania” polskich rodziców poprzez tzw. opinie biegłych i pod tym pretekstem odbierania im dzieci dotyczy 97 proc. przypadków. Niemcy i Austriacy wymierają i dlatego na gwałt szukają - pielęgnując swoją starą niechlubną tradycję - narybku na nowe pokolenia Niemców i Austriaków właśnie w rodzinach przybyszów z innych krajów, a szczególnie z Polski.

- Na jakiej podstawie prawnej niemiecki Jugendamt zabiera ludziom z polskimi paszportami dzieci? Bo ich interwencje nie dotyczą tylko rodzin, w których jedno z rodziców ma obywatelstwo niemieckie, prawda?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Na terenie państwa niemieckiego dziecko w pierwszej kolejności należy do Jugendamtu jako tzw. pierwszego rodzica. Dopiero w drugiej kolejności są rodzice biologiczni. Jugendamt ma nieograniczoną władzę od czasów Hitlera i powtarzam: to się nie zmieniło. Może nawet lekceważyć korzystny dla rodziców wyrok sądu i często tak się dzieje, bo tu nie chodzi już tylko o zaludnianie Niemiec i Austrii, ale też o otrzymywanie za każde polskie dziecko ogromnych pieniędzy, dochodzących nawet do 7-8 tys. euro miesięcznie. Profity czerpie Jugendamt i aktywiści tej posthitlerowskiej organizacji o statusie urzędu.
Jugendamt może wszystko. Ingeruje prawie zawsze w przypadku rozwodu rodziców i praktycznie regułą jest, że obcokrajowiec traci dziecko, a otrzymuje je rodzic niemiecki. Faktem jest, że w małżeństwach polsko-niemieckich to kobiety - Polki - w 99 proc. wychodzą za Niemców. Tak więc w Niemczech i Austrii - jedynie ze względów nacjonalistycznych - to polskie matki tracą dzieci, co jest odwróceniem statystyk, gdyż w małżeństwach jednonarodowych praktycznie regułą jest, że dzieci - w 95 proc. - zostają przy matce. Znam nawet ekstremalne przypadki, że niemiecki sąd przyznał dziecko za wskazaniem Jugendamtu ojcu - Niemcowi - skazanemu prawomocnym wyrokiem za pedofilię, aby nie wróciło ono z matką do Polski. Dziecko ma być Niemcem i już. Taka jest brutalna prawda.

- Czy Jugendamt podejmuje podobne działania także wobec obywateli innych krajów niż Polska?

- W przypadku rodzin z krajów islamskich Niemcy wykazują dalece idącą ostrożność. Chyba mają świadomość, że za odebranie islamskiego dziecka i wychowanie go w kulturze europejskiej dostaliby przysłowiowy „nóż w plecy”. Z Polakami robią jednak, co chcą...

- W wypowiedziach prasowych mówi Pan o źle działających - lub w ogóle bezradnych - polskich służbach konsularnych. Czy nadal panuje wśród nich taka „niemoc”?

Reklama

- Nikt się za nami nie ujmie. Obecny rząd Tuska ma w stosunku do Niemiec służalczą postawę petenta, a nie partnera. Wśród ludzi z tego środowiska pokutuje mentalność poddanego, z czym nasze stowarzyszenie Dyskryminacja.de się nie zgadza, gdyż taka postawa świadczy o braku godności, honoru i polotu polityczno-dyplomatycznego. W mojej ocenie jest żenująca i obraża polski naród. Premier Tusk nie chce nadszarpywać, jak to określił, „najlepszych od dziesięcioleci stosunków polsko-niemieckich”. Na podległe min. Sikorskiemu placówki zagraniczne RP (konsulaty i ambasady) nie możemy liczyć. Oni nie chcą nadstawiać karku za polskie dzieci, ignorując sygnały i zgłoszenia o kłopotach Polaków w Niemczech. Wolą zachować ciepłe i bardzo dobrze płatne „posadki” i popijać szampana na rautach dla swoich skrzętnie dobranych statystów, wznosząc toasty za polsko-niemiecką „przyjaźń”. Tylko że my, Polacy na emigracji, znamy prawdę i wiemy, jak ta „przyjaźń” i współpraca wygląda i jak się nas tutaj traktuje. Nasze stowarzyszenie Dyskryminacja.de, nasza walka o polskie dzieci i polski język oraz o naszą kulturę nie są dotowane przez obecny polski rząd Tuska i MSZ Sikorskiego. Dotowane były, gdy ministrem spraw zagranicznych była Anna Fotyga w czasach rządu PiS-u. Utrzymujemy się jedynie ze składek członkowskich i datków ludzi dobrej woli, a koszty adwokatów i procesów sądowych w Niemczech są horrendalne i wynoszą nawet kilkanaście tysięcy euro.

