Zniszczenia wojenne to jedna z głównych przyczyn zapóźnienia gospodarczego i cywilizacyjnego Polski. Tymczasem nigdy od Niemców nie otrzymaliśmy rekompensaty za dewastacje i straty wywołane ich agresją. Co prawda 10 lat temu Sejm podjął uchwałę zobowiązującą rząd do podjęcia działań w tej sprawie, jednak kolejni premierzy nic w tym temacie nie zrobili.
Polska wciąż ma prawo dochodzić od Niemiec reparacji wojennych. Nigdy z nich nie zrezygnowała! mówi prof. Bogdan Musiał, historyk z UKSW. Brak takich rekompensat to pozostałość komunizmu, wieloletniej zależności od Sowietów, ale i skutek zaniedbań władz III RP. Po II wojnie światowej wszyscy na Zachodzie odszkodowania dostali. Polska, jedna z największych ofiar Hitlera, nie dostała nic.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Za pośrednictwem Sowietów
Sprawa ta jest w Polsce tematem nieporuszanym, bo niewygodnym dla rządzących. Głośniej było o niej przed 4 laty, gdy Niemcy wpłaciły ostatnią ratę reparacji zasądzonych im w traktacie wersalskim w 1920 r. Francji i Wielkiej Brytanii za straty poniesione przez te kraje w czasie... I wojny światowej. Innymi słowy po 92 latach Niemcy zostały rozliczone za wyrządzone szkody po rozpętanej przez siebie w 1914 r. wojnie.
Reklama
Nie zostały natomiast pociągnięte do finansowej odpowiedzialności wobec Polski za spustoszenie jej w latach 1939-45. Polacy nigdy reparacji nie dostali podkreśla prof. Musiał. Zresztą zanosiło się na to już podczas konferencji w Poczdamie. Uzgodniono, że Niemcy zapłacą 20 mld ówczesnych dolarów, a połowa tej kwoty miała przypaść Związkowi Sowieckiemu, z której miał on zaspokoić polskie żądania. To mało konkretne stwierdzenie powodowało, że Polacy mogli liczyć tylko na dobrą wolę ZSRS.
W dwustronnych rozmowach ustalono, że Sowieci przekażą Polsce 15 proc. swojej części reparacji, czyli 1,5 mld dolarów. Nie przekazano ich, a wręcz obniżono tę część do 7,5 proc. mówi prof. Musiał. Do 1953 r., gdy zakończyły się wypłaty reparacyjne, Polska otrzymała według sowieckich, zawyżonych danych urządzenia i towary na sumę 230 mln dolarów (a miała dostać je na kwotę 750 mln USD). Jednak nawet te dane naszych wschodnich sąsiadów nie pokazują rzeczywistości. Bo narzucili oni Polsce ogromny... haracz.
Największa akcja rabunkowa
Ów haracz to coroczne ogromne dostawy węgla po ok. 1/10 ceny. Sowieci nie pokrywali nawet kosztów transportu! Czyli to Polska płaciła ZSRS reparacje wojenne za Niemcy. Nie wiadomo za co, bo w Poczdamie ustalono, że będzie odwrotnie mówi prof. Musiał. Jak się oblicza, na takich „odszkodowaniach” Polska straciła 600 mln ówczesnych dolarów. A ten fatalny bilans pogłębiony został dodatkowo przez sowiecki rabunek urządzeń, surowców i całych fabryk.
Reklama
Z badań prof. Musiała wynika, że do rabunków dochodziło na całym obszarze między Odrą a Bugiem. Sowieci w sierpniu 1945 r. zrzekli się roszczeń do mienia niemieckiego w całej Polsce, w tym także na ziemiach zachodnich, jednak wcześniej przez pół roku nie tracili czasu. Wszystkie fabryki i zakłady na terenach niemieckich, które miały wejść w obręb granic naszego kraju, oraz cały przemysł ciężki (metalurgiczny, zbrojeniowy, chemiczny itd.) na obszarze Polski uznano za zdobycz wojenną.
Demontowano i wywożono całe fabryki, elektrownie, urządzenia, tory kolejowe, stacje telefoniczne, rzeźnie, surowce, prefabrykaty, bydło... Według danych sowieckich, wywieziono 146 tys. wagonów kolejowych urządzeń, sprzętu, a także różnych cennych materiałów, ważących prawie 2 mln ton. Była to najpewniej największa akcja rabunkowa w historii XX wieku.
Bez mocy prawnej
Złodziejskie, z naszego punktu widzenia, wypłaty reparacyjne zakończyły się w sierpniu 1953 r., gdy rząd sowiecki zrzekł się kolejnych roszczeń wobec Niemiec, a zaraz za nim uczynił to rząd PRL, składając w tej sprawie oświadczenie. I właśnie to oświadczenie Niemcy wykorzystują do stwierdzenia, że wszelkie zobowiązania reparacyjne wobec Polski zostały spłacone.
Wymuszona na komunistycznych władzach w Warszawie deklaracja o zrzeczeniu się roszczeń nie ma żadnej mocy prawnej podkreśla prof. Musiał. Nie ma żadnej ustawy, żadnego dokumentu rządowego na ten temat. Ogłoszono tylko w prasie, że Polska rezygnuje. Gdyby nawet taki akt prawny istniał, i tak byłby nieważny. Nie była to suwerenna polska decyzja, bo było podjęta w Moskwie. Berlin nie może się tym zasłaniać.
Reklama
Pomaga mu w tym część polskich ekspertów. Podważanie ustaleń poczdamskich czy układu z 1953 r., np. przez dowodzenie, że nie byliśmy wówczas stroną ani suwerennym podmiotem, mogłoby przynieść fatalne skutki polityczne, w tym żądania terytorialne ze strony Niemiec tak twierdzi np. prof. Władysław Czapliński z Polskiej Akademii Nauk.
Większość specjalistów ma jednak inne zdanie: sprawa wciąż jest otwarta, nie ma mowy o tym, że Niemcy już rozliczyły się ze zniszczeń i strat wywołanych ich agresją. Berliński adwokat Stefan Hambura stwierdził w swoim opracowaniu dla Sejmu, że takie reparacje są możliwe do wyegzekwowania, zaś prof. Jan Sandorski tak pisze w swojej ekspertyzie: „Oświadczenie rządu PRL (...) było nieważne i jako takie nigdy nie wywierało i nie wywiera skutków prawnych”.
Ad Kalendas Graecas?
Gdy Sejm we wrześniu 2004 r. podjął uchwałę, w której wezwał rząd do podjęcia działań w kwestii otrzymania przez Polskę reparacji wojennych za zniszczenia oraz straty spowodowane niemiecką agresją, okupacją, ludobójstwem i utratą niepodległości naszego kraju, mógł to być dobry punkt wyjścia do starań o wynagrodzenie doznanych krzywd. Niestety, ówczesny premier Marek Belka oświadczył, że występowanie z takimi postulatami jest niebezpieczne dla Polski, a uchwała nie jest dla niego wiążąca.
Kiedy rok później, tuż przed wyborami do Sejmu, Jan Rokita i Jarosław Kaczyński zapowiedzieli, że jeśli wspólnie utworzą rząd, będą się domagać wypłacenia Polsce należnych odszkodowań, nic nie mogło z tych obietnic wyniknąć: PO-PiS nie powstał, sprawa została odłożona i nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle powróci.
Reklama
„Gdyby Polacy wystawili nam rachunek za zniszczone miasta, zrujnowane fabryki, zrabowane dzieła sztuki czy zapóźnienie cywilizacyjne, będące konsekwencją wojny ostrzegał swoich rodaków Günter Grass, niemiecki pisarz, laureat Nagrody Nobla bylibyśmy dłużnikami w nieskończoność”. Czy nie czas na wystawienie tego rachunku?
Z prawnego punktu widzenia mamy taką możliwość mówi prof. Musiał. A czy powinniśmy to zrobić? Niemcy wszelkimi sposobami będą blokować takie roszczenia, ale jest to potrzebne chociażby ze względu na wywołanie dyskusji.
W 75. rocznicę niemieckiej agresji na Polskę, 1 września rano tego dnia spadły pierwsze bomby na Wieluń mec. Stefan Hambura złoży pozew przeciwko Niemcom o wypłatę odszkodowań za mienie zagrabione Polakom podczas wojny. Sprawa dotyczy dekretu Hermanna Göringa i konfiskaty majątku polskich organizacji, wartego według dzisiejszych cen z odsetkami 500 mln euro.
Niemcy przegrali wojnę, którą wywołali, ale krzywd polskiej mniejszości nie naprawili do dziś. Pora im to przypomnieć mówi mec. Hambura. Związek Polaków w Niemczech dotarł do dowodów, które dają szansę na powodzenie w sądzie. Ale co z reparacjami wojennymi, których Polska nigdy nie otrzymała od Niemców?
Jest taka możliwość, tyle że chyba musiałyby się zmienić rząd i wymiar sprawiedliwości przyznaje mec. Hambura. Nie jest powiedziane, że sprawa jest nieaktualna. Nie ma traktatu pokojowego Polski z Niemcami, jest tylko traktat „Dwa plus cztery” (z 1990 r., dotyczący zjednoczenia Niemiec przyp. W. D.). Gdy zmieni się sytuacja polityczna na świecie, sprawa może wrócić, ale i wtedy wiele będzie zależeć od determinacji polskiego rządu.
Wywołanie sprawy powinno, zdaniem prof. Musiała, służyć przynajmniej edukacji. Sowieckie rabunki i to, jak przebiegały losy reparacji, nawet w Polsce są zapomniane. W Niemczech panuje przekonanie, że Polska zyskała gospodarczo dzięki przesunięciu granic i przejęciu uprzemysłowionych terenów poniemieckich mówi. Oni czują się ofiarami Polaków, nie mają świadomości, co w Polsce i Polsce zrobili.