- Czy może Pan opowiedzieć naszym czytelnikom kilka historii, w których rozwiązanie włączyło się Pana stowarzyszenie?

Reklama

- Historii takich znam bardzo wiele i każda jest dramatyczna. Śledząc nadgorliwość Jugendamtu, niemieckich i austriackich sądów, policji, starających się za wszelką cenę i wszystkimi sposobami odebrać polskim rodzicom dziecko, można by napisać scenariusz do kilku filmów sensacyjnych. Mogą podjechać wozem strażackim pod okno i w środku nocy usiłować wtargnąć po drabinie do mieszkania na trzecim piętrze, gdyż matka broniąc dzieci, zabarykadowała drzwi. Albo w sklepie w biały dzień powalić na ziemię matkę trzymającą na ręku dziecko, wykręcić jej ręce i przytrzymywać tak długo, aż wyrwane siłą i płaczące za matką dziecko nie odjedzie z obcymi ludźmi samochodem do miejsca znanego jedynie aktywistom Jugendamtu. Rodzicom - w najlepszym przypadku - zezwala się widywać dzieci raz na tydzień, następnie raz na dwa tygodnie - naturalnie zawsze pod dozorem czujnych aktywistów Jugendamtu - i tak stopniowo odzwyczaja się dziecko od rodziców, aż pewnego dnia wywozi się je do rodziny zastępczej. Wtedy traci ono na zawsze kontakt z własnymi rodzicami i jest wychowywane, oczywiście, na Niemca/Austriaka. W takim wypadku niezbędna jest natychmiastowa pomoc dobrych i sprawdzonych specjalistów. Jeśli zapadną już jakieś niekorzystne dla rodziców wyroki sądu (a często w tempie ekspresowym pozbawia się ich praw rodzicielskich), trudno jest to potem „odkręcić”, ale w Polskim Stowarzyszeniu Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech - Dyskryminacja.de - mamy wielu ekspertów i bardzo dobrych specjalistów - w tym byłego pracownika Jugendamtu, który ze względów etycznych zrezygnował z pracy w tej organizacji i od dwóch lat działa w naszym stowarzyszeniu. Dlatego skuteczność naszych działań jest bardzo wysoka.

- Jaką sprawę (lub sprawy) uznaje Pan za wasz największy sukces?

- Każde polskie dziecko, które po tak trudnej i wyczerpującej psychicznie i fizycznie walce wraca do swoich rodziców, jest dla nas ogromnym sukcesem i ogromną radością. Bardzo zżywamy się z ludźmi, którym pomagamy, i przeżywamy razem z nimi ich sytuację i walkę o dzieci. Nie da się opisać słowami widoku udręczonych rodziców, którzy ze łzami w oczach odbierają z niemieckich przytułków lub tzw. rodzin zastępczych swoje dzieci. Łza się w oku kręci. Dla takiej chwili warto podjąć każdy trud i wysiłek. Każda taka chwila jest dla nas ogromnym sukcesem. No i świadomość, że to małe, „odbite” z rąk Jugendamtu dziecko będzie wzrastało na Polaka w polskiej rodzinie i będzie mogło swobodnie mówić po polsku, jest dla mnie osobiście wielką radością, gdyż moje dwie córeczki od ponad 10 lat są wbrew mojej woli germanizowane przez Jugendamt w Niemczech i w Austrii. Wraz z moją byłą żoną Niemką urząd ten zorganizował porwanie moich ukochanych dzieci z ich domu rodzinnego w Hamburgu. W każdym takim odzyskanym z Jugendamtu polskim dziecku widzę więc moje córeczki i doskonale wiem, co czują ci rodzice. Cieszę się ich radością oraz przerwaniem ich cierpienia. Spowodowane przez Jugendamt i aparat państwa niemieckiego oraz austriackiego cierpienie i rozłąka moich córeczek Justynki Marii i Iwonki-Polonii Pomorskich, cierpienie całej mojej polskiej rodziny i moje trwa już ponad 10 lat. Nie chcę, by ktokolwiek przeżywał podobne morze bólu, i dlatego walczę - też jako prezes założonej przeze mnie ww. instytucji - całym sercem o każde polskie dziecko, które organizacja Jugendamt - według mojej i innych ekspertów opinii określana jako organizacja przestępcza - oraz państwa niemieckie i austriackie krzywdzą. Wiem, że tę walkę ostatecznie wygramy i doprowadzimy do wielkich zmian w nacjonalistycznych Jugendamtach, bo walczymy w imię miłości i prawdy oraz dla dobra rodzin, a za tym stoi Bóg. A gdy Bóg z nami - któż przeciwko nam?

* * *

Wojciech Leszek Pomorski
Polak, lat 43, pochodzący z Kaszub. Urodzony w Bytowie (woj. pomorskie). Nauczyciel, magister germanistyki Uniwersytetu Śląskiego, politolog. Ojciec dwóch germanizowanych od ponad 10 lat córek - Justyny Marii i Iwony Polonii Pomorskich. Rodzice - rdzenni Kaszubi - są nauczycielami. Ojciec - Wacław Pomorski, polityk, znany poeta, wszechstronny artysta i malarz, był działaczem „Solidarności”. Został aresztowany po wprowadzeniu stanu wojennego. Odznaczony w 2007 r. przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Rodzina była prześladowana przez władze komunistyczne. Wojciech Leszek Pomorski od stanu wojennego do emigracji aktywny działacz podziemia „Solidarności”, szykanowany przez komunistyczne władze. Od lipca 1989 r. - na emigracji w Niemczech. Aktywnie działa i angażuje się w życie Polonii w Niemczech. Założyciel polskojęzycznych grup w niemieckich przedszkolach. Prezes i założyciel: „Związku Polaków w Niemczech Rodło Oddział II w Hamburgu”, „Nowego Związku Polaków w Niemczech - 2000 t.z.” oraz „Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech t.z.”.

2013-08-12 14:15

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Cud życia! Noworodek "ożył" na rękach rodziców

[ TEMATY ]

życie

dziecko

Bożena Sztajner / Niedziela

Chociaż maleńki Jamie żegnał się ze światem, udało mu się przeżyć. Serce wcześniaka zaczęło bić dzięki dotykowi zrozpaczonych rodziców.
CZYTAJ DALEJ

Bluźniercza „Msza narkotykowa” zatwierdzona przez... Uniwersytet Nebraski. Uczelnia przeprasza

2025-08-10 07:45

[ TEMATY ]

happening

bluźnierstwo

Msza narkotykowa

Uniwersytet Nebraski

uczelnia przeprasza

Drag Mass

Adobe Stock

Na uniwersytecie w Nebrasce została zorganizowana bluźniercza "Msza narkotykowa"

Na uniwersytecie w Nebrasce została zorganizowana bluźniercza Msza narkotykowa

Stanowy Uniwersytet Nebraski w Lincoln oficjalnie przeprosił za zatwierdzenie bluźnierczego happeningu „Drag Mass” (Msza narkotykowa) w kwietniu, który wyśmiewał liturgię katolicką. Uczelnia wszczęła też śledztwo w tej sprawie po sprzeciwie katolików. W czerwcu potępił ją biskup Lincolnu - James Douglas Conley, nazywając ją „rażącym, publicznym przejawem dyskryminacji na tle religijnym”.

Wydarzenie to zorganizował doktorant muzykologii Joseph Willette, który twierdził, że chciał w ten sposób „zbudować pomost między kulturą homoseksualną (queerness) a duchowością”. Występ naśladował różne części Mszy, w tym Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus i Agnus Dei.
CZYTAJ DALEJ

Bp Muskus: Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał

2025-08-11 14:35

[ TEMATY ]

bp Damian Muskus

Piesza Pielgrzymka Krakowska

wołanie

Bartymeusz

nabożeństwo pokutne

Adobe Stock

Nie ma takiego wołania, którego Bóg by nie usłyszał. Nie ma. On słyszy nawet tych, którzy odwrócili się od Niego, którzy coś mamroczą pod nosem albo i nic nie mówią. On słyszy także ich milczenie. Słyszy każdego. Słyszy wątpiących, słyszy rozczarowanych. Słyszy wszystkich. Bóg wyciąga ręce do ślepców i żebraków i pyta: „Co chcesz, abym Ci uczynił?”. Pyta o to każdego z nas - mówił bp Damian Muskus podczas nabożeństwa pokutnego na Przeprośnej Górce, w którym uczestniczyli pątnicy 45. Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej.

W homilii biskup powiedział, że opowieść o Bartymeuszu mówi o tym, jak odzyskać nadzieję i jak nią żyć. W tym kontekście dodał, że aby żyć nadzieją, należy przebaczyć samemu sobie. - Co to znaczy? To znaczy trzeba pogrzebać wszelką nadzieję na lepszą przeszłość. Słuchajmy uważnie - nie przyszłość. Trzeba pogrzebać, przebaczyć to znaczy pogrzebać nadzieję na lepszą przeszłość. Co to znaczy? To znaczy, że to, co się już stało w naszym życiu, co się dokonało, tego już nie można zmienić - wskazał.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję